leszek.sopot leszek.sopot
2114
BLOG

Każdy z was jest Lechem Kaczyńskim...

leszek.sopot leszek.sopot Polityka Obserwuj notkę 19

 

 

Rozumiem Jarosława Kaczyńskiego, który stara się przypomnieć działalność swojego brata i przypomina fakty z jego działalności. Pragnie, aby o tragicznie zmarłym prezydencie pozostał jak najlepszy obraz. Czyni to jako brat i jako szef największej opozycyjnej partii, której celem jest wykorzystać wszystkie możliwe sposoby na przejęcie władzy w państwie. Z tego powodu – sposobu przedstawiania wydarzeń – trudno ocenić, czy przypominanie niektórych wydarzeń, niektórych tez i kategoryczne opinie to wynik miłości i bólu po stracie najbliższej osoby, czy też zarazem to wyraz partyjnej zapalczywości, która jest wzmacniania przez liczne grono sprzyjających osób. Też chciałbym, aby o Lechu Kaczyńskim pozostała pozytywna pamięć, ale nie uważam, aby w tym celu konieczne było wypaczanie przeszłości czy też poniżanie obecnych przeciwników politycznych.  

Wahałem się czy wtrącić swoich kilka słów w inny sposób przedstawiających  wydarzenia, o których mówił Jarosław Kaczyński. Jednak, jako ten mniej czy bardziej udanie opisujący historię gdańskiej „Solidarności”, poczułem się wywołany do tablicy. Wywołany także przez znajomych z salonu24.

 

Wydarzenia 17 września 1980 roku

Jarosław Kaczyński powiedział 8 września 2012 r. w historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej, że Lech Kaczyński opowiedział się podczas zebrania przedstawicieli z całej Polski komitetów założycielskich NSZZ za jednolitą strukturą związku, i że pogląd swój wyraził wbrew działaczom gdańskiej „S”, którzy zdaniem Jarosława Kaczyńskiego mieli bać się reakcji władz.

Powody były inne. Opowiada o nich Andrzej Gwiazda w książce Gwiazdozbiór w „Solidarności”: „obawialiśmy się, że w regionach, w których nie było w sierpniu strajków, władze związku zostaną opanowane przez ludzi systemu” (s. 178-179). A więc nie z powodu strachu przed władzą rozważano federacyjny model związku (taki sposób organizacji miał powstający wówczas NZS), na którego czele nie byłoby wszechmocnego wodza, lecz byłoby ciało porozumiewawcze. Ta obawa została ujęta także w sprawozdaniu z działalności MKZ NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, w którym zanotowano, że obawiano się także „sytuacji, kiedy nasz region mógł zostać przegłosowany przez działaczy z innych regionów. Dlatego uznaliśmy, że w chwili tworzenia się »Solidarności« władzą winny być MKZ-ty. Natomiast zjazd krajowy to jedynie komisja porozumiewawcza, która może wydawać zalecenia” (Protokół z posiedzenia Prezydium MKZ Gdańsk w dniu 26.09.1980 r.). Taką opinię mieli wówczas wszyscy liderzy gdańskiej opozycji demokratycznej i „Solidarności” na czele z Andrzejem Gwiazdą, Bogdanem Borusewiczem, Bogdanem Lisem, Andrzejem Kołodziejem i Lechem Wałęsą.

Decyzja zapadła inna. Nie stało się jednak to za sprawą zakulisowych zabiegów. Zebranie w straszliwie zatłoczonej sali klubu „Ster” trwało kilka długich, emocjonujących godzin. Na początku gdańszczanie przedstawili swój punkt widzenia. Następnie głos zabierali, najczęściej w sposób bardzo emocjonalny, liczni przedstawiciele z całego kraju. Dominowała opinia, że jeśli nie będzie jednolitej, ogólnopolskiej struktury „to nas rozjadą walcem”. Była to prawda. Im dalej od wielkich ośrodków miejskich, tym władze lokalne mniej liczyły się z inicjatywą powołania „Solidarności” i postulatami lokalnych komitetów założycielskich. Wskazywano, że o wszystkim i tak decydują centralne władze w Warszawie, to i „S” musi mieć centralistyczny charakter. Struktura władzy partyjnej i państwowej, umocowanie w niej ciał decyzyjnych, dyktowała sposób zorganizowania struktur „Solidarności”. Najbardziej i najdobitniej za jednolitą, ogólnokrajową strukturą opowiedział się Karol Modzelewski, który posługiwał się argumentem solidarności międzyzakładowej, międzybranżowej i międzyregionalnej, poparł mniejsze regiony, które nie dały by sobie rady w samotnej walce z aparatem państwowym. Symbolem tej wspólnej walki miała być także nazwa przyjęta przez związek: „Solidarność”. Tę propozycje przyjęto aplauzem, a po niej nie było już powrotu do przekonywania o walorach federacyjnej organizacji „Solidarności”.

Lech Kaczyński był na sali obrad za stołem prezydialnym wśród liderów gdańskiej „Solidarności”. Jako prawnik z pewnością rozważał zalety i wady jednej i drugiej koncepcji. Nie mam powodu nie wierzyć Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jego brat opowiadał się od początku za strukturą ogólnokrajową. Jednak to nie Lech Kaczyński, lecz delegaci z kraju, a przede wszystkim Karol Modzelewski zadecydował o przyszłej strukturze związku. Nie wierzę jednak prezesowi PiS, gdy twierdzi, że to z powodu strachu przed reakcją władz przedstawiana była koncepcja federacyjna. Ludzie którzy nie bali się działać w opozycji przed Sierpniem ’80, którzy inicjowali strajk, nie bali się władzy.

 

Wierni „Solidarności”

Wiele osób z przeciwstawnych sobie niegdyś lub obecnie obozów może swobodnie twierdzić, że zawsze byli i są wierni idei „Solidarności”. Po prostu różnie tę ideę rozumieją. Na przykład, w latach 80. na przeciwległych biegunach byli Andrzej Gwiazda i Andrzej Kołodziej, przeciwko którym ostro występowała „Solidarność” skupiona wokół Lecha Wałęsy. Gdy Andrzej Gwiazda pisał i apelował do robotników, aby walczyli o swoje prawa pracownicze i podwyżki, odpowiadał mu w najważniejszym organie związku w Regionie Gdańskim Maciek Łopiński. Apelował on o powstrzymanie się od strajków. Twierdził, że gdy odwaga potaniała, to ci, którzy w zakładach pracy walczyli z „Solidarnością”, zakładając „neozwiązki,”, teraz „wskoczyli do pierwszego szeregu” (MŁ, Dajmy im szansę!, „Solidarność”, Pismo Regionu Gdańskiego, 1989 r., nr 8-9). Działacze „Solidarności” byli oskarżani o rozgrywki personalne i przymierzanie się do posad w administracji rządowej. Urban tak ostro nie krytykował prowałęsowskiej „S” jak robili to w swoich pismach działacze „Solidarności Walczącej” i małżeństwo Gwiazdów. Oskarżenia o zdradę ideałów Sierpnia ’80, działalność mafijną, strach, kunktatorstwo i pragmatyzm były na porządku dziennym.

„Solidarności” obrywało się głównie za Okrągły Stół, za niedemokratyczny sposób wyłonienia swojej reprezentacji do rozmów, a później na listy wyborcze. Lech Kaczyński był wówczas jednym z najbliższych współpracowników przewodniczącego „Solidarności”. Wałęsa mówił wówczas o Kaczyńskim, że to jego kadrowiec. To od Kaczyńskiego miało zależeć dofinansowanie różnych inicjatyw i posady. Zajmował się przy Wałęsie sprawami krajowymi i pełnił nieformalnie funkcję jego zastępcy. Jarosław Kurski pisał, że „symbioza pomiędzy Lechem a braćmi Kaczyńskimi nie polega na wzajemnym zaufaniu, szacunku czy lojalności, lecz na zbieżności interesów i politycznym pragmatyzmie. Wałęsa daje braciom siłę motoryczną, jest dla nich jednocześnie lokomotywą i transparentem, natomiast Kaczyńscy dostarczają Wałęsie niezbędnej ideologii, która usprawiedliwia jego działania i ambicje” (J. Kurski, Wódz, Warszawa 1991 r., s. 17). Sprawy personalne, interesy powstałych jeszcze w konspiracji grup i grupek przeważały nad działalnością na rzecz dobra wspólnego. Wewnętrzna rywalizacja, a nie współpraca, konflikt „młodych” ze „starymi”, walka o zajęcie jak najlepszego miejsca w strukturach „Solidarności” – zmieniały poczucie jedności „Solidarności” w sumę indywidualnych ambicji i gry interesów. Stanowiło to namiastkę późniejszych walk między partiami politycznymi o władzę i wpływy.

Cóż, jedni i drudzy byli i są dziś wierni swoim ideałom. Na przestrzeni lat mogli zmieniać opinie i stanowiska. Zwykła kolej rzeczy…

 

