Złoszczą mnie i nudzą próby zdyskredytowania Powstania jako a.) głupoty b.) głupoty szkodliwej dla młodzieży i dlatego niegodnej upamiętnienia. Pkt b.) szczegółowo i namiętnie wałkowała swego czasu ministra Eutanazja Środa i nie odmówię sobie przyjemności odbicia bekhendem jej argumentu jak następuje: "właśnie dlatego, że Powstanie kosztowało tak wiele, należy przypominać o nim młodym, choćby ku przestrodze".
Nie żebym tak naprawdę uważał, ale to chyba jedyny argument, który są w stanie zrozumieć Europolacy.
Wyobraźmy sobie rodzinę z nieco szalonym pra- pra- stryjkiem, który sto lat wcześniej zakochał się w artystce scen stołecznych. Kiedy nieosiągalna idolka zjechała na występy do miasteczka , stryj w zachwycie sprzedał dom, dwie wioski i ulicę przed hotelem usłał milionem jej ulubionych róż. Wzruszona artystka zaprosiła stryja na kolację, która przeszła płynnie w wielogodzinny romantyczny maraton. Rano stryj odprowadził ukochaną na dworzec świadom, że szanse na trwały związek ma równe zeru. Do tego był kompletnie spłukany, łeb rozsadzał mu kac zwykły i moralny i jedynym sensownym wyjściem wydało mu się malownicze palnięcie sobie w łeb. Co też uczynił.
Sto lat później każdą rocznicę tego smutnego i pięknego wydarzenia rodzina świętuje pijąc szampana i wręczając matkom żonom i kochankom kosze róż. Ale nie wszyscy. Jest paru wątrobiarzy, którzy do dzisiaj liczą utracone procenta od sprzedanych wiosek, a o stryju mówią per "stary dureń".
Ja tam mam ich gdzieś, wolę posłuchać piosenki "Million ałych roz" w wykonaniu nieśmiertelnej Ałły Pugaczowej, która opisuje taką właśnie straceńczą historię. Ponoć autentyczną, jak twierdziła nasza rusycystka.
http://youtube.com/watch?v=0KIFOsTv1LE
Inne tematy w dziale Polityka