Ostatnie wydarzenia wokół "Rzepy" i tygodnika "Uważam Rze" Bronisław Wildstein określił bardzo trafnie mianiem domykania systemu przez wladzę. Uważa też, że tego systemu domknąć się nie da - oby tak było. Domykanie to ma miejsce już od dawna, po Smoleńsku ruszyło pełną parą - najpierw odbyło się przejmowanie stanowisk po Smoleńskich Ofiarach przez osoby zaufane i bliskie władzy, potem zwolnienia w TVP. W dalszej kolejności przyszedł szereg mniej spektakularnych i medialnych posunięć - tu czy tam usunięto jakąś osobę mniej znaną, tu czy tam komuś odebrano jakiś program radiowy czy telewizyjny. Bywało też, że temu czy innemu wytoczono proces zakończony zasądzeniem wysokiego odszkodowania, żeby na wszelki wypadek nikomu do głowy nie przyszło pisać nie po myśli władzy.
I pośród tego wszystkiego działały sobie najspokojniej gazeta codzienna i tygodnik, które te wszystkie nieszczęścia jakoś do niedawna omijały i w których wolno było pisać o sprawach dla władzy nieprzyjemnych. I to w dodatku w tzw. głównym nurcie - bezczelność po prostu niebywała. Nie ulegało wątpliwości, że taki stan rzeczy nie będzie mógł trwać wiecznie - po prostu gazeta i tygodnik stanowiły dla establishmentu nie byle jakie zagrożenie. Z dwóch powodów. Po pierwsze pracował tam doskonały zespół redakcjyny. Wiadomo, dobra jakość jest zawsze tym, co klienta przekona najbardziej i to mimo zalewu i wręcz promowania dziennikarskiego badziewia wszelkiego rodzaju.
Po drugie - i to chyba najbardziej spędzało władzy sen z powiek - zarówno gazeta jak i tygodnik działały i miały swą dobrą pozycję w tzw. głównym nurcie. A tego już było za wiele. O wszystkich wyrzuconych na margines można już dzisiaj mówić, co się komu podoba. Tzw. autorytety mogą z nich zrobić z dnia na dzień faszystów, antysemitów, gwałcicieli, złoczyńców, nawiedzonych i innych wariatów. Można ich obrażać, szykanować, wsadzić do więzienia albo domagać się zamknięcia w psychiatryku. Można pluć jak się chce i kiedy się chce. Zrobienie jednak z Wildsteina antysemity, z Lisickiego nawiedzonego wariata albo z Mazurka faszysty było zadaniem, które przerastało nawet najgenialniejsze umysły. I dziennik i tygodnik docierały do czytelników, do których pozostałe wydawnictwa niezależne obecnie nie docierają (choć to się zmienia). A bitwa toczy się właśnie o nich - o tzw. "środkową" część społeczeństwa, która chce po prostu mieć święty spokój i dobre warunki do pracy i biznesu. I która bynajmniej nie jest zachwycona PO ale głosuje na nią, bo "z tamtymi to nie wiadomo, co będzie". W momencie, gdy ta środkowa część społeczeństwa wypowie tej władzy posłuszeństwo, będzie to oznaczało jej natychmiastowy koniec. A grupa ta - zwykle dość dobrze kalkulująca i nieulegająca pochopnym emocjom - wypowiedziałaby posłuszeństwo z całą pewnością, gdyby została w sposób racjonalny przekonana o szkodliwości tej władzy i o faktach: o tym, w jakim stanie znajduje się gospodarka i o tym, jak nieporadne jest państwo w swych podstawowych funkcjach. Także i o tym, co działo się w Smoleńsku i po Smoleńsku i jaki był udział władz w wytworzeniu kompromitującej dla Polski sytuacji, z którą jeszcze przez długi czas przyjdzie nam się zmagać.
Ponieważ to wszystko było zbyt niebezpieczne, należało przystąpić do totalnej rozprawy - właśnie ją oglądamy. Pełna zgoda z Bronisławem Widsteinem, że domknięcie tego systemu nie będzie jednak możliwe. Władza zachowuje się podobnie jak sfrustrowana kobieta, która nie mogąc opanować swych nawyków żywieniowych przybrała kilkanaście kilo na wadze ale próbuje ciągle wbijać się w bluzkę z dawnych czasów (rozmiar 36), kiedy ją wszyscy podziwiali. Dopnie ją z trudem z przodu, to trzaskają zaszewki i boczne szwy. I dokładnie tak samo będzie przebiegać domykanie tego systemu.
Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka