ladynoprofit ladynoprofit
355
BLOG

Zwrotniczy...

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Msza. Czas na kazanie. Na ołtarzu pojawia się ks. Marek Trzeciak.

Czyta z kartki przygotowany tekst.

Kolejne zdania, słowa - a ja czuję...że zaczynam płonąć w swej ławce.

Jeszcze nie wierzę, ale jednak...

Czytał moją pracę zaliczeniową /maturalną/.

Powinno to połechtać moją dumę, wypieścikać ego.

Ale nic z tych rzeczy.

Napalm wstydu trawił mnie nieprzerwanie.

Po mszy stał przed kościołem i widząc jak zbliżam się do niego - przyjął żartobliwą pozycję obronną - mówiąc:

- Musiałem. Bo jest świetny!

Nasza znajomość zaczęła się gorzej niż źle.

Podczas swych pierwszych zajęć z moim rocznikiem - odczytywał listę obecności.

Moje nazwisko pojawia się 2 razy - bo brat bliźniak.

Marek dziwnie przyjął, że robimy z niego kretyna, udajemy młode małżeństwo.

Nie dał się wtedy przekonać - jakby na świecie nie rodziły się bliźniaki.

Potem było znośnie - a po 4 latach wszystko się wyprostowało.

Nie wracam wspomnieniem do owej mszy, bo moje refleksje na kazaniu.

Pamiętam, że ową pracę pisałam na ostatni moment, niejako na kolanie - bo matura - a ja byłam prawie martwa z lęku o maturę z matematyki.

I tak jak na maturze z polskiego wylosowałam ostatnie z możliwych miejsc na sali - tak z matematyki - vis a vis dyrektora szkoły - pierwszy stolik.

Zanim cokolwiek... ryczałam tak strasznie - że sam dyro się mną przejął.

Przyniósł mi na pocieszenie swoją porcję lodów - nie wiedząc że prawie zafundował mi zawał - bo jak wziąć - gdy prawa dłoń pisze, a lewa skrywa kilometry ściąg ze wzorami.

Lepsi ode mnie nie zdali matury z matmy, a ja zdałam.

Bez wsparcia ściąg - bo cały czas byłam monitorowana przez komisję.

Ale nie o tym...

Po tamtej mszy Marek oddał mi moją pracę - z najwyższą oceną.

W domu na spokojnie - jeszcze raz ją przeczytałam.

I szok jaki wtedy przeżyłam - trwa we mnie do dzisiaj.

Niby wszystko jasne - mój charakter pisma, niby rozpoznaję kolejne myśli - ale ....w głowie jedna konkluzja - to nie moja praca.

Pisałam ją w przeogromnym zmęczeniu przedmaturalnym, z ogromnym deficytem snu - dlatego powinna być badziewna, nieprzemyślana.

Bo i nie myślałam ją redagując.

Liczyło się - oddać w terminie i nic więcej.

Nie, nie chodzi o zachwyt sobą.

Cały myk polega na tym, że nie widziałam siebie w tej pracy.

Nie potrafiłam odtworzyć procesu myślowego. Skąd moje wnioski, które objawiają mi się jako nie moje?!?

Tematem była jedna rzecz: grzech.

Ale nie w nurcie katechizmowych prawd.

Raczej próba jego redefinicji - pokazania w zupełnie innym świetle.

Marek stwierdził, że dla niego było to tak odkrywcze - że musiał zapodać na kazaniu.

Cała ta historia ma dla mnie kontekst metafizyczny.

I nie jest jedyną w mej biografii o takim klimacie.

Ktoś powie, że próby rozważania sytuacji życiowych z pytaniem: do którego momentu to ja, a od którego niejako nie ja - mogą trącić schizofrenią.

Bo przecież cokolwiek my - to do bólu ...my.

Jednak chyba nie do końca.

Można pewne zaskakujące sploty wydarzeń nazwać cudem, można szczęśliwym zbiegiem okoliczności - choć nikt nie uciekał...

Tam gdzie racjonalizacja wymięka, nie daje rady - zostawiamy - a warto byłoby zrozumieć.

Choćby dlatego, by docenić...

By pochylić głowę....

Bo zasług naszych w tym nie było...

I nie jest tak, by zacierać dłonie w rachubie - że ktoś za nas przestawi zwrotnicę - by było lepiej.

Nie ten wektor, nie ten kontekst.

Bo jeśli nie my - to i decyzje do nas nie należą - że w danej chwili tak, a nie inaczej.

To nie jest rodzaj snu.

To nie jest także wbijanie nadętej filozofii - tam gdzie nie ma na nią miejsca.

Niby kilka epizodów - nie o wszystkich piszę, choć są bardziej spektakularne w mej biografii - tak naprawdę kształtuje, modeluje nas w większej skali.

I optykę życiową, i architekturę nadziei, stosunek do drugiego człowieka, siłę, bezradność, fundamenty decyzji.

W tym wszystkim nie chodzi o to, by uwolnić nas od odpowiedzialności za cokolwiek. Ani za nasze zło, ani dobro.

Ten wpis jest o tym, że przy szczerej skardze - nie było Cię wtedy przy mnie, bo tylko jedne ślady stóp, moich na ścieżce mego życia - pojawia się answer -byłem, niosłem cię wtedy....



 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości