Nawet niechętni PiSowi półgębkiem przyznają, że duże ilości markowych alkoholi, zegarków, a wreszcie gotówki to okoliczność mocno obciążająca aresztowanych medyków. Przy okazji nasuwa się jednak pytanie, czy aby na pewno te dobra były wymuszone na pacjentach, czy może stanowią autentyczne wyrazy wdzięczności. A może są czymś pośrodku, dawanym dobrowolnie po operacji, ale jednak ze świadomością, że można trafić pod ten sam skalpel jeszcze raz?
Mimo przekonania o powszechności łapówkarstwa ze zrozumiałych względów trudno o twarde dane, choćby o skali zjawiska, a co dopiero o takich niuansach. Nawet Transparency International zadawala się monitorowaniem 'korupcji postrzeganej' czyli właściwie pomiarem natężenia plotek o łapówkach.
Na takim empirycznym bezrybiu służę argumentem wskazującym, że może jednak nie każdy 'prezent' od petenta jest łapówką, a dosyć często wyrazem uznania, formą podziękowania w stylu bliższym wschodniemu kręgowi kulturowemu.
Mam żonę, pracującą. W pracy żona pośredniczy w udzielaniu kredytów. Robi to na własny rachunek i klienci mają świadomość, że od każdego kredytu małżonka dostaje prowizję, Mimo to nader często po zakończeniu transakcji przynosi do domu najróżniejsze fanty. Niestety, rzadko są to koniaki, słodycze spożywa w biurze, za to często trafiają się różne wydawnictwa, kwiaty, a raz nawet całkiem fajna grafika wykonana przez plastyczkę - siostrę klientki. Ba, zdarzyła się propozycja ładnego kawałka wołowiny z własnego sklepu klienta.
W świetle powyższego zaryzykuję przypuszczenie, że w Polsce, nawet po prywatyzacji służby zdrowia doktorzy G., H., I., J. ... będą mieli barki pełne alkoholi i czekolady. Jeśli oczywiście zadbają o swoich pacjentów.
Taki to już nasz lokalny koloryt.
Inne tematy w dziale Polityka