"Narcyz nie tylko siebie nie ceni, ale przede wszystkim nie zna.
Wie, jaki chciałby być, ale jaki jest - nie ma pojęcia. W dzieciństwie nauczył się, jaką ma grać rolę, aby ważne osoby z jego otoczenia były z niego zadowolone.
Jednocześnie przeczuwa najgorsze: ''Jestem nikim, nic niewartym zerem, bo tym, jaki jestem naprawdę, nikt się nigdy nie zainteresował''. Wydaje mu się, że psychologicznie nie istnieje poza rolą, którą gra.
Odbity wizerunek musi być idealny, każda rysa to ogromne ryzyko. ''Przecież ciągle ktoś na mnie patrzy''.
Narcyz nie akceptuje siebie, więc akceptacji szuka na zewnątrz.
Jest skrajnie wrażliwy na opinie innych o tym, jak wygląda, jak jest ubrany, jak się zachowuje.
Sam też nie spuszcza z siebie krytycznego spojrzenia. Pełna kontrola każdego szczegółu przebrania, scenografii i skryptu. Pacjent mówi: ''Czasem mam wrażenie, jakbym stał z boku i ciągle siebie oceniał''.
Narcyz dźwiga ciężkie, wymagające lustro, w które co chwila zerka.
Osoby narcystyczne przeceniają i idealizują swój wizerunek albo bezpodstawnie i bezrefleksyjnie dewaluują i represjonują same siebie. Kompleks wyższości i kompleks niższości to dwie skrajności, dwie ściany, między którymi obija się narcyz.
A jeszcze do tego - nieświadomie - sabotują swoje kruche szczęście, bo w głębi duszy nie są pewni, czy im się ono należy.
Czasami się zakochuje, ale nie w drugiej osobie, tylko w jej idealizowanym wizerunku.
Relacje narcyza z innymi ludźmi są podobne do jego relacji z samym sobą: tak naprawdę nie poznaje drugiego człowieka - i właściwie nie chce poznać - w zamian podtrzymuje i idealizuje jego/jej wizerunek.
Związek jest mu potrzebny do wzmocnienia niepewnego poczucie własnej wartości.
Na zasadzie: jeśli blask wizerunku drugiej osoby korzystnie oświetli mój własny, to warto w taki związek inwestować. Narcyz wymaga od partnera tego samego, czego wymaga od siebie - wizerunek musi być idealny.
Gdy druga osoba okaże jakieś słabości, nie sprosta wymaganiom, np. rozchoruje się, załamie się jej kariera, straci popularność, a nie daj Boże urodę - narcyz powie: ''Nie na to się umawialiśmy''.
Narcyz nie będzie w stanie uwierzyć, że został pokochany. Zamęczy drugą stronę sprawdzaniem. Albo pomyśli: ''To musi być jakaś idiotka, skoro zakochała się w kimś takim jak ja''.
Kiedyś od takiego pacjenta usłyszałem: ''Gardzę ludźmi, którzy mnie cenią''. To typowe narcystyczne oświadczenie. Choć prawdziwiej byłoby powiedzieć: ''Boję się ludzi, którzy mnie cenią i kochają''.
Narcyz przeczuwa, że jego atrakcyjna fasada jest grą, więc gdy ktoś naprawdę się w nim zakocha, to czuje się jak Kopciuszek na balu po oświadczynach Księcia: ''Biedak dał się nabrać i naprawdę zakochał! W nogi!''.
Spełnienie największego marzenia, jakim jest zdobycie czyjegoś serca i bycie dla kogoś naprawdę ważnym, dla narcyza jest jednocześnie ogromnym zagrożeniem.
Jak wygląda przebudzenie narcyza?
Nie musi z mozołem budować fałszywego wizerunku na użytek swój i reszty świata. Odkrywa, że Kopciuszek wzbudził miłość Księcia nie wyczarowanym przez Wróżkę strojem, lecz tym, kim się stał, przeżywając swój los." Wojciech Eichelberger
Spory cytat, ale każda jego fraza jest istotna.
Utarło się powszechna definicja narcyza, że kocha, ubóstwia siebie.
A jest dokładnie odwrotnie.
Narcyz rodzi się z negacji samego siebie.
Zygota narcyzmu tworzy się już przez chłód emocjonalny rodziców, czy odejście jednego z nich.
Ta, tak często bagatelizowana blizna - jest jak sławetny kanion w USA widziany z wysokości 3 km. Iluzja niegroźnego pęknięcia w ziemi, gdy tak naprawdę to przepastna rana.
W życiu dorosłym także ciągnie się przez związki, zdolność przeżywania szczęścia i w ogóle deformuje relacje interpersonalne.
Owa konieczność szukania swoich walorów w innych. Dławiący głód na akceptację, która nawet jeśli prawdziwa i tak nie narcyz nie jest w stanie w nią uwierzyć.
To jest trochę tak, jak z wystawianiem naszego lepszego profilu do kadru.
Emocjonalnie dotrzeć do narcyza jest bardzo trudno, bo wymaga to rozbicia chroniącego lustra, które bywa jak pancerna szyba.
Ci, którym się to udało mają przed sobą zupełnie nową krainę, otoczoną pasmem gór ze wszystkich stron. Grożą lawiny wstydu "Zarządcy", lodowatych dni jego relacji, ale i odkrywanie pięknych widoków.
Całe to piękno jest ziemią nieznaną, czy wręcz dyskwalifikowaną z automatu dla samego narcyza.
Od dziecka odwraca od niej głowę, z nieuzasadnioną pewnością, że przecież tam wielkie NIC.
A jeśli był zewnętrznie karmiony, że tam NIC - nie dziwi, że dźwiga lustro, w które chce złapać COŚ.
Każda negacja, odrzucenie - pogłębiają proces odwracania twarzy od samego siebie.
Nie jest łatwo przebudzić narcyza do piękna, która przecież w nim.
Poczęstuje buntem, niedowierzaniem - proponując skan kreacji, którą uważa za atrakcyjną.
Trudna eksplikacja, że nawet historia jego blizn to piękno.
Trudna eksplikacja, że ból zrodzony z porzucenia go to też piękno jego siły, że podźwignął.
Jego piękno to nie tylko rysy zadawnionych spraw.
To cicha oaza, tak wielobarwna, ciepła, że nie mógł w niej odpoczywać, proponować innym "folder" z jej urokiem - bo najczęściej słyszał, że oazy to wszyscy, ale nie on.
Zostaje więc lustro. Ciężkie, upierdliwe. A to co złapie w jego toń, bezużyteczne.
Odkrycie bezlustrzanego piękna w kimś takim - to połowa sukcesu.
Uwierzy, tak naprawdę - gdy zrozumie, że owo piękno to nie kwestia wiary u tych, co odkryli.
Inne tematy w dziale Rozmaitości