LeszekSmyrski LeszekSmyrski
120
BLOG

Master. 8

LeszekSmyrski LeszekSmyrski Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Gi klasnął w dłonie i do sali weszły trzy piękne, nagie kobiety. Miały na sobie szpilki, małe koronkowe fartuszki i kokardy pod szyją. Każda trzymała w ręku menu.Tom osłupiał, jednak mając świeżo w pamięci słowa Gi, starał się w ogóle nie patrzeć na dziewczyny. To nie było łatwe, one były ze wszystkich stron. Siedział jak na szpilkach, nie umiał przeczytać nazw potraw. Gerard też starał się unikać widoku dziewcząt, one zaś były profesjonalnie oczekujące. Obaj nowi oświeceni trzymali wzrok wbity w karty i nie umieli dokonać wyboru. Gi powiedział do dziewcząt – możecie odejść. 

Kiedy dziewczęta wyszły, Gi powiedział. 

Jesteście władcami świata, możecie zrobić z nimi, co chcecie. Z każdym nieoświeconym w tym budynku możecie zrobić, co chcecie. Możecie tym dziewczynom kazać tańczyć, będą tańczyły. Możecie uprawiać seks. Możecie którąś zabić, jeśli zechcecie. Możecie im kazać włożyć kombinezony kosmiczne i one to zrobią. Jesteście panami świata, a przed chwilą zachowaliście się jak dzieci. Spojrzał na Toma. Dziś wieczorem przyślę ci wszystkie do pokoju, oczywiście, jeśli Gerard którejś nie zechce. Możesz robić, co chcesz, ale jutro rano masz być wypoczęty i gotowy do pracy. Mamy masę roboty a jeszcze dodatkowo musimy być gotowi na nieprzewidziane wydarzenia. Zarządzacie dziewięciomiliardową planetą. Wybierzcie coś z listy. 

Klasnął w ręce i dziewczęta weszły, każda stanęła obok jednego z nich, gotowe na przyjęcie zamówienia. Tom poczuł się pewniej, obejrzał dziewczynę obok siebie, wyciągnął rękę i położył na jej pośladku, uśmiechnął się lekko obleśnie i drugą rękę położył na jej piersi. Dziewczyna stała spokojna, przywykła do swojej służby. Tom spojrzał na Gi i ręce opadły. Spojrzenie było stalowe i zimne. Możecie odejść. Powiedział do dziewcząt, te zniknęły za drzwiami. 

Kolejna lekcja. Gi patrzył głównie na Toma. 

Możesz robić z nią, co zechcesz, ale tutaj jesteśmy my. Ja nie chcę oglądać twoich seksualnych wyczynów. Zaprosiłem cię na obiad i masz jeść obiad. Kiedy otrzymasz zaproszenie na orgię, będziesz mógł uprawiać seks. Postaraj się mocno. Należysz do elity tej planety. Nie jesteś alfonsem z błyszczącym samochodem, jesteś oświecony, służysz naszej organizacji. Rób to dobrze. Jeśli sobie nie radzisz, patrz na nas i naśladuj. 

Gi znowu klasnął, wreszcie wybrali potrawy, dziewczęta odeszły 

Chcesz którąś? Pytanie skierował do Gerarda. 

Tę blondynkę, która stała koło ciebie. 

Spojrzał na Toma – ty? 

Ja wezmę te pozostałe. 

Dobrze. 

Kiedy dziewczęta przyniosły potrawy, Gi powiedział do blondynki 

Diś wieczorem pójdziesz do pana Gerarda 

Do pozostałych 

Wy pójdziecie do pana Toma. Możecie odejść 

Dziewczęta skłoniły się i poszły 

Po posiłku wstali i poszli do biura Viktora. 

Siedem portali, setki postów. Tysiące lajków i udostępnień – zameldował szef ochrony 

Ilu masz ludzi do pisania? 

Dwunastu. 

Zbierz jeszcze setkę, otwórz trzy biura. Daj każdemu po trzy komputery, wrzuć algorytmy z tekstami o iluminatach. Każdy ma być przepisany ręcznie. 50% jednozdaniowe, 30% trzyzdaniowe, 10 % opowieści. 7% zdjęcia, 3% filmiki. 

