Jeśli tuż przed snem ostatnia męska fizjonomia w głazach to triada na kadrze polityków pewnej frakcji - wiesz, że nic rozkosznego we śnie cię nie nawiedzi.
A tu psikus!
No dobra, nic erotycznego - bo facjaty z ostatnich chwil świadomości nie mogły być emisariuszami uniesień.
Ale dziwne i tak to było, i jakże intrygujące dla prób interpretacji.
No bo jestem z kimś, mężczyzną - nie wiem we śnie czy to kolega czy partner - pesel nie do rozpracowania.
Gdy nagle pojawia się inny mężczyzna i korzystając z chwilowej absencji tego pierwszego - pokazuje mi coś na wzór albumu, pamiętnika - naszych chwil razem.
Jak na ekranie kinowym - przewraca strony... a na kadrach ja z nim, także podczas seksu, ja na ulicy poprawiam but na wysokiej szpilce i wiele dziwnych reporterskich ujęć.
Czuję dumę w osobniku obok, że tak detalicznie rejestruje rzekome nasze razem. Czuję w nim satysfakcje, że aż tak mnie zaskoczył.
A ja - no w tym śnie - boksuję się z myślami - jak można nagromadzić tyle kadrów ze mną z sytuacji, których nie pamiętam, w których na pewno nie uczestniczyłam!?!
I ciekawostka - autor albumu w narracji sennej zmieniał swą osobowość na imiona znane mi - niewielka liczba - ale coś jak przenikanie.
To mnie fest dezorientowało.
Jaki kadr najbardziej zapamiętałam?
Jakby to określić ? Dokumentację mej 'gościny'...Tak z lotu ptaka - /nomen omen/.
Nie był to sen z gatunku tych przyjemnych - raczej zdumiewający, bezboleśnie zdumiewający.
Nie ma szans na etui retrospektywy.
Czyli co???
Czy mózg zapisuje, odczytuje świat a priori?
Wolę tę wersję od oryginału...
Inne tematy w dziale Rozmaitości