ladynoprofit ladynoprofit
9372
BLOG

Wymasuj Szczęście...

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Niektórzy ludzie potrafią być szczęśliwi bez względu na okoliczności.

Co sprawia, że żyjący w biedzie, dotknięci inwalidztwem czy odrzuceni przez innych mimo wszystko potrafią cieszyć się życiem? Jakie są uwarunkowania subiektywnego szczęścia? Jedno z podejść badawczych zakłada, że można je osiągać dzięki zdolności do refleksji, poszukiwania wartości, pielęgnowania cnót.

W takim nurcie Maria Jarymowicz i Dorota Jasielska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego badały zależności pomiędzy oceną znaczenia wyodrębnionych przez siebie kategorii emocji jako wyznaczników ludzkiego szczęścia a stopniem deklarowanego poczucia szczęścia.

Do pierwszej grupy zaliczone zostały emocje o genezie automatycznej, które zależą od wrażliwości danej osoby na różne bodźce oraz od stosunku do włas­nych doznań; do drugiej – emocje o genezie refleksyjnej, które są bardziej subiektywne, bo zależą od świadomego wyboru określonych wartości i cnót. Emocje o genezie automatycznej mogą mieć charakter homeostatyczny lub hedonistyczny, natomiast emocje o genezie refleksyjnej mogą być związane z realizacją standardów ja lub z pojmowaniem dobra. Autorki zakładają, że tak zwana pełnia szczęścia może być osiąg­nięta dzięki zdolności do doświadczania obu typów emocji.

Z badania wynika, że osoby deklarujące wyższy poziom szczęścia wskazują na oba typy emocji, podczas gdy badani deklarujący jego niższy poziom jako główne źródło wskazują tylko emocje automatyczne. Potwierdza to hipotezę badawczą zakładającą, że docenianie różnorodnych źródeł emocji pozytywnych przybliża stany, które można nazwać poczuciem pełni szczęścia.

Wyniki badania opublikowano w „Czasopiśmie Psychologicznym” (2011, t. 17, nr 1, s. 87–95).

Ileż to razy podkreślałam, że okoliczności nie mają kluczowego, decydującego znaczenia..by móc poczuć się szczęśliwym.

Najłatwiej to zweryfikować skanując życie ludzi wiecznie nieszczęśliwych.

Są sparowni, lodówka pęka, zero lęku o pracę - a człowiek uświadamia sobie, że nigdy nie widziało się u nich uśmiechu - takiego szczerego, od trzewii. Nigdy nie relacjonują dobrych emocji.

Twarz... jak z porażeniem tężcowym...

Już nie pamiętam czy to były moje urodziny czy imieniny.

Spora grupa gości, a wśród nich obca mi kobieta, bo przyprowadziła ją moja koleżanka.

Nie ma sprawy.

Czas płynie miło - rozmowy w podgrupach, żarełko znika ze stołu, panowie dbają o szkło.

I nagle - nie wiedzieć dlaczego - ta obca kobieta rzuciła się na mnie z taką furią werbalną, agresją - że prawie wszyscy goście wyemigrowali do kuchni.

Kątem oka widziałam, że nie rozmawiają tylko bacznie obserwują co dzieje się w salonie.

O dziwo - został ze mną tylko Piotrek - wtedy krótko się znaliśmy.

Do dziś nie wiem, czy z ciekawości co kobieta w amoku poczynia, czy dla ochrony mej osoby.

Była nieznajomą, ja dla niej też - ale pretensje do mnie jak u małżonków po 40 latach pożycia.

Próbowałam ją spokojem spacyfikować - przypominać, że nic o mnie nie wie.

Na próżno.

Gdy sama wypaliła się z tego neurastenicznego szału - goście wrócili do salonu.

Na drugi dzień, koleżanka którą ją sprowadziła na moje party - zrelacjonowała mi sytuację tamtej.

Samotna - z własną firmą w centrum miasta - masażystka, odnowy biologiczne etc.

Socjalnie ustawiona - ale po rozwodzie - żaden z panów nie zainteresował się nią.

To już prawie dwie dekady jej samotności w tym zakresie.

Ciekawe dlaczego...

Ona - gość niejako z dziką kartką - przyniosła mi w prezencie....swoją bezrefleksyjność.

Zamknięta na komunikaty rozmówców - ze swoimi diagnozami - co lepsze - zarzutami - bo ona a priori wie lepiej.

Nie trzeba być jasnowidzem, by dokonać symulacji - jakby wyglądały randki z taką osobą.

Rasowa refleksyjność nie może być głucha na prawdę innych, na ich emocje, komunikaty.

A już zdumiewająca wręcz skala agresji - dokumentuje jedno - pani ma ostry problem ze samą sobą.

Każdego wypełniają myśli - ale to jeszcze nie jest refleksyjność.

