ladynoprofit ladynoprofit
246
BLOG

Mężczyzna w sosie własnym...

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Widziałam wczoraj film....

" "The Trip" to kino tak smakowite, jak potrawy spożywane przez bohaterów. A zajadają się oni daniami wykwintnymi, ale lekkostrawnymi.

Jako że "The Trip" jest mieszaną fikcji i dokumentu, Steve Coogan gra trochę samego siebie - lekko niespełnionego aktora. Marzy o występach u wielkich reżyserów (czego dowiadujemy się z jego snu) i prestiżowych nagrodach.

Zapytany, czy gdyby miał do wyboru, żeby jego syn poważnie zachorował, ale on otrzymał Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego - na poważnie się nad tym zastanawia. Do tego jest wiecznie zmęczony, bo "po 40-tce wszystko jest męczące", marudy i samotny.

Jego przeciwieństwem jest Rob Brydon, który ciągle opowiada dowcipy lub parodiuje jakiegoś znanego aktora (najzabawniejsza parodia: Al Pacino z "Gorączki"). Jest rozgadany, przepełniony optymizmem i dystansem do samego siebie. Nietrudno zgadnąć, dlaczego Steve wybrał akurat jego, jako kompana do wspólnej wyprawy szlakiem ekskluzywnych restauracji północnej Anglii - przeciwieństwa się bowiem przyciągają. Tylko czy ze sobą wytrzymają?

Czas Steve'a i Roba upływa na wspólnych rozmowach: przy jedzeniu, w samochodzie i na wspólnych przechadzkach.

W filmie, poza ich rozmowami, nie dzieje się niemal nic. Ale jakie to są rozmowy! Bohaterowie najczęściej w niczym się nie zgadzają, zabawnie przedrzeźniają, naśmiewają z siebie nawzajem, wytykają swoje wady. Przedstawiają plusy i minusy życia w stałym i wolnym związku, nabijają się ze śmierci w fantastycznej scenie na cmentarzu, a czasem po prostu wspólnie podśpiewują.

Dla Michaela Winterbottoma najważniejsze są bowiem poszczególne sceny - ich klimat, dyskretne wygranie puenty, relacja między bohaterami. Nie tylko w "The Trip".

Nawet gdy kręci on kino science fiction, jak "Kodeks 46", rezygnuje z efektów specjalnych, dynamicznej narracji i zwrotów akcji. Leniwe tempo filmu spod znaku "Bezdroży" Alexandera Payne’a szybko udziela się widzowi - podobnie jak bohaterowie delektują się przynoszonymi im wymyślnymi potrawami, tak my delektujemy się poszczególnymi scenami. Tak smakuje dobre kino…"Krzysztof Czapiga

Oddałam głos K.C. - bo podpisuję się pod jego odbiorem tego filmu.

Jeśli ktoś kocha angielski humor, kino drogi - ma tu wszystko.

Warstwa dialogowa - z napędem na cztery koła. Brylanciki kontekstowe, a przy zderzeniu tak różnych męskich osobowości - jest to też pośrednio studium męskich postaw, właśnie smaków ich postaw, priorytetów.

Cudowna scena na historycznym cmentarzu, gdy jeden z nich symuluje mowę pogrzebową drugiego.

To w sumie intrygujące usłyszeć co bliscy powiedzieliby nad naszą trumną. Ale tak bez ...znieczulenia.

Wyborne kino o męskiej, bez lukru...przyjaźni...

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości