"O naszym życiu nie decydują zdarzenia ważne i głośne, lecz te drobne, niemal niedostrzegalne. Również nie te, które maja jakieś logiczne uzasadnienie i których się spodziewamy, ale wyłącznie zaskakujące, nie przeczuwane, nagle burzące spokój i kierujące nas na nowe drogi.
Uważamy, że obok naszego codziennego życia toczy się życie ukryte i wszystko, czym łudzi nas jaźń, mami intuicja, to jedynie przypadkowe odbicia tej drugiej ścieżki. Kiedy jednak nastąpi wstrząs, cała nasza mądrość obraca się wniwecz." Erich Maria Remarque, "Gam" Poznań 2000, str 102.
Przypomniała mi się scena filmowa, gdy bohater zaraz po wizycie u stomatologa poszedł do knajpy tam zamówiwszy kawę, wyłuskał wzrokiem piękność przy innym stoliku. Od razu zapomniał o koszmarze u dentysty, wyprostował się i cała seria gorących spojrzeń do damy....
Ona, jakby nawet była zainteresowana ale do chwili, gdy zauroczony nią podniósł filiżankę kawy do ust. Jako, że znieczulenie jeszcze trzymało - biedny nie czuł, że kawa leje mu się po brodzie, piersi... I wciąż pieszczotliwe, zalotne jego mruganie do niej...
No i ja teraz piję kawę - z wygasającym znieczuleniem....i nawet mnie to tak nie irytuje, bo ciągle mam przed oczyma tamtego filmowego kolesia.....
Prosiłam, by bez znieczulenia - bo po co do plombowania, mam wysoki próg bólu - ale nie - jest obligatoryjne. Do tego cały zabieg filmowany - jama ustna też. Chyba z ostrożności procesowej.
I jeszcze coś...
Tato chciał sprawdzić pracę rozrusznika - kolejka za ponad rok. Pyta kardiologa, gdzie można prywatnie. Odległe miasto i bardzo drogo - pada odpowiedź. Załamka.
Ja mówię - poczekaj, poszperam w sieci...
I nic...wszędzie daleko.
Ale coś mnie tknęło - no intuicja i zadzwoniłam tam, gdzie nie anonsują takich usług. I słyszę, że owszem. Pokój 1 A. Pytam za ile?
Za 60 zł - można wytrzymać. Pytam o adres... I tu spadłam z krzesła!!!!!
Gabinet na ulicy, na której mieszka Tato, tylko kawałek dalej od niego!
A piszę o tym, bo miałam tu też stomatologa daleko, gdy okazało się, że nowy gabinet otworzyli pod podłogą mej sypialni....
Nie odpowiada mi jedynie to, że leży się podczas leczenia. Nie lubię.
Ale jest to uzasadnione.
Okoliczności przypominają operację, choć to żadna operacja.
Dentysta nie zagląda w usta - ma do wyboru: telebim i przez filmowy mikroskop.
Już dzisiaj miało być zakończone leczenie - ale finał jutro rano. Potem biegiem do pociągu...bo inne miasto, inne sprawy...
Gdy zostałam sama - bo wydruk recepty - strzeliłam kadr.
Dlaczego banalną wizytę, jej relację otwiera cytat o istocie życia, wadze chwili...?
Tak jak dobrych kilka lat temu - poważniejszy zabieg - wycięcie migdałków - i dopadła mnie tam zaskakująca i raczej niemiła myśl: wreszcie ktoś robi coś dla mnie...ktoś ma dla mnie czas...
Wiem, kretynizm...by wycinanie ciała podsumować takim wnioskiem. Ale tym bardziej kontrastuje jedno z drugim.
Dzisiaj podobnie - 2 godziny w pozycji poziomej - asystentka, moja imienniczka po lewej - centrum działań po prawej - a we mnie odbicie refleksji sprzed lat - ktoś coś robi dla mnie...bo wciąż i wciąż załatwiam sprawy innym...Skutecznie, szybko, sprawnie...
I taki mały detal - za stomatologiczne nachylenie się nade mną ...przecież płacę!
A poza koniecznymi usługami?
W drugą stronę " i tylko wieter gulał po...."
Asymetria, która już w ogóle nie boli - efekt znieczulenia się na "stały" bodziec...
Gdyby odpalić oręż roszczeń?
Ale po co?
Czekam nieśpiesznie na tę drugą ścieżkę, na jej przebicie.
Bo kiedyś musi...
Inne tematy w dziale Rozmaitości