Chyba płakałam. W chwili totalnej rozpaczy, patrząc w sufit, zaczęłam desperacko powtarzać:
- Błagam! Tak bardzo pragnę Miłości! Nie mogę żyć bez Miłości! Niech przyjdzie do mnie Miłość! Błagam! Błagam!
- Jestem, - powiedziała Miłość. – Spójrz na mnie.
Siedziała w fotelu przy oknie. Wyglądała na zmęczoną i była podobna do udręczonej gospodyni domowej. Prawdopodobnie miałam wątpliwość wypisaną na twarzy, bo Miłość uśmiechnęła się i powiedziała:
- Mogę zmieniać swoje oblicza. Mogę być taka…
W jednej chwili zmieniła się w zachwycającą, iskrzącą srebrem Królową Śniegu.
- Albo taką…
Na miejscu Królowej siedział teraz wesoły berbeć w wieku około 5 lat, z buzią utytłaną czekoladą.
- Taką też…
Czuły obrazek młodej kruchej dziewczyny grającej na skrzypcach.
- I taką…
Namiętna, płomienna, nieokiełznana Carmen.
- Jednym słowem, każdy ma własny obraz mnie, - podsumowała.
Na fotelu znów siedziała udręczona gospodyni domowa.
- Wołałaś mnie. Po co? – spytała Miłość zniecierpliwiona.
- Jak to po co? – powiedziałam niepewnie. – Chcę Miłości. Chcę, żebyś była obecna w moim życiu. Zawsze. Wszyscy mają Miłość, ja też powinnam mieć.
- Nikomu nic nie jestem winna, - sprzeciwiła się Miłość. – Tam, gdzie pojawia się wyraz „powinnam” – ja nie mieszkam. Odchodzę. Albo umieram.
- To ty nie jesteś nieśmiertelna? – zdziwiłam się.
- Często jestem zabijana. Powstaję z popiołów, jak Feniks albo odradzam się w innym miejscu, w innym obliczu, w innej jakości. Pod tym względem jestem nieśmiertelna.
- Ale w jaki sposób można zabić Miłość?
- Zabijają mnie Pretensjami. Krzywdami, Kłamstwem. Zdradą. Zazdrością. Dążeniem do niepodzielnego posiadania. Oraz wyrazem „powinna”, - westchnęła smutno Miłość. – Przez całą swoją historię ludzkość wymyśliła bardzo wiele sposobów zabijania Miłości.
- Tak, to prawda, Miłość często jest nieszczęśliwa, - powiedziałam.
- Nie, moja droga, Miłość to właśnie jest Szczęście. Jeśli Miłość jest nieszczęśliwa to nie jestem ja, pomyliłaś mnie z kimś innym.
- Ale z czym można pomylić Miłość? – zdziwiłam się jeszcze bardziej.
- Z namiętnością. Z pragnieniem, by być komuś potrzebnym. Z dążeniem, by dowieść, że nie jesteś gorsza od innych. Z chęcią korzyści. A bo to mało rzeczy, z którymi mylicie Miłość? Ludzie bez przerwy mylą jedno z drugim… Większość z was po prostu nie wie, co to jest Prawdziwa Miłość.
- Poczekaj… Przecież przeczytałam tyle książek o miłości! Każdy wie, co to jest Miłość… Romeo i Julia, Otello i Desdemona… Anna Karenina…
- Dziecinko, czy ty wiesz, co mówisz??? – roześmiała się Miłość. – Naprawdę myślisz, że to ja – Miłość - truję… duszę… unicestwiam… zabijam???
- Ale to przecież z Miłości?! Przez ciebie! Z twojego powodu!
- Nie, - ze smutkiem odparła Miłość. – To ze strachu. Ze strachu przed utratą. Ze strachu przed odrzuceniem, przed byciem oszukanym. Ze strachu przed samotnością. To Strach zabija Miłość, dziecinko.
Całkiem się pogubiłam. Miałam chaos w głowie. Wszystko, w co dotychczas wierzyłam, co było pewne i niepodważalne, nagle stało się płynne i efemeryczne.
- No to jaka jesteś naprawdę? – spytałam.
- Naprawdę jestem cierpliwa, nie zazdrosna, nie wyniosła, nie pasywna, nie patrzę na korzyści, nie irytuję się, nie mam złych intencji, kocham prawdę, wszystko naprawiam, we wszystko wierzę, na wszystko mam nadzieję, wszystko zniosę.