Konflikt z liberałami

Jarosław Kaczyński stwierdził, że w 1989 roku doszło do sporu między jego bratem a Kuroniem i Michnikiem, którzy mieli być propagatorami liberalizmu. O liberalizacji mówili wówczas chyba wszyscy, ale za prawdziwego liberała uchodził Janusz Korwin-Mikke, a także Stefan Kisielewski, czy też środowisku skupione wokół Donalda Tuska i pisma „Przegląd Polityczny”. Jedynie za pseudoliberałów można uznać całą resztę działaczy opozycyjnych i „Solidarności”, którzy dążyli do zmiany systemu gospodarczego w system wolnorynkowy. Podobnie uważał wówczas Lech Kaczyński, i doprawdy nie wiem, o jaki liberalizm miał się on kłócić z Michnikiem i Kuroniem. Kaczyński był przecież wówczas przeciwny inicjatywie organizowania akcjonariatu pracowniczego oraz idei przedsiębiorstwa samorządowego. Opowiadał się zdecydowanie za wolnym rynkiem i kreowaniem prywatnych właścicieli. Tłumaczył: „Powinniśmy dążyć do stworzenia grupy pracodawców, do kreowania szerokiej klasy średniej” (M. Zalewski, Rozmowa z Lechem Kaczyńskim, „Tygodnik Solidarność” 19.01.1990 r., nr 3/70). To miał być główny cel związku, a nie batalia o prawa pracownicze, odbudowa wielomilionowej „Solidarności” i realizowanie uchwał związku ze zjazdu w 1981 r. Jednak nigdy nie przekreślił, jak np. liberałowie, idei obrony praw pracowniczych i najbiedniejszych. Jedynie wówczas inaczej stawiał priorytety. Rozwój wolnego rynku, klasy średniej, prywatnych posiadaczy, miał przyczynić się do lepszego traktowania pracowników.

Takie poglądy mieli także inni czołowi działacze „Solidarności” i OKP. „Solidarność” miała pomagać w rozwoju prywatnego biznesu w Polsce i kreować swoich przedsiębiorców, którzy wywodziliby się z kręgów opozycyjnych i z samego Związku. Tak tworzyła się postsolidarnościowa nomenklatura. Wielu byłych działaczy może od tego czasu wpisywać w rubrykę zawód: dyrektor albo prezes. Dzięki „Solidarności” mogli mnożyć swoje majątki, a tym samym zmieniać Polskę w kraj kapitalistyczny, w którym o wszystkim decyduje zasobność portfela. Na tym mieli skorzystać pracownicy najemni, a także ci, zwalniani z pracy w bankrutujących przedsiębiorstwach państwowych. To prywatny biznes miał dać im godne zatrudnienie. Gdy tak się nie stało Lech Kaczyński później wielokrotnie w latach 90. zabierał głos krytykując stosunki między pracodawcą a pracobiorcą. Tak samo ewoluowały poglądy Jacka Kuronia. Także Lech Wałęsa od czasu do czasu mówi, że obecny system gospodarczy jest nie do przyjęcia, że trzeba go zmienić. Jedynie Adam Michnik pozostał chyba do dziś wiernym obrońcą twardych zasad wolnego rynku.

 

x x x

Jarosław Kaczyński idealizuje pamięć o swoim bracie. Ma do tego pełne prawo. Jak każdy, kto wspomina zmarłą ukochaną osobę, przyjaciela czy idola. Idealizują go także przyjaciele tragicznie zmarłego prezydenta. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie było to umoczone w politycznym sosie. Przeciwnicy PiS będą ponad wszelką miarę obsmarowywać Jarosława Kaczyńskiego, jego brata i jego partię, i zarazem idealizować i ubarwiać to, co im wygodne. Zwolennicy zaś bez umiaru będą umniejszać znaczenie wszystkich swoich politycznych przeciwników i nie będą walczyć o pamięć tych, którzy stoją z boku, bo na nic się w politycznych bojach nie przydadzą.

Czy Polsce jest potrzebny na użytek medialny wyidealizowany portret Lecha Kaczyńskiego? Nie odpowiem. Każdy może sam się nad tym zastanowić.

W 1980 roku potrzebny był mit Wałęsy czy też bohaterskiej tramwajarki, która miała unieruchomić komunikację miejską w Gdańsku. Nie ważne jak było naprawdę – tym mieli zająć się historycy. W Polsce są ludzie, którzy potrzebują legendarnych postaci, które dają nadzieję, są wzorem postępowania. Dziś, tak jak w 1980 r. dobrze by było lansować zatem hasło: Każdy z Was jest Lechem Kaczyńskim! Niech każdy broni praw obywatelskich i praw pracowniczych, oddolnej demokracji, tolerancji. Niech walczy z korupcją, nomenklaturą partyjną, kolesiostwem, nepotyzmem, konformizmem, pychą, obłudą, cynizmem i arogancją władzy i prywatnego biznesu. Ważne by szło na lepsze, ale niekoniecznie pod szyldem tej czy innej partii. Mity 1980 roku nie powstawały w szeregach partyjnych. Tworzyło je dążące do zmian na lepsze całe społeczeństwo, starano się łączyć a nie dzielić, współpracować a nie rywalizować i mówić prawdę wbrew partyjnej propagandzie.

"W gwałtownych przemianach społecznych grozi zawsze niebezpieczeństwo i pokusa nadmiernego skupiania się na rozgrywkach personalnych. [...] Nie idzie o to, aby wymieniać ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby, powiem drastycznie, jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei". Prymas kardynał Stefan Wyszyński, słowa do delegacji "Solidarności" Warszawa, 06.09.1980 r. __________________________________________________ O doborze reklam na moim blogu decyduje właściciel salonu24 Igor Janke. Nie podobają mi się, ale nie mam na nie wpływu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka