Że co sobie myślałam?!
Nie wiem, proszę Pana....
Stłoczona w kącie intensywności nie zapominam o geometrii z mą absencją.
Że o tamte ramion nie opieram?
Nie wiem, proszę Pana...
Bo czasem tu, a tam widzę siebie.
Bo trudno, proszę Pana oprzeć się o myśl czy milczenie.
Że Pan jest?
Nie, nie widzę Pana...
Pan był?
A to się liczy, że w snu fabule?
Zaniedbana zmysłowość tam szaleje?
Tak! Tak, pamiętam.
Pan mnie całował. Bez pytań czy może.
Subtelność twardego języka? Tak właśnie było..
Po czym poznałam, że Pan?
Po tym, że godziny odklejają się od zegara, a wciąż Pański spacer we mnie tak mocno we mnie...
Z obcą mi twarzą Pan przybył, skąd więc pewność?
Już jawa, a usta wciąż jakby nie moje. Nabrzmiałe gwałtem podsennym formatują rozkosz w pamięci.
Tak trudno mościć to w jawie, surowszej niż świat pod powieką.
Że nie ma różnicy?
Kawalarz z Pana i markiza fan.
Dotykam językiem ust co moje, bo wciąż ich nie rozpoznaję. Bezdotyk owocny obrzmieniem, podbite basy karminu warg moich?
To prawda, jawa pcha mnie z daty do daty, chwile rozczesują grzywkę nad czołem.
Wiem, że Pan gdzieś tam swoje kąty sobą napełnia.
Jeśli mi wolno - o ma nieśmiałości roszczeń - proszę o jeszcze. Tak wiem, że nocą.
Od ust proszę zacząć, nie lekceważąc reszty mej mapy.
Nie od Pana wizyta zależy?
Nie szkodzi.
To nieobecność mnie pieści...
/Relacja z prawdy snu: z 5/6 marzec 2014./
Inne tematy w dziale Rozmaitości