Ważne jest to - dokąd te myśli dochodzą - do jakich poziomów własnej osobowości i innych.

Tak jak różnica pomiędzy krytą żabką - a nurkowaniem.

A na poziomie głębin - nie chodzi o zbyteczne dzielenie włosa na czworo - bo to pasja malkontentów.

Bardziej chodzi o rozczesanie kołtunów emocjonalnych zaplątań.

A to czasem boli.

Pamiętam, gdy podczas sesji elektroakupunktury - mówię do anastezjologa - że jedna igła tak potwornie boli, że widzę wszystkich świetych w jednej koszuli.

Na co on:

- W takim razie zaliczyłem sukces - bo trafiłem w kluczowe miejsce dolegliwości.

Mogłam mu uwierzyć lub nie.

Życie zweryfikowało jego słowa.

Przez ponad 10 lat nie dopadła mnie migrena, gdzie wcześniej trawiła mnie miesiącami.

Nie sprawiajmy bólu innym - szukajmy bolących miejsc w nas samych. Taki rodzaj refleksyjnego automasażu - to odblokowanie kanałów poczucia szczęścia. Ludzie zdolni do szczęścia potrafią słuchać innych. Niezdolni - słyszą jedynie swój monolog.

I jako dygresja.

Wczoraj trafiłam na wspomnienie Searovera - a propos faktycznego masażu -  jakże dobrze mi zrobił śmiech przed snem:-)

(...)

Tu muszę wspomnieć o opowieści chiefa mechanika o Wietnamce "jak kurczaczek", która strasznie się namęczyła, bo taki masaż to jednak ciężka praca.

Przemawiało to do wyobrazni, bo rzeczywiście Azjatki do wielkoludów nie należą.

Mi najwyraniej przyszło jednak odpokutować za wszystkie grzechy ponieważ w moim boksie "urzędowała" kobitka słusznego wzrostu i budowy oraz muskulatury, której pozazdrościć by jej mogła niejedna Europejka.

Już pierwsze jej ruchy w postaci szarpania za palce u nóg pokazały, że nie będzie lekko i dostanę za swoje.

W stawach coś chrzęściło, a kiedy w jednym z palców nie chciało chrzęścić, to powtarzała dwa razy, zapierając się nogą o kant łóżka tak, że w końcu chrobotnęło.

Potem zaczęło się wykręcanie stóp we wszystkie strony. Ponieważ oczyma wyobraźni już widziałem je wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni, a wszelki chrupot tylko potęgował to wrażenie, przy mocniejszych skretach przewracałem się na lóżku, probując całym ciałem nadążyć za wykręcaną stopą i w ten sposób uniknać kalectwa.

Wprawiało to masażystkę w szampański humor i śmiała się głośno, niemalże upiornie.

To bylo jednak niczym w porównaniu z wykręcaniem na wszystkie strony całych nóg.

Teraz rozumiem, dlaczego "kurczaczek" chiefa tak się namęczył.

Dla mojej muskularnej masażystki było to jednak jak splunąć. Raz, dwa i juz noga wywinięta o dziewięćdziesiąt stopni (no dobrze, może ciut mniej, ale mi wtedy się wydawało, że to było sto dwadzieścia stopni).

Jak się nie dawało, to napierała całym ciałem i wtedy mój szkielet musiał ustąpić.

Jakieś dziwne skrzyżowania nóg sprawiały wrażenie, że już się z nich nie wyplącze.

Panienka potem wprawnym ruchem przewróciła mnie na brzuch i wyginała nogi w odwrotnym kierunku.

Było mi już wszystko jedno. Zamknąłem oczy i obojętny, pozwalałem robić już ze sobą wszystko, zastanawiając się tylko, po jaką cholerę mi to było.

Mówią, że potem jest bardzo przyjemnie. Niewątpliwie ogromną przyjemnością musi być zakończenie takiego seansu.

Kobieta brutal. Z rozrzewnieniem wspominałem masaż fryzjerki w Huangpu. I wtedy poczulem uderzenie w plecy.

Jęknąłem i otworzyłem oczy.

W lustrze zobaczyłem masażystkę... stojącą na moim grzbiecie i śmiejącą się do rozpuku.

Deptała mnie po całych plecach. Deptała, to mało powiedziane. To przecież nie był "kurczaczek" więc wdeptywała mnie w podłoże, a im mocniej wdeptywała, tym głośniej się śmiała.

Sadystka jakaś, ani chybi. I tak ciagnęło się przez czterdzieści pięć minut.

Kiedy skończyła, można mnie byłoby chyba przewiesić gdzieś przez poręcz i takie "zwłoki" zostawić. Zgramoliłem się z łóżka.

Odczuwałem jakąś bliżej nieokreśloną przyjemność, ale nie wiedziałem czy wiekszą z masażu czy z jego końca. Haiphong.



 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości