Libor Libor
322
BLOG

Krótka nowela polityczna.

Libor Libor Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

"Być wolnym, to znaczy spełniać owoce prawdy,

działać w prawdzie.

Być wolnym, to znaczy umieć siebie poddać

, podporządkować prawdzie-

a nie: podporządkować prawdę sobie,

swoim zachciankom, interesom, koniunkturom.”

JAN PAWEŁ II PAPIEŻ

 

Maciej Tczewski urodził się w szarej, komunistycznej rzeczywistości Polski Ludowej. Totalitarna władza PRL-u wpłynęła na całe jego późniejsze życie. Rodzice wychowywali go w tradycji patriotycznej, podkreślając przy tym, że najważniejsza w życiu jest miłość do bliźniego i szacunek do drugiego człowieka. Już jako kilkuletni chłopiec Maciek na własne oczy miał możliwość zobaczenia jak zbuntowany lud walczył o wolność i własne prawa, gdyż raz w miesiącu ojciec zabierał go do Warszawy na msze św. w intencji Ojczyzny odprawiane w kościele św. Stanisława Kostki. „Mały” Tczewski po raz pierwszy widział właśnie tam odziały Milicji Obywatelskiej, wyposażone w gumowe pały, tylko czekające na jeden skierowany przeciwko władzy gest ze strony ludu zgromadzonego na placu przed kościołem. Chłopiec nie przykładał do tego jednak większej wagi, ponieważ główną atrakcją dla niego była wówczas podróż koleją na trasie Kielce – Warszawa – Kielce i zjedzenie gorącego bigosu w barze na dworcu Warszawa Wschodnia.

Rodzina Tczewskich mieszkała w betonowym bloku na osiedlu robotniczym w niewielkiej miejscowości pod Radomiem. Matka Macieja – Zofia pracowała jako sekretarka w przedsiębiorstwie budowlanym. Ojciec Stanisław zatrudniony był w miejscowej fabryce produkującej materiały opatrunkowe. Tutaj właśnie w latach osiemdziesiątych robotnicy także odmówili wykonywania swoich obowiązków i poszli za falą strajków w całej Polsce. Chłopak mógł więc po raz kolejny widzieć bezradność oddziałów MO, które były bezsilne wobec tłumu strajkującego za bramą zakładu. „Mały” Tczewski przynosił razem z mamą dla taty prowiant pod ogrodzenie fabryki. Warto też wspomnieć, że stryj Maciusia -Sylwester był znanym działaczem Solidarności na Wybrzeżu, jedną z czołowych postaci w strajku w Stoczni Gdańskiej. Za swoją działalność wielokrotnie był więziony i internowany.

Wiadomo, że dla kilkuletniego chłopca niezrozumiałe były wydarzenia tamtych lat, jednakże z biegiem lat dziecko rosło i mając w pamięci obraz minionych chwili i dzisiejszej rzeczywistości zaczęło wyrabiać w sobie pogląd na życie i otaczający go świat . Maciej zawsze był intelektualnie dojrzalszy od swoich rówieśników. Zawsze lepiej porozumiewał się z ludźmi starszymi od siebie. W szkole nie był zbytnio lubiany, gdyż zawsze w swoich poczynaniach kierował się rozumem, a nie młodzieńczą spontanicznością. Nie można jednak powiedzieć, że był typowym sztywniakiem. Lubił chodzić na imprezy i dobrze się na nich bawił, nie uciekając przy tym od różnego rodzaju trunków. Miał do wszystkiego jakiś dystans, ale często był też wylewny co wykorzystywali jego koledzy. „Młody Tczewski” bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale dla świętego spokoju i pewnie ze strachu przed wypadnięciem do marginesu społecznego przymykał na to oko. Po maturze Maciej poszedł na studia na Politechnikę Świętokrzystą na Wydziale Mechanicznym. Było to zupełne nieporozumienie. Młody mężczyzna chciał jednak udowodnić wszystkim, że skoro już się dostał na tę uczelnię to musi ją skończyć. Ukończył ją z wielkim trudem po pięciu latach i teraz przed nazwiskiem może używać tytułu magister-inżynier. Nie podjął jednakże pracy w swoim zawodzie, bojąc się brać odpowiedzialności za coś w czym nie czuje się najlepiej i co nie sprawia mu żadnej satysfakcji.

