Miłość to nie uczucie, to zdolność. Pierce Gardner
Jaka tam znowu zdolność?!?!
Rodzimy się by kochać i by nas kochano! Autopilot atawizmu, genotypu - jak senna praca organów wewnętrznych.
Tylko, że po odcięciu pępowiny - już nic nie jest takie oczywiste...
By pomykać sobie autkiem po nitce autostrady - musimy mieć prawko, bolid musi być sprawny - a do tego konieczność tankowania.
Czyli samo prawko - jeszcze niczego nie załatwia.
Auto bez paliwa - analogicznie.
A miłość?
Ktoś zdetonował bloki lodowe naszego serca i już mamy miłość?
Jeszcze nie....jeszcze nie...
To dopiero etap - Kubicy w miejskim korku.
Stacyjka włączona, silnik pracuje, kasjer nie wyje pustym bakiem - ale jeszcze nie, jeszcze nie....
To żadna filozofia być kochanym i kochać.
Jakieś insekty w brzuchu, pragnienie, pożądanie - zniewalają do granic możliwości...
Z księgi imion wydarto wszystkie kartki - pozostała jedna z tym ukochanym imieniem...
Codzienność pokonujemy jakiś centymetr nad glebą...
Ale to jeszcze nie miłość.
To stan zakochania...
Może demokratycznie dotyczyć zdolnych do miłości i absolutnie niezdolnych do niej.
Bo miłość dokonuje się dopiero za progiem certyfikatu zdolności.
A czym on jest?
Na niego składa się taka masa spraw, że lepiej zapytać - kiedy wiemy, że się nim legitymujemy?
Ano jedynie wtedy, gdy druga strona czuje się kochana.
Wymienny handel terminem: kocham - niczego jeszcze nie załatwia.
Innymi słowy - zdolność to nic innego jak strefa pragmatyki.
Jej autentyzmu nie oszukamy kwiatami, bizuterią, nawet przysięgą ze świadkami w tle.
Nie oszukamy seksem na przyzwoitym poziomie ars amandi.
Niezdolni do miłości zawsze cynicznie ją wyśmiewają - coś jak syndrom impotenta wobec ogiera.
I wcale nie musimy skanować świata uczuć miłosnych, by czuć, by wiedzieć - czy ktoś dysponuje certyfikatem zdolności, czy też nie...
Bo pragmatyka wobec bliźniego - jako takiego - też wiele mówi o wiadomym potencjale.
Scenografia, pakiet rekwizytów - powstają zawsze - zamiast.
Poza romantycznego trubadura - wiele dziewczyn ochoczo się na taką nabiera...
Nieporadna, uległa dziefcynka - wielu panów się na to nabiera...
Pozy, kostiumy zawsze są wynikiem pewnego równania. Czyli plon rachuby.
Miłość obywa się bez planistyki - niedawno o tym pisałam, że sama przybywa...
Kłusownictwo wymaga strategii, planów - garderoby ról.
Dochodzimy tu do czegoś takiego - jak kurs kolizyjny.
Pojawia się wtedy...gdy siedzimy za kierownicą fascynacji, zakochania - ale nie mamy visy, by jechać dalej.
W miłości nie ma strefy schengen.
Uczucie może nas wręcz rozsadzać od wewnątrz - ale to jeszcze nie visa.
Bo miłość to nie uczucie, to zdolność.
Jeśli druga strona ujawnia jak bardzo czuje się przez nas kochana - nie musimy zaglądać do paszportu życia - czy mamy visę, czy nie.
Kłamstwo panoszy się w akcie wyznawania miłości.
Ale nigdy tam - gdzie ktoś nam mówi:ty naprawdę mnie kochasz...
Inne tematy w dziale Rozmaitości