,Człowiek o otwartej głowie to ten, który, wyzwoliwszy się spod władzy owych fantasmagorycznych „poglądów”, spotyka się z życiem twarzą w twarz, przyjmuje do wiadomości, że wszystko w nim jest problematyczne i czuje się zagubiony.
Ponieważ jest to świętą prawdą - żyć, znaczy czuć się zagubionym - ten, kto to przyjmuje, zaczyna sam siebie odnajdywać, zaczyna odkrywać swą autentyczną rzeczywistość i staje wreszcie na twardym gruncie.
Instynktownie, jak rozbitek, szuka czegoś, czego mógłby się uchwycić; ta nie cierpiąca zwłoki, tragiczna potrzeba, absolutnie prawdziwa, skoro chodzi przecież o uratowanie życia, zmusza go do uporządkowania życiowego chaosu.
Jedyne prawdziwe poglądy to poglądy rozbitka.
Cała reszta to retoryka, poza, farsa.
Kto się nie czuje prawdziwie zagubiony, ten gubi się bezpowrotnie, a więc nigdy nie odnajdzie siebie samego, nigdy się nie zetknie z prawdziwą rzeczywistością. " Ortega Y Gasset
Bosko logiczna w swej przewrotności.
Dodam kolejną tego autora - "Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia.
To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektualistów.
Dlatego też charakterystycznym dla nich gestem jest patrzenie na świat rozszerzonymi ze zdziwienia źrenicami.
Cały otaczający nas świat jest dziwny i cudowny, jeśli nań spojrzeć szeroko otwartymi oczami. To właśnie, uleganie radosnemu zdziwieniu, jest rozkoszą dla futbolisty niedostępną, natomiast dzięki niej intelektualista idzie przez życie pogrążony w nie kończącym się, wizjonerskim upojeniu, którego oznaką zewnętrzną jest zdziwienie widoczne w oczach.
Dlatego też dla starożytnych symbolem Minerwy była sowa, ptak, którego oczy są zawsze szeroko otwarte, jak gdyby w niemym zdziwieniu." José Ortega y Gasset
Dorzućmy rodzimą myśl:
"Człowiek jest biedny i słaby, i nic zupełnie nie znaczy. Płynie się tygodniami i tygodniami człowiek się dręczy. Potem jest port i wszystko, czego człowiek pragnął, okazuje się po prostu śmieszne, okazuje się, że i bez tego można żyć doskonale. A potem znów się płynie." Marek Hłasko, 'Port pragnień'
Czy też tak macie, że tzw 'pewniacy' budzą w Was nieufność?
Ich usta w anatomicznym kształcie monologu - nigdy dialogu.
Mam taki zwyczaj, że gdy kogoś nie rozumiem, brak mi ogniw, by pojąć - proszę - "podaj mi dłoń, bo lubię rozumieć, bo pogubiłam się."
To żaden wstyd, to szacunek do rozmówcy.
Nie ma nic gorszego niż bezrefleksyjne potakiwanie głową.
To wobec innych, a nasze wewnętrzne zagubienie?
I w tej strefie istnieją "pewniacy".
Oni zawsze wiedzą, często a priori.
Geografia wewnętrznego zagubienia ma alejki, w których siebie odszukaliśmy.
To nigdy nie jest przypadek.
Taką alejkę, choćby najmniejszą trzeba utorować.
Taka alejka jawi się w świadomym rozeznaniu: może nie wiem czego od życia tak naprawdę chcę, ale na pewno wiem, czego nie chcę.
Dotyczy to relacji interpersonalnych, zadań zawodowych, czy nawet planów podroży.
Nawet gdy kogoś bez wątpienia kochamy - to w tej miłości często błądzimy.
Nie na sinusoidzie poziomu zaangażowania, ale naturalnych pytań, z których utkane jest prawdziwe kochanie.
Jeśli rasowy orgazm intelektualny to powiększona źrenica - w miłości tym bardziej.
Węzełki dobrych wspomnień to te chwile, gdy doświadczyliśmy zdziwienia, konstruktywnego zaskoczenia.
Pamiętam pewną niedzielę, senną , leniwą - po party, więc jeszcze w pościeli raczyłam się przepysznym menu.
Gdy nagle dzwonek.
Na nikogo nie czekałam, goście solidnie ulokowani w swych domach.
No i jakby co, obowiązywała zasada, choć minutę przed - sygnał, że ktoś się do mnie wybiera.
Adam z Poznania, że właśnie jedzie w góry i za chwilę wraca - wie, że kocham jazdę autem i czy się nie zabiorę....
Upalny sierpień, więc butla picia, kosmetyki, kasa i siedzę zapięta w pasach.
W górach chwila moment i powrót.
Gdy dojeżdżaliśmy do rogatek mego miasta ja do niego:
- Jeśli to nie problem, potowarzyszę ci do Poznania.
Nienasycona ja...
On:
- Lady, na pewno?
Ja:
- Nie zadawaj takich pytań, bo się rozmyślę...
On zatrzymując wóz:
- Nie pytam, byś się rozmyśliła, uwielbiam ten rodzaj szaleństwa w tobie. Do tego wczoraj miałem urodziny, całą noc nie spałem, więc rozmową z tobą może mi wręcz uratować życie na trasie.
I pojechaliśmy.
Śmiech nasz nie gasł aż do miasta koziołków. Na stacji benzynowej - zgięci w pół od głupawki.
Wyruszyłam w ciemno do Poznania, bo tam teściowa mego brata bliźniaka.
Jaki szok - mieszkanie zamknięte, telefon - są w Koninie.
Adam proponuje swój dach, ja jednak wsiadam do pociągu ze stacją końcową w Zakopanem.
Koleś w przedziale obok mnie, rozświetla ciemny przedział łykaniem gazu do zapalniczki i podpalanie go przy ustach.
Chowałam w swych dłoniach włosy, by się nie opaliły snadnie.
Do dziś jest to moje cudowne wspomnienie.
Mariaż zaskoczenia /niespodziewany dzwonek do mych drzwi/, mojego szaleństwa, pure spontanu, i zaskoczenia samą sobą.
Ktoś powie - głupota szczęśliwa z taką jazdą.
Ja powiem - to najpiękniejsze chwile życia w klimacie szybkich wyborów, pogubić się w logice decyzji, ale w tym wszystkim, finalnie - odnaleźć siebie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości