Nigdy nie byłam fanką tej aktorki - ani jej urody, ani jej warsztatu.
Ujawniła to, co ujawniła.
Czy ktoś to nazwie fanaberią czy racjonalną prewencją - nie jest to łatwa decyzja - też z tego powodu, że zabieg, jego skutki - też nie są obojętne dla organizmu.
Blogerka mozolnie kreująca się na ikonę wrażliwości, poetycką duszę - urządziła u siebie prostacki festiwal drwiny.
Nie tak dawno oglądałam pełnometrażowy dokument z wywiadami kobiet, które z analogicznego powodu usunęły piersi. Jedne młodsze, drugie starsze. Żadna nie była chora na raka, ale wysoka frekwencyjność w rodzinie śmierci z tego powodu.
W wypowiedziach onkologów pojawiałą się aprobata i medyczna argumentacja za takim rozwiązaniem.
Nikt nie drwił, nie polecał operacji mózgu, żadnych sugestii o fanaberiach.
Angelina nie jest pierwsza, w żadnym razie.
Czy postawiła skuteczna tamę przed rakiem czy nie - to jej ryzyko.
Ale wątki onkologiczne, dotykajace też przedwczesnych zgonów bliskich - to marny temat do napinania się i prostackiej drwiny.
Mnie nie interesuje profesja Angeliny - jest człowiekiem, tak jak te kobiety z dokumentu.
Jak trzeba być bezdusznym - dalekim od Boga, by pisać takie kretynizmy:
"Zero pokory wobec natury i losu, któy dzięki Bogu Jej przecież nie dopadł i zapewne w ogóle nie dopadnie. To arogancja i buta. Nie znam się na medycynie, ale ile w ogóle z punktu widzenia medycznego taki zabieg jest wart i ma sens. Sprawa może też mieć inny podtekst - związany z lansowaną obecnie modą na bezpłciowce i inne takie fizyczno-moralne szkarady, ale tego pewien nie jestem. Zobaczymy jak tamte lobby (homoseksualne, tranwestyckie itp.) wykorzystają tę sytuację.
A może powinienem tylko napisać, że niczym mi taką decyzją nie zaimponowała (to nie odwaga tu decydowała), a głęboko rozczarowała (zdawała się być osobą pełną serca i ciepła dla innych i świata).
I tyle chyba byłoby lepiej."
Moment... to kobieta amputowała sobie piersi, by komuś zaimponować? Wybierajc życie - także dla swych dzieci - stała się mniej ciepła i bez serca?
Był taki film "127 Hours".Film opowiada historię alpinisty Aarona Ralstona, który w 2003 roku podczas samotnej wędrówki po kanionie w Utah Ralston uległ wypadkowi. W jego wyniku ramię sportowca zostało uwięzione w skalnej szczelinie. Gdy po pięciu dniach oczekiwania na pomoc skończyły się mu zapasy wody i jedzenia, mężczyzna podjął dramatyczną decyzję o odcięciu ręki scyzorykiem. Ralston resztkami sił wydostał się z doliny. Wkrótce na miejscu pojawił się helikopter, który przetransportował go do szpitala.
Trochę inna sytuacja, ale porównywalna.
Bohaterka dzisiejszych drwin stoi przed zagrożeniem rakiem w wartości 90%.
Bohater filmu niejako bardziej był pod ścianą decyzyjną, ale jakiś procent szans na to, że go odnajdą za życia - miał.
Wybrał życie zamiast ręki.
Angelina wybiera życie zamaist własnego biustu.
Alpinista wzbudził szacunek i podziw swego środowiska i nie tylko.
Przy okazji chcę oddać szacunek 2 Panom.
Za ich wypowiedzi.
"Moja żona miała raka piersi. Stąd na decyzję Jolie patrzę z nieco innej perspektywy. Oczywiście rozumiem, że dla ludzi, którzy raka znają tylko z artykułów i publikacji, operacja Jolie może być niezrozumiała.
Ja ją w pełni rozumiem - i dodatkowy plus dla niej, że o tym mówi.
Natomiast dodatkowy minus dla tych, którzy z jej decyzji drwią. Nie życzę im doświadczenia tego empirycznie, ale nieco więcej zastanowienia by się przydało, zanim zacznie się wypowiadać opinie humoreskowe mając więcej niż blade pojęcie o problemie raka piersi. Zaskakuje także, że najbardziej pajacuje autorka tekstu, czyli kobieta - czyli płeć, którą ta choroba dotyka. Ale to chyba za poważny temat (rak), bym mógł sobie pozwolić na szczere napisanie co sądzę o jej (autorki) kondycji psychointelektualnej."
MACS 31 | 14.05.2013 15:51
Twarda dziewczyna
Wolała zrobić coś takiego, niż czekać, czy statystyka z medycyną się nie pomyliły. JULIAN ARDEN
I pytanie - czy musimy być chorzy na raka, albo ktoś z naszych bliskich, by nie być bezdusznym?
Czy na właściwą perspektywę wobec śmierci, raka, chęci życia - mamy szansę dopiero, gdy empirycznie nas dramat dotyczy?
Wg gospodyni polewki z aktorki - owa właściwa perspektywa ma szasnę się jedynie pojawić u tych, kogo dotknęła ta choroba, także w rodzinie. Czego osobiście jest świetnym przykładem - masakrycznej bezduszności.
Króluje tam niegasnący uśmieszek i infantylne podniecanie się własnym prostactwem.
Nie wiem, czy wierzę w duszę, ale na pewno w bezduszność. Stanisław Jerzy Lec
Przewrotność tej myśli polega na tym, że bezduszność nie wymaga wiary.
Zaproponowałabym implanty duszy dla tych, co stali się surowymi "prokuratorami" losów piersi A. J.
Ale takie implanty nie istnieją...
Clip o śmierci...
Inne tematy w dziale Rozmaitości