IPN przeszukał dom Kobylińskiego we Wrzeszczu.
czytam sobie
Tłumaczy, że przedstawiciele IPN przyszli około godz. 7 rano, kiedy jeszcze spał. - Powiedzieli, że mają nakaz prokuratora i tyle - przeprosili, że muszą to zrobić - dodaje. Wyjaśnia, że w nakazie prokuratorskim, który został mu przedstawiony było zapisane, że dokumenty mógł mu przekazać gen. Edwin Rozłubirski (m.in. w stanie wojennym pełnił obowiązki pełnomocnika Komitetu Obrony Kraju w Głównym Komitecie Sportu i Turystyki. Następnie skierowano go do dyspozycji ministra spraw wewnętrznych. Prowadził tam prace nad powołaniem polskich jednostek antyterrorystycznych). - Żadnych takich dokumentów nigdy nie miałem i nie mam, nie miałem dostępu do tego, skąd ja mogłem mieć te dokumenty - zaznacza prof. Kobyliński. Z relacji profesora Kobylińskiego wynika, że przedstawiciele IPN nie znaleźli w jego mieszkaniu niczego. Samo przeszukanie natomiast trwało kilka godzin. - Kazali mi otwierać szuflady, pokazywać... - opowiada naukowiec.
i wszędzie czytam w mediach , że prof. Kobyliński to super naukowiec , Politechnika , doctoraty honoris itd.
i nigdzie nie ma tego co mnie najbardziej i nawet znam nieprawdopodobną relację o spotkaniu w latach 70-tych , gdy luminarze przemysłu stoczniowego z RFN gościli polskich luminarzy i były jakieś wspomnienia i jeden z niemieckich luminarzy coś tam wspomniał o Warszawie , że jego ojciec a może on sam ( nie jestem pewien ) z życiem ledwo uszedł bo mu jak siedział w kawiarni granaty wrzucili , ale nic mu się nie stało , wojna wojną ale to był terroryzm - nadawał Niemiec - granaty do knajpy pełnej cywili.
A Kobyliński ponoc na całą salę - to ja rzuciłem te granaty .
a każdy sobie może wyklikać o powtórnym ataku na Cafe Club w Warszawie 11lipca 1943 dokonanym przez GL .
taka ciekawostka z życia profesora - bo sensacji nie ma - dokumentów którymi zinteresowany był IPN nie znaleziono.
p.s. jako że już się zaczyna szukanie trzeciego dna notki - notka jest przede wszystkim po to aby uzupełnić życiorys Kobylińskiego o epizod z granatmi na Cafe Club , bo opisują media Kobylińskiego jako naukowca i nic więcej nie dodając a tę historię ze spotkania luminarzy stoczniowych uważam za godną przekazania dalej.
I