Kiedy trafisz tam, gdzie nie chcesz być - spójrz i zobacz, że tak naprawdę tam ciebie nie ma. Roger Donaldson
Pozornie irracjonalna myśl.
Do tego - posiada kilka pięter kontekstowych.
Zacznijmy od tego, że nie zawsze jesteśmy tam gdzie chcemy być - i nie pomyłkę na peronie mam tu na myśli.
Wypadkowa mniejszych lub większych decyzji sytuuje nas często poza strefą docelową.
Poprawiamy pośladki na krześle przypadku - oceniamy okoliczności i tworzymy niejako na kolanie - formułę...przetrwania.
Może się zdarzyć, że asymilacja niechcianego dowiezie nas do tzw. świętego spokoju...a może nawet komfortu.
By za chwil kilka oznajmić światu - a przede wszystkim sobie samym - że taki był nasz pierwotny zamysł.
Bywa i tak - że lądujemy tam gdzie nigdy nie chcieliśmy być - ale świadomość tego nie rejestruje.
Z wielu powodów.
Bo mamy wrodzoną słabość do anorektycznej listy popełnionych błędów.
To, że błąd nie zamieni się w kolejny punkt - nie sprawia, że przestaje być błędem.
Bo koncentrujemy się tak mocno na jednym celu, że reszta - choć wyraźnie stoi w sprzeczności z owym azymutem - jest invisible.
Bo korekty bolą - i przez to, że nie zawsze są gwarantem trafnych rozwiazań, i dlatego że pociągają za sobą więcej zmian, niż chcielibyśmy dokonać.
Na zasadzie: lepsze znane zło, niż potencjalne dobro...
Świadome lub nieświadome tkanie życia w nie swej bajce - zawsze oznacza naszą ...absencję.
Tworzymy jedność życiową, alkowianą z partnerem - ale nas tam nie ma...
Realizujemy zadania zawodowe - w znienawidzonej pracy. Zdarzą się nawet sowite premie, ale nas tam nie ma.
Logujemy się urlopowo do wymarzonego od lat miejsca i to dziwne poczucie - że nas tam jednak nie ma.
Przytulamy - choć w ramionach nikogo nie czujemy - bo nas i tego kogoś po prostu nie ma...
Wołamy: na Boga jedynego! - ale nas dla Niego od dawna już nie ma....
Ale jak to zwykle w żyiu bywa - zdarzają się paradoksy.
Bo w oknach myśli czarne kotary, bliźni widzą naszą twarz z niegasnącym niżem, czujemy się jak wbici w nie naszą wolę.
Oskarżamy świat, los, bliskich - że właśnie tak...
I gdy tylko jedna mała zmiana, nieplanowane przemeblowanie, strata - i budzi nas bolesna wiedza - że minione było idealnie na nas skrojone.
I żal, że w erze minionego - nas tam nie było...
Jak więc absencję przewalutować w mądrą, świadomą obecność?
To wymaga zejścia z mile masującego lędźwie fotela samooszukiwania siebie. Wyłączenia trybu racjonalizacji, która usprawiedliwia cichą, podstępną marginalizację nas samych.
I przede wszystkim odwagi, by wiedzieć czego się chce od życia.
By nie jak w strategii handlowej - konsument nie wie czego chce, dopóki mu nie wskażemy czego chce.
Jaki może mieć smak życie, gdy w nim nas nie ma?
Punktem wyjścia jest to, co zawiera cytat otwierający wpis: sprawdzić, czy aby na pewno jesteśmy tam...gdzie rzekomo... jesteśmy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości