Przecierasz spojrzeniem taflę
Wytartych dnia bezznaczeń
Kutry gubią rytuał źrenic
Snajperskie szczęście
Szuka przypadku na dnie
Plaże kamieniem kiełkują
Dopasowane dłonie obcych
Nadają im lot mewy z Alfreda
Snu i strychu epizodem
Słodycz nacięcia znaczy skroń
Grawitacja tuli ciosu etui
Bo linia dzieli wszystko
Tnie uprzedzenia od wiedzy
Pychę od szeptu pytań
Tak słabo pływam z walką
O oddech i solą pragnienia
Woda nie niesie istoty
Przemyślnie ją chowa
Przed plaży zawiścią
Bez karty na życie i kół
Zdobiących śniących burty
Wciąż unoszę się z datami
I zdumieniem że jednak
Daktyloskopia nie zbrodni
A cichego ratunku metresą
Kopciuszkową frazą dzieli
Rezurekcję od rekwiem
Nic nie wiem acz czuję
Przetrzyj ponownie taflę
Modlitwy ramion nie gubiąc
Dla oddechu spełnienia
Gdzieś tam wyliczonego
13, 02, 2014, teraz...
Inne tematy w dziale Rozmaitości