"Przypadek to nie wszystko. Moje życie psychologa społecznego” Elliota Aronsona – zgodnie zaliczanego do grona najbardziej wpływowych uczonych XX wieku zajmujących się naukami społecznymi. Otwartość, dowcip, dystans do siebie, nadzwyczajny zmysł obserwacyjny, umiejętność patrzenia z różnych perspektyw – lista zalet opowieści Aronsona jest długa.
"Przypadek to nie wszystko” to poruszająca i wciągająca opowieść, napisana barwnym i żywym językiem. To znakomita lektura nie tylko dla pasjonatów psychologii społecznej, ale też – a może przede wszystkim – dla wszystkich, którzy chcą choć trochę zrozumieć współczesny świat.
Zapoluję na tę edycję - nie tylko dlatego, że wpisuje się w me zainteresowania - ale też dlatego, że nie jest to żaden poradnik - na które mam ostrą alergię. Nie jest to także hermetyczny, naukowy wywód.
Największym walorem tej książki jest fakt, że to autobiografia.
Spleść wnioski, konkluzje z prawdą własnego życia - to zbliżyć się do wiarygodnego poziomu całości.
A to lubię najbardziej.
Taki mariaż prawdy sytuacyjnej z prawdą psychologiczną.
Gdy umierał ojciec autora książki, najbardziej bał się o los syna - o którym inaczej się nie mówiło - jak mało zdolny, nierokujący... wtedy 17 latek.
Dziś jest autorytetem w swej dziedzinie.
Elliot Aronson (ur. 9 stycznia 1932 w Revere w stanie Massachusetts) - psycholog amerykański, znany z przeprowadzenia eksperymentu klasy z puzzli (Jigsaw Classroom) oraz z badań nad dysonansem poznawczym, autor wielu podręczników do psychologii społecznej. Prowadził badania nad zagrożeniem stereotypem.
Jego wcześniejsze książki:
Robin M. Akert, Elliot Aronson, Timothy D. Wilson "Psychologia społeczna - serce i umysł"
Elliot Aronson, Grażyna Wieczorkowska "Kontrola naszych myśli i uczuć"
Elliot Aronson "Człowiek - istota społeczna"
Elliot Aronson "Człowiek - istota społeczna. Wybór tekstów"
Anthony Pratkanis, Elliot Aronson "Wiek propagandy. Używanie i nadużywanie perswazji na co dzień".
Zanim dotrę do książki "Przypadek to nie wszystko" - nieskażona myślą jej autora - moja refleksja na ten temat.
Przypadki chodzą po ludziach.
Ale czy ludzie potrafią przejść się po tym wszystkim, co niesie przypadek?
Czy potrafimy rozpoznać mniej lub bardziej ukryty potencjał przypadku?
Na ile przypadek - to jak niespodziewany meteoryt na polu naszej biografii - a na ile pojawia się jako wypadkowa konkretnych naszych działań lub zaniedbań?
I ważne - przypadek to nie wypchany portfel znaleziony na ulicy, po który większość z nas sięgnie.
Niektóre z przypadków należy skrzętnie ominąć i nie odwracać wzroku, czy jeszcze tam leży i kusi.
Jeśli zatapiamy zęby w miąższu przypadku - nie od razu wyczujemy, że jego owoc jest sfermentowany.
Wchodzimy w pewne sytuacje, znajomości niejako po omacku - gdy z czasem dopada nas chroniczny dyskomfort.
Często zachowujemy się wtedy jak przy chybionym zakupie butów.
Nie tylko obcierają do krwi, prawie każdy kolejny krok to męka - to jeszcze dostrzegamy przeterminowaną stylistykę.
No, ale kasa wydana - męczymy się dalej. Może nie tyle z oszczędności - ale dla odpychania świadomości pomyłki, porażki - choć zostawia i tak krwawe ślady w bucie.
Jakiś tam pakiet znajomych - przy których nudzimy się, ich wizyty jedynie irytują - ale niejako nie ma ostrych powodów, by się z nimi ostatecznie żegnać.
Wybór pracy...
Wybór partnera - jest gorzej niż źle - jesteśmy przy nim słabsi, smutniejsi - niż gdyby w ramionach samotnego pomykania przez życie.
Ale tak miało być - to przypadek nas skleił - a przypadek to sacrum.
W nim jest jakiś kod, którego nie można zrywać z drzewa poznania i zrozumienia.
Dlatego sądzę, że przypadki to nie poczta z naszym nazwiskiem.
Paczkę podnosi lub nie ... przypadkowy okaziciel.
Istnieją też przypadki jak surowy blok z marmuru i mamy alternatywę - wykuć coś konstruktywnego z tego, lub zostawić - bo to jednak trud, cholerna praca.
Chwilę potem nabywamy gips - wylewamy do gotowych form i z czasem zdziwienie że ząb czasu, ludzka nieuwaga, nasze zaniedbania, brak inwencji - rozbijają w drobny pył kolekcję decyzji.
Najczęściej wartościujemy przypadki z perspektywy czasu.
Błogosławimy lub przeklinamy.
Sztuka polega na tym, by już podczas inicjacji z danym przypadkiem czuć, wiedzieć - wchodzę lub odpuszczam.
Jeśli uczymy się swego życia za życia - udaje nam się rozpoznawać rysy przypadków podobnych do dawniej przeżytych.
Bo historia lubi się powtarzać, ale szanse już nie.
Na pewno przydatna tu jest przyjaźń intuicji z decyzyjnością.
Niestety, mamy wdzięczną inklinację do olewania intuicji, jeśli ta nawet rozbija nam luk brwiowy ostrzeżeniem - i wciskamy stopę do feralnego buta... z gorzką konkluzją - to nie przypadek że mam takie gó...e życie....
Inne tematy w dziale Technologie