- Na wszystko masz nadzieję, wszystko zniesiesz… - powtórzyłam. – Ja też jestem gotowa we wszystko wierzyć i wszystko znosić i mieć nadzieję. A ciebie wciąż nie ma, nie przychodzisz… Dlaczego mnie omijasz?
- Bo ty się mnie boisz. – odpowiedziała Miłość zmęczonym głosem. – Przychodzę, stoję obok, ale wolisz mnie nie zauważać. Nie pozwalasz mi zamieszkać w swoim sercu.
- Ja? Boję się?? Miłości??? – zdenerwowałam się. – To nieprawda!
- Boisz się bólu. Uważasz, że Miłość to nieuchronny ból.
- A czy tak nie jest?
Miłość zaczęła mnie drażnić swoimi paradoksami.
- Nie jest! – zaprzeczyła Miłość. – Nie ma we mnie żadnego bólu. Ludzie to sobie wymyślili. Jestem piękna. Lekka. Wolna. Jestem jak motyl na dłoni. … Irina Sieminoj
___________________________
Niedawna moja rozmowa kobietą zapłakaną, bo on jej nie kocha...
Pytam:
- A czy ma obowiązek cię kochać?
W jej oczach widziałam answer w wersalikach: TAK!!!!!!!!!!!!!!
Ale padło racjonalne, odklejone mentalnie od niej:
- No nie....
Szłam dalej...
- Ale cały czas w niego walisz, ciągłe pretensje - bo nie kocha. Nawet gdyby chciał, w takich klimatach - nikt nie byłby zdolny pokochać. Zostawiasz mu na biurku, w kieszeniach jakieś wycinki o miłości - po co? Osaczasz, przyduszasz kolanem oczekiwań. Jesteś zazdrosna nawet o leciwą panią sprzątającą. To obłęd.
Po chwili dodałam:
- On nie może cię pokochać, z wielu powodów...
- Dlaczego?
- Bo ty nie potrafisz kochać. Jesteś jednym wielkim roszczeniem i paradoks - roszczeniem o miłość, o której nic nie wiesz.
Ileż to razy w mych tekstach pojawia się elementarna prawda, że od odcięcia pępowiny nikt nam nie obiecał, że będziemy kochani, i że my będziemy naprawdę kochać.
Nikt też nie obiecał, że będziemy cierpieć - ale już pierwszy oddech taranuje bólem drogi oddechowe...
Nie pamiętamy tego - ale on zaistniał.
W kolejnych latach życia, dekadach - zawsze odnajdą nas ci, którzy chcą wydymać, zranić, okraść, zlekceważyć, skopać za ich nieudane życie.
Ich wizyty są gęsto zapisane w naszym kalendarzu, do którego nie mamy dostępu a priori.
Tak już jest - nie ma co się obrażać na życie.
Z miłością podobnie - ale jej ślad na kalendarzu mocno zależy od nas samych.
Ból obligatoryjny - miłość jako opcja.
Do przeżywania bólu nie musimy dojrzewać - choć warto nauczyć się go przepracowywać - by skrócić jego wizytę.
Inaczej z miłością - niegotowi - zapomnijmy o niej - nawet z kimś żyjąc, uprawiając seks etc.
Możemy przeczuwać jej bliską obecność, ale pancerna szyba w nas - gasi rokowania.
Ktoś zmaltretowany wręcz swą postawą roszczeniową wobec miłości - wysyła w świat czytelny komunikat o swym braku zdolności kochania. Tu nie ma pudła.
A miłość to zdolność.
Nic więcej.
Zdolność kocha bez posiadania.
Zdolność nie wykończy drugiej strony pytaniami, czy kocha...
Zdolność nie kona z lęku, że zostanie odrzucona.
Bo wszystko jest opcją, a nie imperatywem.
Ale to z korzeni opcji wyrasta pień spełnienia.
Jeśli przeczuwa się obecność szyby pancernej - przeładować broń i oddać strzał w serce swych roszczeń. Nie w szybę, a swe niezrozumienie czym jest kochanie.
Dopiero wtedy łoskot szyby.
Nie, nie stoi za nią zniecierpliwiona miłość.
Ale jest to początek epoki jej dostępu do nas.
Inne tematy w dziale Rozmaitości