Dziś wypełniałem wnioski unijne dziwiąc się nad procesorem mojego komputera który musiał wytrzymać otwartych kilkanaście aplikacji z wielkimi arkuszami danych, oraz dwa tuziny otwartych kart przeglądarki. Poprzedni Windows Vista który miałem na tym samym komputerze, tego by w życiu nie przetrawił. A jednak- postęp jest. Dzięki sprawnemu oprogramowaniu i potężnemu procesorowi pracowałem co najmniej dwukrotnie szybciej.
A teraz, z rozpędu się rozpisałem, rozmyśliłem, poczytałem o debacie. I tak skojarzył mi się ten Jarosław Kaczyński z przedwojennym Piłsudskim. Z dyktaturą samozwańczych ekonomistów- etatystów którzy wydali wojnę przedwojennym wolnorynkowym ekonomistom szkoły krakowskiej, jednego z nich urzędowo pozbawiając katedry. Z konserwatywnym socjalizmem. Narodowym socjalizmem przedwojennej Polski.
Czasem dziwię się gdzie się taki Kaczyński uchował. Gdzieś podskórnie okazuje się żyć druga Polska, narodowokatolicka, narodowosocjalistyczna, och przepraszam, solidarystyczna. I tak się dziwię genezie tego polskiego solidaryzmu. Solidarystyczne frazy powtarza dziś i dość ostatnio etatystyczny superminister Boni. Oraz rozmaici niedawni apologeci wolnego rynku.
Wolny rynek mamy teraz taki że ludzie nie wiedzą jak się nazywają wypełniając kwity tak skomplikowane, że do ich wypełniania dodaje się kilkusetstronowe instrukcje. Socjalistyczna Unia daje dotacje, ale przedarcie się przez sito przepisów kosztuje tysiące. Koszty tych transakcji są przeogromne. Myślę że koszty te pochłoną co najmniej 15 %- 20 % tych środków, bo konsultanci żądają minimum 5-7 % prowizji, a koszty po stronie firm też są ogromne. A także po stronie państwa. Większa część aplikujących zresztą środków nie dostaje a ponosi znaczne koszty.
W Japonii zrobiono podatkowe zachęty dla inwestycji w innowacje. Biurokracja z pewnością jest przy nich mniejsza. Straty z powodu kosztów transakcji są mniejsze. Dziś słyszałem tylko okrzyki, ile to podpisywania, ile godzin szef ma spędzić czytając wypełnione przez pracowników formularze. Kilkaset stron do pieczętowania i podpisywania.
Socjalizm jest przerażający. Wymaga nadludzkiej energii by walczyć z papierowymi wiatrakami urzędowych szuflad. Każdy błąd może być powodem odrzucenia. A dobre przygotowanie wniosku zajmuje niezwykle długi czas. Kosztuje kilkanaście tysięcy co najmniej. Sądzę że koszty transakcji to naprawdę będzie ¼, jak nie jedna czwarta tych dotacji. Koszty te są zapominane, pomijane, ale przecież istnieją. A do tego korupcja wśród osób akceptujących i oceniających wnioski, o której się słyszy, a nawet dokładnie zna konkretne przypadki...
RasFufu
Inne tematy w dziale Polityka