Dobudzam się kawą, sprawdzam pocztę a tu taka wiadomość:
Witaj Lady!
"Chinski Fryzjer" wygral konkurs organizowany przez LOT i ich magazyn Kaleidoscope. Jednoosobowe jury w skladzie: Martyna Wojciechoowska ocenilo go najwyzej.
Dziekuje Ci, bo wyslalem go dzieki Tobie. Nie mam czasu na pisanie, wiec postanowilem wyslac tekst z bloga, a pamietalem, ze ten Ci sie podobal, wiec moglem przypuszczac, ze powalczy.
Pozdrawiam Cie serdecznie.
D.
U siebie na blogu napisał:
Na moją skrzynkę pocztową przyszedł e-mail następującej treści:
(...) Serdecznie gratuluję wygranej w konkursie 'Z notesika podróżnika', który organizowaliśmy wraz z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT
Twój tekst 'Chiński fryzjer' Martyna Wojciechowska oceniła najwyżej i to właśnie on zostanie opublikowany w grudniowym numerze magazynu pokładowego Kaleidoscope. (...)
No pięknie. Być docenionym przez samą Martynę Wojciechowską to zaszczyt, a znaleźć tekst z „Mojej Szuflady” w grudniowym magazynie LOT-u to przyjemność podwójna. Co oznajmiam pusząc się z dumy nad szklaneczką gorącego „Theraflu”.
Pisałam w lipcu o naszej znajomości, też poszerzonej o real i tam również zamieściłam ów nagrodzony tekst - nie wiedząc wtedy, że wygra konkurs.
http://ladynoprofit.salon24.pl/326323,na-losow-skrzyzowaniu
Cieszę się, że upalnej nocy w Ustce przypomniałam mu o wpisie, o którym w ogóle nie pamiętał. Dopytywał się wręcz, czy aby to na pewno chodzi o jego wpis!
Obce mi jest miałkie słodzenie bliźnim - za to kocham każdą możliwość, w której mogę ujawnić zachwyt, wskazać walor, piękno czy dobro danej osoby.
Tak było i wtedy...
Wysłałam dziś maila z gratulacjami - ale ucięliśmy sobie równolegle dialog via smsy.
Dodałam też życzenio-gratulacje z okazji niedawnej rocznicy /piątej/ jego związku. Kibicuję im od początku, też dlatego - że rzadko zdarza się piękna miłość ludziom już doświadczonym porażką w tym zakresie.
5 lat - to nie taniec godowy, to nie poryw serca... tudzież hormonów.
Pół dekady to już weryfikacja - tym bardziej wiarygodna, jeśli zaangażowanie wciąż kwitnie, a nie więdnie.
Niedawno pisałam o tym, jak wiele mi daje radości fakt, że mogę być świadkiem szczęścia, sukcesów innych.
To szalenie mnie wzmacnia, dodaje sił, reanimuje nadzieję - tym bardziej, jeśli jest w tym nawet niewielki mój udział.
Pojaśniał mój poranek od wieści słusznie dumnego z siebie D.
Ale nie byłabym sobą, gdybym nie dodała - że dla mnie największym sukcesem w Jego biografii jest owe 5 lat...smakowania szczęścia.
Bo kocha i jest kochany...
Już 5 lat...
Inne tematy w dziale Rozmaitości