Przygotuj dwa studia, będziemy kręcić. Przygotuj Żydów z pejsami, fartuszki masońskie, bolszewików w czapkach, gestapowców w skórzanych płaszczach. 

Przygotuj obejścia wpisów na Europę Wschodnią, Azję i Afrykę. 

Ilu mamy ludzi w terenie? 

Dwudziestu, ale na jutro mogę ściągnąć kilka setek. 

Ściągnij, ilu możesz. Przynieś mi plany okolicy. 

Gorący news. Odezwał się Pierre. Twierdzi że Julien zabity, jemu udało się uciec. Powiedział jeden z operatorów. 

Robi się gorąco, powiedział Gi. Wyglądał poważnie, ale w oczach pojawił się błysk. 

Odwrócił się do Gerarda, zadzwoń do Billa i opowiedz co tu się dzieje. Musimy być gotowi na realizację innych wariantów, ale myślę, że gala odbędzie się w Brukseli. Mamy jeszcze pięć dni. 

Na drugim piętrze podziemia były trzy profesjonalnie wyposażone studia, w jednym nich rosło nawet drzewo i trawa. Personel przygotował jednak duże, puste pomieszczenie. Ściany przysłonięto zasłonami, oświetlenie ustawiono na stelażach. Włączono kamery, trzej Żydzi w chałatach i z pejsami wtoczyli beczkę do pomieszczenia. Stali nad nią i o czymś rozprawiali, gestykulując szerokimi ruchami rąk, potrząsając głowami. Ich ruchy były tak energiczne, że w pewnym momencie jednemu z nich spadł kapelusz, pod nim nałożona była mycka. Scenę kręciło sześć kamer z różnych ujęć. Żyd szybko włożył kapelusz i dyskusja trwała nadal. Nagle rozległ się okrzyk Stop, Arete. 

Żydzi stali nadal nad beczką, ale już bez ruchu. Twarze mieli zacięte. Trzy makijażystki podeszły do każdego z nich i wprawnymi ruchami dotykały na przemian twarzy i palet z kolorami. Trwało to kilka minut. Kiedy skoczyły, wycofały się. Wtedy podeszli dwaj mężczyźni i kobieta z aparatami fotograficznymi, lustrzanki canon z różnymi obiektywami, zrobili po kilkanaście zdjęć, potem odłożyli aparaty i wyjęli smartfony, jeden z mężczyzn wziął stary aparat sony z początku wieku i nim też robił zdjęcia. Kiedy skończyli, Żydzi podjęli dyskusję i pochylili się, aby toczyć beczkę. Przyłożyli ręce, napięli mięśnie i znowu zabrzmiało Arete!!! Sytuacja powtórzyła się, makijażystki, fotografowie i tak w kółko. 

W pewnym momencie weszła kobieta z niemowlęciem, położyła je na stole i rozebrała. Jeden z Żydów włożył do beczki materac i kilka poduszek. Włączono więcej światła. Żyd stanął przed beczką, drugi wziął dziecko ze stolika i podał mu. Stojący przy beczce uniósł maleństwo za nóżki w górę, dziecko zaczęło płakać. Kamery rejestrowały wszystko, fotografowie robili zbliżenia. Potem Żyd złapał dziecko drugą ręką, trochę się uspokoiło. Makijażystki znowu przystąpiły do pracy. Reżyser oglądał wydrukowane zdjęcia z poprzednich scen, kierownik planu ustawiał statystów. Do pomieszczenia weszło jeszcze dwunastu Żydów, wszyscy w chałatach i z pejsami. Stanęli, tworząc tło, wszyscy patrzyli prosto w kamery, jednocześnie na beczkę i dziecko. Fotografowie mieli pełno roboty, włączano i wyłączano reflektory. Dziecko płakało, kobieta, która je przyniosła, patrzyła z bólem na tę scenę. Kiedy makijażystki robiły swoje, ona je tuliła i się uspokajało, kiedy jednak fotografowie robili ujęcia, Żyd trzymał je za nóżki, więc krzyczało ze strachu. 

