Ostatnio dość głośna stała się rozmowa red. J. Żakowskiego z prof. P. Glińskim. Rozmowa w której p. Gliński zacytował p. Żakowskiego sprzed paru lat, gdy ten nawiązywał do pomysłu prezesa J. Kaczyńskiego, pomysłu nazwanego przez media złośliwie „premierem z tabletu”. Według słów P. Glińskiego redaktor Żakowski twierdził, że kandydat jest nic nie wart, bo nie jest profesorem belwederskim a jedynie uczelnianym, co nie dość że było niemądre, to w dodatku było nieprawdą.
Nareszcie! Nareszcie ktoś przyszedł przygotowany na wywiad. Nareszcie ktoś zacytował kawałek źródła zamiast operować ogólnikami i sloganami. Bo opinię sformułować łatwo, a do opisywania faktów trzeba poświęcić dużo wysiłku, by je poznać. W mowomowie nazywa się to „research” i powinno być dokonywane możliwie dogłębnie. Ale wtedy dziennikarze nie wyrobiliby na wierszówkę, a zapraszani politycy musieliby zacząć intensywne dokształcanie i nie starczyłoby im czasu na codzienną pielgrzymkę po studiach radiowych i telewizyjnych. Co prawda kandydat na premiera technicznego miał tu nieco „ułatwione zadanie”, bo sprawa dotyczyła go osobiście, więc wydaje się dość oczywiste, że zapamiętał kto i jakie ciosy mu zadawał.
Jest to nauczka dla redaktora Żakowskiego, że zanim się coś napisze czy powie, lepiej najpierw to sprawdzić. A już najlepiej zamiast uogólnień i komentarzy, które czasami naprawdę trudno uzasadniać, zatrzymać się poziomu faktów. Dobrze byłoby, żeby i inni dziennikarze wzięli to sobie do serca. Również ci „niepokorni”, co to już za parę dni staną się „prorządowymi”.
Nie mam nadziei, że to zdarzenie zapoczątkuje praktykę egzekwowania odpowiedzialności za słowo. A mogłoby być tak pięknie: Zaproszony do studia R. Sikorski musiałby najpierw odpowiedzieć na pytanie: „Czy pana przyjaciele z rządu PiS nie zasługują już na pana zaufanie, że mówi pan o dorzynaniu watahy?” Albo red. Ł. Warzecha zanim cokolwiek skomentuje musiałby się wytłumaczyć jak sumienie pozwalało mu publikować w gazecie, która pisała o jeziorze z wódką „Jakie mamy przesłanki ku temu, by pana wypowiedzi traktować poważniej, niż doniesienia o płynącym Wisłą wielorybie?” Tak pewnie nie będzie, a szkoda.
P.S.
Te dwa ostatnie przykłady są dość oczywiste, bo nie chciało mi się dokonywać szerszego rozeznania (czyli „research” był słabiutki), ale mi za to nie płacą. Co innego politycy i dziennikarze.
Inne tematy w dziale Polityka