Zdarzyło się dzisiaj...
Pomykałam po mieście załatwiając różne sprawy...Upał...ale jeszcze z echem nocnej rześkości...Zamyślona ja...wycieram z uwagi otoczenie, okoliczności...
Gdy nagle staje przede mną mężczyzna. Nie więcej niż 30 wiosen, szalenie przystojny, jeansy, nieskazitelnie biała koszulka...
Moje ego estetyczne nie wyje, wręcz przeciwnie...
Nagle wyrwana z nurtu swych myśli i tak wiedziałam co powie.
Nie zdarza mi się to często...właściwie dziś 1 raz...w życiu...
Bo przeszłam od razu na formulę Ty..
Nie by się spoufalać, czy przemycać miałki protekcjonalizm...
Zaczęłam od tego, że jestem w tym mieście, bo nie mogę być w mym ukochanym z tych powodów, o których on do mnie...
Nie uwierzył. Widziałam to wyraźnie w jego oczach osadzonych w dorosłości, ale z pigmentem zaintrygowanego dziecka..
Ale rok temu w górach, obca mi turystka powiedziała to samo, że jestem ostatnią osobą w rzece mijających nas ludzi, o której powiedziałaby, że wisi nad przepaścią...
Ale w mej biografii jedyne co mi zostało to ja....
Ten specyficzny kapitał ma swoją twarz, bez zadartej w infantylnej dumie bródce.
Tokujemy więc a on skraca dystans, powoli, niezauważalnie - nie bałam się.
Przeleciała mi diabelska myśl - wyjmę telefon i strzelę mu fotę...Ale szybko ją zdelejtowałam, bo byłby to dla niego akt upokorzenia. Argumentacja,. że ma niebanalną urodę, coś niecodziennego w rysach - nie miała szans.
Chłopak bez stygmatów menelstwa - a jednak po prośbie..
Czując, ze nic nie mogę poprosił finalnie o jedną rzecz.
Dałam mu więc DNA mych ust.
Zaciągnął się nie tylko sytuacją i czułam, ze odprowadza mnie wzrokiem...
Mnie i naszą analogię....
Inne tematy w dziale Rozmaitości