Na tę scenę nadszedł Gi z Gerardem i Tomem. Wszyscy na planie patrzyli na Gi. Groza przechodziła w tym tłumie ludzi, nikt nie śmiał się odezwać. Reżyser dał znak. Żydzi w tle zaczęli śpiewać, pomocnik podał głównemu aktorowi dziecko, ten podniósł je za nóżki, i oddał na chwałę Baala, a potem wrzucił do beczki. Żydzi w tle wznieśli ręce do nieba i wydali triumfalny okrzyk. Scenę wrzucenia dziecko powtórzono trzykrotnie. Gi obserwował wszystko z kamienną twarzą. Napięcie rosło. Po czwartej scenie dziecko oddano kobiecie, z beczki wyjęto poduszki i materace. Groza oblała serca wszystkich. Nikt się nie odzywał. 

W pewnej chwili Gerard zapytał – Czy w tej beczce powinny być wbite gwoździe? 

Tak. Odpowiedział Gi. Czy nie powinno się wrzucić bachora na te gwoździe? 

Wszyscy obecni zamarli jeszcze bardziej, wpatrywali się w twarz Gi. Ten milczał chwilę. Grozę można by kroić nożem. Podszedł do kamerzysty – pokaż mi tę scenę. Operator wyświetlił ostatnie ujęcia, Gi patrzył uważnie. Wystarczy, zabierz to i możesz odejść. Powiedział do opiekunki. Dajcie materiały do grafików i na animacje. Acha, Jeszcze dźwięk. Dziecko musi mocniej krzyczeć. Wszyscy znowu zamarli. Ale to już w innym studio. Zanieś to do studia dźwięku- zwrócił się do znowu pobladłej opiekunki. 

Wyszła, wszyscy stali bez ruchu. Kierownik planu pierwszy oprzytomniał. 

Koniec przerwy, kręcimy. Asystentka przeczytała tytuł sceny – Żydzi wbijają gwoździe w beczkę. Uwaga kręcimy. 

W biurze Victora Gi i Tom stali przy dużym monitorze, obserwowali sceny z demonstracji 

Kierownik produkcji przyszedł i stanął przed Gi. Mamy tylko 5 mundurów SS a w tym tylko jeden oficerski. Szukajcie po teatrach, a na razie grajcie tym, co jest. Możesz odejść. 

Podszedł do monitora pokazującego ulicę przed biurem fundacji, ruch był dosyć spory. Młodzi ludzie szli, zwalniali przed biurem albo się zatrzymywali, potem szli dalej. 

Przebierajcie się, jedziemy na przejażdżkę, nikt nie może się zorientować, kim jesteśmy, podjedziemy z daleka i zaparkujemy w pewnej odległości. Przyjechaliście na szkolenie z Wallmarta, jesteście od dwóch dni. Szli długim tunelem do garażu, Gerard zapytał – dlaczego nie chciałeś wrzucić bachora do beczki z gwoździami? 

Za dzieciaka mamy od 20 do 50 tysięcy euro, jeśli wrzuciłbym to do beczki, byłoby bezużyteczne. Chciałeś zobaczyć bachora w kręcącego się beczce? 

Za taką cenę raczej nie. 

To nie wszystko. Zastanów się, jakie jeszcze inne powody powstrzymują mnie przed taką decyzją. Przy kolacji mi opowiesz. Wsiadamy. Gi usiadł za kierownicą. Pojechali wąskimi uliczkami wśród zaparkowanych wszędzie samochodów, po dotarciu na miejsce wysiedli. Wyglądali jak szeregowi pracownicy jakiejś sieciówki, jeansy, t-shirty i wysłużone adidasy. Uliczka była boczna, ale widać było kilka osób, które również wyjechały z samochodów. Pójdziemy tam gdzie wszyscy. Gi szedł pierwszy, jego pomocnicy z tyłu. Zaczęli rozmawiać o ostatnim meczu bullsów, mówili z amerykańskim akcentem, więc od razu było wiadomo, że są obcy, ale tutaj wszyscy obcy byli u siebie. 

Kiedy wyszli na główną ulicę, od razu zauważyli grupę około pięćdziesięciu osób, wzdłuż całej ulicy kilkaset. Przed siedzibą fundacji stała dziewczyna i mówiła głośno do zgromadzonych. Kiedy podeszli bliżej usłyszeli, że opowiada historię Pierre'a, potem zaczęła opowiadać o czeczeńskim ojcu, ludzie gromadzili się coraz liczniej. Potem na schodki wyszedł jakiś trzydziestolatek, mówił, że zajmuje się zaginięciami i w tej fundacji urywają się historie wielu zaginionych osób. Kilkadziesiąt osób nagrywało na żywo wystąpienie. Gi był pewny, że popularność sprawy rośnie. W pewnym momencie podjechał pod tę grupkę samochód, ze środka wysiadł Pierre, ulica powitała go oklaskami. On też stanął na schodkach i krzyknął – Żyjemy w strasznych czasach, ten system zadławi nas. Rządzi nami jakaś mroczna siła. Nie możemy pozostać bierni. Mój kolega został zabity, ja ledwie uszedłem z życiem. W więzieniu siedzi człowiek, którego córka została porwana, siedzi za to, że ją szukał i popełnił błąd, dając się ponieść emocjom. W tym mieście zbrodniarze mają powiązania z wysoko postawionymi politykami. Tutaj ma siedzibę fundacja, która zajmuje się handlem dziećmi i kobietami, kiedyś bałbym się wprost powiedzieć o takich sprawach, ale wczoraj przeszedłem prawie przez granicę śmierci, więc niczego się już nie boję. Dziękuję wam wszystkim za przybycie tutaj. Proszę was o spokój. Musimy być spokojni, bo wróg chce, żebyśmy stali się agresywni, proszę was o spokój i wtedy zwyciężymy. Bądźmy razem, starajmy się przypilnować. Wiem, że w tym budynku są uwięzieni ludzie, którzy są przeznaczeni na sprzedaż. Musimy im pomóc, ale jeśli damy się sprowokować złym ludziom, przegramy. Proszę was o spokój. Peace and love bracia i siostry. 

Na schodki wszedł chłopak z gitarą i zaśpiewał starą pieśń przeciwników wojny w Wietnamie – "We shall overcome" Słowa były tak proste, że po chwili cała grupa śpiewała. Kiedy piosenka się skończyła, Mary stanęła na schodkach i krzyknęła – jest nas coraz więcej, na portalach mamy ju tysiące udostępnień. Ludzie oferują nam pomoc. Zwróćcie uwagę na to, że nie ma tu zawodowych dziennikarzy. Pamiętajcie, że to dla nich temat tabu. Prawdopodobnie się boją. Ich sprawa. Niech się boją. Nie są nam już dłużej potrzebni. Mamy nasze portale, jeśli nam zamkną, zrobimy następne. Musimy być solidarni. W Polsce prości ludzie pokonali większych bandytów, tamci oficjalnie do nich strzelali. Nasi są bardziej tchórzliwi niż komuniści, zabijają potajemnie. Dopóki będziemy razem, będziemy bezpieczni. Po przemowie wystąpili muzycy, potem znowu padały płomienne słowa. Skądś znalazły się jakieś skrzynki, potem podesty. Dziewczyna mówiła przez tubę, którą ktoś przyniósł, potem jakieś plecakowe głośniki z mikrofonem. Głos mówców brzmiał coraz mocniej. Pieśni napełniały zgromadzonych poczuciem ważności chwili. 

Na ulicę napływali wciąż nowi ludzie, niektórzy odchodzili, żeby coś zjeść i później wracali ze znajomymi. Gi powiedział do Gerarda, znajdź Toma i wracamy. Tom stał kilka metrów dalej i rozmawiał po angielsku z jakimiś ludźmi. Gerard przywitał się i powiedział, że czas na kolację, później wrócimy. Wyszli z tłumu, Gi zadzwonił do Victora i powiedział Puśćcie telewizję. Victor zapytał dla potwierdzenia – wysłać ekipy telewizyjne do tych zamieszek? - tak. 

No jak? Zapytał Gi, kiedy wsiedli do samochodu. 

Miny mieli nietęgie. Nie wiem, czy nie będziemy musieli odwołać gali. Gi roześmiał się na cały głos, śmiał się kilka minut i spoważniał. Spojrzał na nich uważnie, aż zrobiło im się nieswojo. Poczuli się jak małe brzdące przyłapane na zmoczeniu piżamy, spuścili wzrok. 

Kim jesteście? Zapytał. Odwrócił się, odpalił silnik i odjechali.

Może jestem szalony, że wziąłem taki temat, ale tak naprawdę to temat znalazł mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości