"Ludzie powszechnie pragną szczęścia, czymkolwiek ono jest. Przypominam sobie tylko dwa wyjątki. Pierwszy to Seymour Glass, bohater wielu opowiadań Jerome'a D.Salingera, który nie potrafił znieść swojego szczęścia i strzelił sobie w skroń. Drugi to słynny i kontrowersyjny rumuński emigrant we Francji - Emile M. Cioran, który ( tak wynika z jego zapisków) pławił się w pesymizmie, melancholii i samotności, zaś o szczęściu własnym pisał z niesmakiem, a o cudzym ze zdziwieniem. (...) Suma szczęścia każdego z nas to ciągle zmieniająca się garść okruszków. Wystarczy je dostrzec, ale przecież łatwo je przegapić." Wiesław Lukaszewski
Szczęście, którego akuszerką jest tzw dyktatura szczęścia - jest po prostu strawnym lękiem. Tak lekko strawnym, że już konotuje się ze stanem szczęścia. Przypomina to doświadczenie ostrego bólu zęba. Zanim się pojawił, brak bólu nie uszczęśliwiał. Gdy jednak potworny ból nas przeczołgał - jego wygaśnięcie możemy nawet rejestrować jako euforię.
Pytanie, dlaczego stan przed odezwaniem się bólu nie był euforyczny?
Trudno też żyć, doświadczać szczęścia, bo nie poparzyliśmy dłoni - a wiem jaki to ból, bo nikt nas nie zranił, a wiemy jak zabija słowo.
Czy musimy studiować felicytologię, filozofię szczęścia, by rozpoznawać ów stan w sobie, by w ogóle go doświadczać?
Lęk przed nieszczęściem wbija nas na tor F1 w pogoni za szczęściem, jakby dopiero uniesienie stanowiło tamę dla rozczarowań. A tak nie jest.
Kiedyś brytyjski filozof Allan Watss narysował na wykładzie okrąg. Wielu dostrzeże tam koło, okrąg, piłkę, ale mało kto dziurę w ścianie.
Ruut Venhooven, założyciel działającej od 25 lat Bazy Danych o szczęściu wyjaśnia, dlaczego w rankingach niezmiennie wygrywają Duńczycy, Szwecja, Norwegia, a nawet Islandia, a na ostatnich miejscach - najcieplejsze krańce Europy.
Surowość północy sprawiła, że rasowi pesymiści nie mieli szans przetrwać. Dać życia potomkom, więc kolejne pokolenia rosły na bazie genów, które dają radę, ludzi - którzy potrafią przepracować mrok, zimno na jednak komfort emocjonalny.
To był wielopokoleniowy proces, ale nie kierat szczęścia.
Kierat szczęścia łączy się też z nagłymi, wysokimi wygranymi - które wg badań takich szczęściarzy doprowadziły ich do depresji czy nawet samobójstw.
Podobnie jak hedoniczny młyn ściera ludzi na proch.
Czyli co?
Pieniądze nie dają szczęścia, ale szczęście rodzi pieniądze...?
Zapewne tak - choć wg mnie nie jest to żelazna zasada.
Bywamy zdumieni, co innych potrafi naprawdę uszczęśliwić. Widziałam zdziwienie znajomych, bliskich, gdy wyjaśniałam co mnie uniosło i jak mocno.
Szczęście to nie program, to nie cel, to żaden próg.
Dyktatura szczęścia zbiera żniwo ofiar.
Hedonizm jedynie znieczula...Ból zagłuszony, ale szczęście podobnież.
Po wielu latach zrozumiałam, że nie szczęście wymaga wypracowania, ale nasze dostrojenie, by szczęście mogło w nas rezonować.
Nawet przez chwilę...
Ale z prawdą szczęścia...
Inne tematy w dziale Rozmaitości