"Niektórych ludzi ogarnia gniew, gdy mówię, że problemy są urojeniem. Boją się, że pozbawię ich poczucia tożsamości. A przecież tyle czasu zainwestowali w swoje fałszywe poczucie „ja”. Przez wiele lat bezwiednie definiowali własną tożsamość, oglądając ją przez pryzmat swoich problemów i cierpień. Kim byliby bez niej?" E.Tolle
To, że nasze życie jest bogato inkrustowane problemami - to żadne odkrycie Ameryki.
Ale jakże różnie trawimy zapętlenia wydarzeń, relacji z innymi ludźmi.
Są tacy, którzy z wyboru sięgają po 'problematyczne' soczewki i wyposażają w nie oko - nie dla większego stresu czy bólu. Jedynie dla rozkoszy.
Jestem, bo cierpię.
Martyrologia wypychana trocinami zniekształceń, iluzji, ale tych mrocznych....choinka z gwoździ w duszy.
Bo tożsamość to cierpienie.
Cień gniewu nie opuszcza czoła, choć w mocnej kolizji z prawdą skroni, które o dziwo jeszcze pracują z naturalną optyką.
W licytacji problemów, drastycznej sytuacji - licytacji, która z definicji jest mi obca - znokautowałabym ruchem rzęs wielu cierpiętników.
Moja niefrasobliwość, że nie ciągnie się za mną rzeka karminu bólu?
Nie.
Dygresja.
Pisałam o niej w sierpniu. Pani naukowiec, ponad 30 lat wykładów - Słowenia.
Tam też jest jej fotografia: http://ladynoprofit.salon24.pl/530518,dangerous-matematyka-istnienia
Dziewczyna ponad 80 lat, a nie wygląda nawet na 50. Poznałyśmy się latem w górach.
Wspólne wyprawy, przypadkowe zderzenia, gdy biegłam na basen. Bardzo barwna i pełna życia osoba.
Zadzwoniłam do niej wczoraj - z życzeniami.
Prawie się popłakała, bo mówi:
- Wiesz, nie wiem co dostanę od rodziny pod choinkę, a twój telefon to najpiękniejszy prezent w tym roku.
Zaskoczyła mnie, ale mówię do niej...
- Nigdy nie dzwonię do tych, którzy nie są zakotwiczeni we mnie. I jeśli kontakt ze mną to najpiękniejszy dla kogoś prezent - jest tym samym cudownym prezentem dla mnie.
Od słowa, do słowa i mówi, że wsiada w auto i przyjeżdża do mnie na urodziny. Wcześniej nie ma jej w Polsce.
Kobieta mocno po 80-tce, a w górach to ja musiałam ją doganiać.
Dobry Boże daj się tak zestarzeć, bez starości...
I teraz wybór mego kadru... jak zwykle - nieprzypadkowy.
Ja, którą od lat intrygują mechanizmy relacji interpersonalnych, dlaczego wybuchają niebywałą intensywnością, ale i dlaczego gasną bez przyczyny - zadumałam się wczoraj nad tym, jak to w życiu jest...
Co sprawia, że właśnie, co sprawia że szok, bo nagle płyta cmentarna?
Procesy logiczne, uzasadnione - wolne są o pytań.
Gorzej gdy opary jedynie irracjonalne.
Co to ja chciałam?
A - kadr!
Jeśli wspomina się kręgosłup moralny, etyczny bliźniego - to zazwyczaj z wysokim C w tle.
A to nie tak...
Cokolwiek stawia nas pod piersią drugiego człowieka - nie dotykaj na starcie jej biustu, nie skanuj w uwerturze jego rycerza....
Poczuj jak ma się kondycja jego kręgosłupa.
W wymiarze ludzkim, właśnie logicznym, konsekwentnym.
Można kogoś zalizać na śmierć, ale jeśli dysponuje jedynie protezą kręgosłupa - uciekaj. Tak po prostu.
Z drugiej strony - kogoś zaledwie znasz...a nagle słowa, że jesteś najpiękniejszym prezentem. Nie ma znaczenia, czy twoja płeć czy przeciwna. Ale to swoiste sacrum, choć na bazie szczerego zdumienia.
"Dopiero z wiekiem zaczynasz rozumieć, że nie należy pukać do wszystkich zamkniętych drzwi i nie należy wchodzić we wszystkie otwarte…"
Prawdziwe do bólu i jakiś czas temu nie tylko zrozumiałam sens takiej pragmatyki, ale restrykcyjnie wprowadziłam ją w swoje życie.
Tworzę więzi, relacje z tak różnymi ludźmi, rożnymi także ode mnie samej.
Nie ma tam asekurantów, ludzi zachowawczych, z kręgami bez swego DNA.
Inne tematy w dziale Rozmaitości