"Nie wierzył już, aby zdarzyło się to, czego pragnął, a wiedział, że bez wiary to się nie zdarzy. Wiedział, że bez wiary nie zdarza się nic z tego, co powinno nastąpić, z wiarą też zresztą prawie nigdy. "Julio Cortázar
Zaczęło się od bocianów.
Pewnej wiosny po prostu nie wróciły. Zatrzymały się na Węgrzech i w Czechach, a polscy chłopi zadzierali głowy i bezmyślnie otwierali usta, patrząc na gniazda, opuszczone i niszczejące. Żubry wyruszyły z Puszczy Białowieskiej na wschód. Pstrągi zrezygnowały z wędrówki w górę rzek i strumieni. Zaległy w rozlewiskach. Orzeł złożył skrzydła i runął między skały. Wiosna przeszła w chłodne lato i odtąd wszystkie dzieci w Polsce rodziły się pijane.
Tatry obudziły się z tysiącletniego snu i powędrowały na południe, ku Słowacji. Sunęły nieustępliwie, wydając przy tym głębokie pomruki. Po ich czuprynach skakały oszalałe ze strachu kozice. Świstaki drżały w swoich norach. I tak, góry odeszły na południe, pozostawiając po sobie czarny płaskowyż, na którym nigdy nic nie wyrosło.
Bałtyk poderwał spienioną sukienkę, cofając się mniej więcej o kilometr od Trójmiasta, Ustki, Słupska, Helu, każdej plaży i wydmy. Przed oczami osłupiałych turystów i właścicieli ośrodków wypoczynkowych wyrosła tafla wody, wysoka i prosta jak bardzo długi, szklany dom. Niektórym kojarzyła się z dłonią, uniesioną w odmownym geście. Morze nie chciało mieć z nami nic wspólnego.
Śląsk i Kaszuby oplotły wyrwy, szerokie na kilometr. Jar wokół Kaszub sięgał samego piekła, na dnie przepaści odcinającej Śląsk od Polski kłębiły się węże i krokodyle. Ludzie stali po obu stronach, nawołując się nawzajem, aż przestali, godząc się w ten sposób z nowym stanem rzeczy. Most, który próbowano wznieść w pobliżu Chrzanowa, runął, zabierając w śmierć robotników i inżyniera, który go projektował.
Mnich, zasłuchany w milczenie Pana Boga, zszedł nocą do częstochowskiego sanktuarium i odkrył, że Matka Boska zniknęła. Pozostała złota szata, obraz, tło, lecz kobiety z blizną nie było. Pojawiała się później w innych kościołach, poza granicami Polski, budząc żywiołową radość ostatnich chrześcijan w Europie. Niedługo później przepadły kości z sarkofagów na Wawelu. W kościele na Skałce pootwierały się groby. Miłosz znów emigrował. Widziano również sznur upiorów opuszczający cmentarz na Powązkach.
Każdego dnia słońce nad Polską świeciło o sekundę krócej, aż wreszcie zapadła ciemność. Księżyc zawsze był w nowiu. Psy popełniły samobójstwo, odgryzając sobie ogony.
Ludzie dziwili się temu wszystkiemu, lecz żadna dziwność i żadne zdziwienie nie może trwać zbyt długo. Życie w Polsce wróciło na dawne tory. Młodzi mężczyźni dbali o paznokcie. Średnia krajowa nawet nie skoczyła. Samochody jeździły środkami ulic, listonosze kradli, a młodzi pieprzyli się po kiblach. Powstawały filmy. Pisarze pisali książki. Kurwy się kurwiły. Piekarze piekli bułki, a sprzedawczynie je sprzedawały. Wszystkim wyrosły na głowach korony. Piękne, błyszczące. Polacy cieszyli się, że są złote. Były jednak z tombaku.
Łukasz Orbitowski
Inne tematy w dziale Rozmaitości