"W Krzyży cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka...". Tak się zaczyna jedna z pieśni o krzyżu i przesłaniu jakie to święte drzewo niesie. Uważam, że często zbyt ułatwiamy sobie dostęp do krzyża, podciągając pod niego nasze codzienne problemy, przeszkody. A "krzyż" to jest skrajnie wyjątkowe cierpienie, na granicy śmierci. Wczoraj mogliśmy odczuć tę moc krzyża w czasie adoracji, mogliśmy go ucałować, poczuć siłę jego działania. I wczoraj powinna w nas nastąpić pewna refleksja, zastanowienie, zaduma co jest naprawdę ważne, do czego zmierzamy, czy rzeczywiście rozumiemy znaczenie tych świętych dni czy tylko widzimy ich symbolikę i wizualny obrazek pozostający jakiś czas w naszej pamięci.
Czy rzeczywiście w tym wszystkim chodzi o to, aby "naładować akumulatory na cały rok" jak wczoraj wypowiadała się pewna Pani, która szła razem z aktorami w drodze krzyżowej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Czy raczej chodzi oto, aby zmienić swoje życie, aby otworzyć się bardziej na potrzeby drugiego człowieka, wyzwolić z siebie pokłady ludzkiej miłości, dobroci, zrozumienia? Czy oto chodzi, żeby czekać na radość, mieć złudną nadzieję na to, że ktoś za nas coś zrobi, zapracuje na nas, wychowa nasze dzieci, utuli wnuki, bo prawa dzisiejszego świata nie pozwalają nam samemu oto zadbać? Czy raczej trzeba czekać na ten lepszy świat, przede wszystkim na to, że nasza sytuacja będzie rozwiązana, a ból, cierpienie i niepokój może być wtedy tylko konsekwencją naszych często nieprzemyślanych, spontanicznych ziemskich czynów?
Chrystus nie walczył ze złem, Chrystus zło omijał. Bez naszej wewnętrznej przemiany wszyscy jesteśmy Barabaszami. Prawda nie może nas wyzwolić na nierównych zasadach, dlatego musiał umrzeć Chrystus i Zmartwychwstał, ale nie na zasadach wytyczonych przez ten grzeszny świat, ale na zasadach, które ustalił już jego Wszechmogący Ojciec.
"Naród niewierny trworzy się, przestrasza na cud Jonasza, Alleluja". To z kolei fragment pieśni wielkanocnej, która nam uświadamia, że pomimo końca już cierpień, katuszy, poniżenia dalej jesteśmy słabi, dalej jesteśmy grzeszni i dalej traktujemy ten świat jako najwyższy stopień naszej wielkości i apogeum postawionych przed sobą celów. Radość, nadzieja i wiara nigdy tak naprawdę nie zagoszczą w człowieku, który przekaz dzisiejszego świata traktuje jako wyrocznię, jako taki harmonogram ziemskiej egzystencji. Jeżeli coś się cyklicznie powtarza, to musi to mieć jakiś głębszy sens i musi dawać nam szansę rzeczywistej, wewnętrznej przemiany.
DOBROĆ, MIŁOŚĆ, SPOKÓJ, POKORA, MIŁOSIERDZIE WZGLĘDEM BLIŹNIEGO to są prawdziwe wyznaczniki naszej przemiany, bo bez tych cnót nie ma Zmartwychwstania Pańskiego, nie ma ładowania akumulatorów, nie ma prawdy, bo życie nas prędzej czy później zaskoczy i wracamy do punktu wyjścia sprzed krzyża.
I TAKIEJ PRZEMIANY WSZYSTKIM PAŃSTWU Z CAŁEGO SERCA Z OKAZJI JUŻ ROZPOCZĘTYCH ŚWIĄT ŻYCZĘ!!!!
WESOŁEGO ALLELUJA!!!
Libor
Inne tematy w dziale Rozmaitości