Na pewno mogę mówić o kumulacji wydarzeń towarzyskich.
Gdy wczoraj w nocy wróciłam - telefon - rozmowa do po 2 am.
Rozmówca z jodem na skroniach więc proszę go:
- Pozdrów mój ukochany Bałtyk...Koniecznie!
Dziś kolejka połączeń głosowych via skype...jak nigdy! Pozdrawiam oboje:o)
Potem spływa zaproszenie na party za ok 2 tygodnie - ale na 90% będę w innym kraju...
Jeszcze potem krótkie spotkanie z Tomkiem...
Jakaś koniunkcja planet niechybnie;o)
Skonana wielokilometrową trasą w ostrym słońcu oddam głos Jurkowi:
* * *
Dorota Wodecka: Dlaczego pan jeszcze nie popełnił samobójstwa?
Jerzy Pilch: Ponieważ udaremniłoby mi to rozmyślanie o jego popełnieniu. Poza tym dolą plemienia, do którego należę, jest stwarzanie wokół siebie mylnej aury męczarni i rychłego końca. Rzekłbym nawet, że naszą powinnością jest imitacja nastroju samobójczości.
Pisarze, bo ich mam na myśli, to w końcu plemię kabotynów, udawaczy i kłamców. Podobni staruszkom ze "Stu lat samotności" Márqueza, które wlazły do trumien, bo przecież pora umierać. Żywiąc się śmietaną i miodem, żyły w owych trumnach przez długie dziesięciolecia.
Po lekturze "Wielu demonów" czy wcześniej "Dziennika" dość dramatyczna wydaje mi się ta imitacja w pańskim wydaniu.
- Prawdopodobnie lepiej wychodzą mi mowy pogrzebowe niż weselne. Jarosław Iwaszkiewicz wspominał, że z przemówień nadgrobnych mógłby wydać osobną książkę. Ja mógłbym ją złożyć z pożegnalnych nekrologów, które napisałem. Kto wie, czy tego nie zrobię.
Pociąga pana tonacja przedśmiertna?
- Prawdopodobnie jest łatwiejsza od pośmiertnej. W moim przypadku, powtarzam, obywa się bez tonu samobójczego. Prawdziwe samobójstwo popełnia się w młodości, więc - jak łatwo zauważyć - jest nieco za późno.
Niby można, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że byłby w tym jakiś komizm. A młodość komiczna nie jest. To jest czas tragiczny i trudny do przetrzymania. Wszystko przeżywa się w chujnasób, bo i świata doznaje się dotkliwiej. Radość jest wprawdzie euforią, ale ból - dajcie spokój. Nie zazdroszczę młodym ludziom, choć być może po ciężkich, wyczerpujących negocjacjach nie odmówiłbym zamiany.
Czy życie samo w sobie jest pasmem nieszczęść, czy jak przychodzi choroba, to jest dopiero nieszczęście?
- Życie na pewno nie jest pasmem szczęść. Leszek Kołakowski powiedział: "Życie może być całkiem znośne i interesujące pod warunkiem, że człowiek nie chce być za wszelką cenę szczęśliwy". No i to jest, jak zwykle u Kołakowskiego, bardzo mądre. Jego definicja szczęścia też jest bardzo przekonująca, bo konkretna. "Szczęście dane ludzkości to stan, którego zaznaje dziecko do szóstego roku życia w domu, w którym jest kochane".
I jak wspominam dzieciństwo do tego czasu, to rzeczywiście potem już nigdy tak nie było, jak mówią stare piosenki. Więc życie na pewno nie jest pasmem szczęść, ale czy choroba jest nieszczęściem, to jest niekiedy bardzo dyskusyjna kwestia. Oczywiście, niech Pan Bóg broni przed takimi "darami", to przeważnie jest męczarnia i cierpienie, ale bywa też otwarciem umysłu i wyostrzeniem myśli.
* * *
Co to ja chciałam?
Aura, pogoda nie ma znaczenia.
Meteorologia duszy - zawsze...
Inne tematy w dziale Rozmaitości