Jestem skonana dniem - więc telegraficznie...
Niespodziewana wizyta mego Dziecka - radość bez limesa...
Zmęczona długą podróżą szybciej poszła spać, ja zajęta jeszcze przy komputerze nagle słyszę:
- Mamo...
Odwracam się, a moje Kochanie głęboko śpi...
Czyli zawołała mnie przez sen...
Gdy już położyłam się obok niej...delikatnie głaskałam jej twarz, włosy - próbując niemożliwego, nasycić się bliskością wyliczoną w godzinach...
Zanim ja sama odpłynęłam - myśl ściskająca za gardło - a jeśli gdzieś tam w innym kraju...przywołuje mnie przez sen...to oczywiście żaden dramat, nic złego się nie dzieje, ale nikt nie odwróci się przepełniony miłością do tych słów...
Kamikadze, bo poszłyśmy razem do knajpy i zamówiłam ów drink - pierwszy raz w życiu zresztą...
Jakie zdumienie, że przybył w wersji "wielotomowej"...
Przypasował mi...
Miałam tam strzelić kadr, bo na ścianie w gablocie koszulka z napisem po angielsku:" Ratunku, jestem blondynką.." To chyba o mnie...;o)))) Ale w pośpiechu - zapomniałam..
Potem nasze rozstanie - i oczywiście moje łzy. Bardzo nie w porę, gdyż za chwilę miałam spotkanie z prezydentem miasta.
Złapał mnie za dłoń, przepraszając jednocześnie, że muszę jeszcze poczekać - ważna narada. No to czekam w jego sekretariacie lookając na drzwi - vide kadr.
Jakiś czas temu dzieliłam się mymi emocjami w sprawie listów wojennych. W tej sprawie owo spotkanie. Dowiedziałam się, że adresatka tych listów to jego ciocia. Wyszła za mąż za znanego kartografa. Nigdy nie mieli dzieci. Zaś ona - niezbyt życiowo spełniona, zawsze marzyła jej się lepsza wersja mężczyzny życia niż miała,lepsze życie niż miała...
Hellloooł.... Czy nie to przemyciłam w mej podroży w ich retrospektywę?!
Pomimo tego, że to krewna Pana Prezydenta - powiedziałam mu - tym pachnie, mijaniem się z rasowym dostępnym szczęściem. Uśmiechnął się do mnie przyznając, że wiele w tym prawdy.
Pomimo obecności decydentów regionalnych nad naszymi głowami - potraktował mnie nie tylko z ogromem szacunku /na sztuczności w tym zakresie trudno mnie nabrać/, ale i rzadko spotykanym w takim charakterze spotkań ciepłem. To wiele dla mnie znaczy, bo to egzotyka postaw. Był obecny w naszej rozmowie nie tylko mentalnie, ale całym swoim ciałem. Bardzo przeżywał moją relację z analizy tych listów.
Traktuję to jako ziarno zasiane.
Bo umówiliśmy się na kolejne, już spokojniejsze spotkanie. W którym to zmienią się rolę, już nie on będzie petentem /opracowanie listów na jego prywatną prośbę/, ale ja....
Bo wciąż walczę o swoje życie....
Inne tematy w dziale Rozmaitości