W czasie studiów Tczewski próbował znaleźć swoje miejsce w życiu. Jego ojciec oprócz pracy w fabryce, społecznie pomagał przy muzycznej oprawie uroczystości patriotycznych w miejscowej szkole, która to była miejscem kolebki miejskiej Solidarności. Zawsze to Maćkowi imponowało. Uczęszczając na różne kursy muzyczne, nauczył się grać na kilku instrumentach. Miał też na co dzień kontakt z muzykami. Lubił to i pewnego dnia postanowił usamodzielnić się na tyle, żeby móc na własny rachunek pracować w branży muzycznej. Założył w kolegami kapelę, grał na weselach, festynach itp. . Dobrze się z tym czuł. Robi to do dzisiaj. Namawiano go do podjęcia jakiejś stabilniejszej pracy, nigdy nie chciał.

Maciek ożenił się, ma dwójkę dzieci. Oprócz stabilizacji życiowej Maciek trzewił postawę patriotyczną. Na jednym z festynów zainicjował „Rotę” Marii Konopnickiej. Nie przyjęło się to dobrze. Maciek stracił część klientów, a jego „występek” opisano negatywnie w brukowej prasie. Oczywiście podchodzili do niego ludzie, klepali po plecach i mówili „Good boy”, ale oficjalnie nikt nie stanął w jego obronie. Tczewski miał znajomych praktycznie wśród działaczy wszystkich partii politycznych w regionie, nikt nie zajął stanowiska. Sprawa ucichła, ale Maciej przekonał się i wie to do dziś jak bardzo można liczyć na ludzi, którzy co jakiś czas zabiegają o nasze poparcie. Ci ludzie przychodzą do niego przed każdymi wyborami, proszą o agitację. Maciek milczy, nie agituje, ale też nie odmawia tym osobom reklamowania się pomiędzy ludźmi zgromadzonymi na jego występach. Nie jest zawistny, nie przykłada jednak to tego ręki.

Maciej Tczewski jest osobą o niezwykłym poziomie intelektualnym. Rozmowa z nim dodaje tyle spokoju człowiekowi, że ta szara rzeczywistość już tak nie przeszkadza. Obraca się on w różnych środowiskach, próbuje ucywilizowywać ludzi, wprowadzać normalność do ich myśli, ale zwykle jest to odbierane jako głupota, czasem też debilizm, a także jako szkodzenie ludziom i odsuwanie od szerokiego postrzegania wizualizacji dzisiejszego świata. On raczej się tym nie przejmuje. Wie, że ma rodzinę, którą musi wyżywić i tylko to jest dla niego ważne. Wie też, że na niczyją pomoc liczyć nie może i wszystkie jego działania wypracowuje własnymi rękami, własnym myśleniem. Wie, że tego nikt mu zabrać nie może. Nie buntuje się, płaci wszystkie składki, które państwo od niego rząda. Czeka na lepsze czasy, wie, że nikt nic nie jest w stanie zmienić, a jakieś pozytywne myślenie i intensywne dążenie do czegoś bez środków i zaplecza, to tylko złudzenia, którymi próbuje się omamić społeczeństwo.

 

 

PS. Wszystkie postacie, stanowiska, zakłady pracy etc. są fikcyjne. Prawdziwe są cytaty i przesłanie tego opowiadania.

TEKST DEDYKUJĘ „ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM” W PRZEDEDNIU ICH ŚWIĘTA.

Libor
O mnie Libor

Mówią, że mam dobre serce:-)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości