"Jedna z tych chwil, gdy siedzisz przy ognisku - pijąc herbatę z miętą i czytając książkę - a twoje buty się suszą, w ognisku z trzaskiem pękają gałęzie, śpiewają ptaki, w oddali mruczy burza, która za pół godziny bezpowrotnie zniszczy ten idylliczny obraz. Ale to za pół godziny. Tymczasem czujesz szczęście bezruchu, gdy nagle uświadamiasz sobie, że przecież - tam, daleko - jakieś sprawy, jakaś praca, że trzeba się jakoś wydostać z tym wrakiem jeszcze wczoraj sprawnego roweru, że musisz... i nagle uświadamiasz sobie, że nic nie musisz, że jedyne co istnieje, to twoja wola i wybór."
Słowa, które wczoraj ze swej wyprawy wysłał Łukasz.
Pomimo tego, że o świcie zwierzę porwało jego śniadanie, rower z czkawką awarii - wiem, że doznaje chwil szczęścia.
Za chwilę i ja...
Jutro Wrocław - a potem odbijam na wschód.
Już metodycznie pakuję się, by nie tak jak kilka lat temu kopać torbę podróżną do przejścia granicznego - bo za ciężka.
Pierwszą 'pamiątką' zakupioną tam była lotnicza torba podróżna. Co za ulga...
Jeszcze potem wyłamuję drzwi w domu goszczącym mnie - bo klaustrofobia...
Niby za chwilę pociąg do Doniecka, ale producent sprzętu medycznego na cito, czysty spontan - pakuje nas do samochodu, by historyczny zamek zwiedzić.
Ten sam lokujac mój bagaż w pociągu mówi:
- Pani powinna mieszkać w moim kraju...
Miłe...
Moja Córka wtóruje mu - tak, tak, tak...
Nieświadomie - zawracałam mu potem głowę - bo zapomniałam w jego mieszkaniu słonecznych okularów. Odpuściłabym sobie - gdyby nie pamiątka z Florydy, którą nawet chciano odkupić ode mnie - bo bardzo stylowe okulary.
On w swym mieście podał prowadnikowi, ja odebrałam w Doniecku. 24 godzinna trasa...Brrrrr....
Albo wspomnienie cudownego ataku śmiechu, gdy pytam z pędzącego auta co to jest?
- Wyjaśniają - wieża telewizyjna..po ukraińsku - ja powtarzam:
- A łyżka!
Umarli ze śmiechu, bo jaka łyżka - wyżka!!!
Na Krymie wynajęte piętro wilii - gdzie za noc niespełna 3 dolary, z wifi etc. 2 kroki do Morza Czarnego....z boleśnie kamienistą plażą. Właścicielka daje nam kilka litrów boskiego wina krymskiego - ale przy 40 C nawet wieczorem - ostatnia rzecz jaką się chce - to alkohol..
Na pożegnanie dała mi pluszaka - Czeburaszkę...
I wiem dlaczego...
Pewnego dnia nachyliłam się nad jej życiowym zwierzeniem...
Kilka godzin, gdzie ona nie zna polskiego, ja nie znam ukraińskiego...ale dałyśmy radę splatając rosyjski i angielski.
W tym roku inna trasa, inni ludzie..
Nowy rozdział...
Biorę lotniczą, wtedy tam zakupioną ale i drugą torbę - cały arsenał prezentów dla Córki, też sprzęt AGD, by łatwiej się jej studiowało.
Poznam jej przyjaciela - nie znam węgierskiego, ale moja latorośl będzie robić za tłumacza.
Modlę się, by burz nie było...
Bym kondycyjnie dała radę...
A do serca - najważniejszy bagaż...
Istotni....
Ten 'bagaż' z mocą dodania mi sił i uśmiechu...
Inne tematy w dziale Rozmaitości