Z okazji piętnastolecia „Charakterów” ogłoszono konkurs, w którym należało opisać 15 rzeczy, jakie można zrobić w kwadrans, żeby skutecznie poprawić sobie nastrój.
Przyjrzałam się propozycjom nagrodzonym.
I co?
Wyszło mi, że robię sobie dobrze jak... mężczyźni.
VII Michał Zakrzewski:
1. Wziąć prysznic – brzmi może nieprzekonująco, ale czyni cuda.
2. Zapalić kadzidełko – nagła zmiana zapachu też nieźle działa, odpręża umysł.
3. Napisać krótki list do samego siebie – terapia narracyjna działa niezawodnie.
4. Zrobić porządek na biurku, w szafie, gdziekolwiek – ład dookoła daje złudzenie poczucia kontroli.
5. Zjeść grzankę z masłem czosnkowym i serem, posypaną odrobiną słodkiej papryczki.
6. Obejrzeć scenę z „Mamma Mia” z piosenką „Dancing Queen” – satysfakcja gwarantowana!
7. Posłuchać bardzo głośno bardzo „odmóżdżającej” muzyki – na mnie działa „Enter Sandman”.
8. Obejrzeć kreskówkę, im mniej wycudowana – tym lepsza, może być Reksio.
9. Przeczytać dobry felieton.
10. Wyciągnąć się na chwilę na kanapie, z zamkniętymi oczami, uspokoić oddech i myśli.
11. Strzelić szklaneczkę dobrej, szkockiej.
12. Zrobić kilka skłonów, brzuszków, przysiadów.
13. Spróbować dociec przyczyny powstania złego humoru i obmyślić „plan B” na przyszłość.
14. Zamknąć się w pokoju, w łazience i zapewnić sobie chwilę świętego spokoju i samotności.
15. Pogodzić się z faktem, że kolega z pracy ma fajniejszy samochód, a koleżanka – fajniejszego męża albokieckę i przestać zawracać sobie tym głowę raz na zawsze.
II Marcin Marchewka:
1. Patrzę w niebo, wypatruję samolotów i ptaków.
2. Słucham ulubionej muzyki.
3. Czytam teksty ulubionych piosenek.
4. Idę na krótki spacer po okolicy.
5. Czytam ulubione gazety.
6. Biorę prysznic.
7. Jem owoce.
8. Robię sobie dużą kawę.
9. Rozwiązuję krzyżówki.
10. Biorę ołówek i zaczynam rysować.
11. Czytam jakieś hasło w Wikipedii.
12. Kładę się na łóżku i myślę o czymś miłym.
13. Przeglądam swoje zdjęcia.
14. Robię sobie krótką gimnastykę.
15. Oglądam film krótkometrażowy.
Kobiety o jedzeniu nutelli, pieczeniu ciast, malowaniu pazurków, ubaw w knajpach, czy skakanie po łóżku... no i oczywisty prozaczek - zakupy!
Moc natrysku - i nie mam na mysli higieny - jest niebywała.
Lot kropli, masaż karku strumieniem niwelował mi ból głowy, gdzie prochy okazywały się nieskuteczne.
Analogicznie z bólem duszy - wilgotna wychodzę już spokojniejsza, silniejsza, z lepiej wypracowanym dystansem do sprawy.
Ktoś mi kiedyś wyjaśniał, że natrysk to takie SPA z jonizacją skóry - czyli zmywamy wredne dodatnie z ciałka co nasze.
List do siebie?
Blog jest taką epistolografią - terapia narracją.
Uwielbiam grzanki z czosnkiem!
Dobry film i wyselekcjonowana, adekwatna do stanu duszy muza - zawsze. Po prostu zawsze!
Gdy mignie mi w TV Reksio - słowo daję - oglądam:-)
Dobry felieton - mniam!
Spróbować dociec przyczyny powstania złego humoru i obmyślić „plan B” na przyszłość.
Nie inaczej, nie inaczej...
Nie muszę szukać odosobnienia.
Nigdy nie bolało mnie to, że ktoś ma lepiej, ładniej, majętniej.
Nigdy. Od takiego rodzaju złych, naddanych emocji - genotypicznie jestem wolna. Choć tyle...
Podobnie jak drugi cytowany pan - kocham głaskać źrenice niebem - vide niedawny wpis. Uwielbiam nad głową przelatujące samoloty. Tu mam szczęście - korytarz nad mym dachem.
Krzyżówki, sudoku - to nie moja bajka. Nie lubię, nie kupuję.
Nie jest tajemnicą, że kocham robić zdjęcia - ale i wertować plon - nie tylko swój. Bardzo mnie to relaksuje.
Tak jak mam odrzut od spraw urzędowych, wypełniania dokumentuów - tak jako obserwatorka takich czynności - odpływam...Zdarzało się, że prawie do słodkiej utraty przytomności.
Gdy miałam problemy ze snem - wizualizowałam sobie, że ktos precyzyjnie, wolno wypełnia tonę kwitów:-)
Coś musi być po przodkach, bo Córa ma tak samo. Inaczej nie potrafię tego wyjaśnić.
Niebywale relaksują mnie rozmowy z innymi. To może być nawet bardzo trudny wątek - ale jeśli dialog jest dialogiem a nie jego atrapą - jestem po nim jak po doskonałym masażu duszy.
Każdy ma swoje sposoby - by zresetować się, zebrać siły, pokołysać się na hamaku wolnym od stresu.
Znam też takie osoby - których taka lista przyjemności dla siebie byłaby białą kartką.
Nie dlatego, że nie potrzebują - ale noszą w sobie dziwne przekonanie, że to niejako grzech, strata czasu, fanaberie, niefrasobliwość.
Ich dni obudowane są jedynie listami zadań, nawet gdy okoliczności tego nie wymagają.
Dlaczego tak jest?
Lęk przed wyhamowaniem, dynamika zewnętrzna ma chronić przed dynamiką wewnętrzną.
Jakoś tak...
Inne tematy w dziale Rozmaitości