Libra79 Libra79
2785
BLOG

Frederick Forsyth "Weteran" - recenzja

Libra79 Libra79 Kultura Obserwuj notkę 9

Forsyth, Frederick Forsyth. Nazwisko to od lat działa na miłośników thrillerów i literatury sensacyjnej w sposób podobny do oddziaływania światła na ćmy, przyciąga i fascynuje. W czasach, gdy wielu pisarzom bezpodstawnie nadaje się tytuł mistrza, a ich co najwyżej mierne powieści zyskują status bestsellerów Forsyth pozostaje jednym z nielicznych, którym założenie mistrzowskiej korony nie budzi zastrzeżeń.

Pomimo, że zaliczam się do miłośników twórczości Forsytha to do niedawna nie miałem styczności z żadnym z jego opowiadań. Powodów było kilka, a wśród nich jednym z najważniejszych była obawa czy Forsyth poradzi sobie z krótka formą, w której osiągnięcie zadowalającego efektu jest niekiedy znacznie trudniejsze niźli w przypadku powieści. Nadszedł jednak dzień, w którym na jakiejś wyprzedaży natknąłem się na „Weterana”, zbiór pięciu opowiadań Forsytha.

Zbiór nie poraża objętością, więc można się pokusić o napisanie paru słów o każdym z opowiadań w nim zawartych. Tytułowy „Weteran” z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom thrillerów prawniczych Johna Grishama. Jest tu niemal wszystko czego czytelnik oczekuje od tego gatunku – morderstwo, zawiłe śledztwo (choć oczywiście zawiłość dostosowana do ograniczeń narzuconych przez formułę opowiadań), proces, dziwne zachowanie jednego z najlepszych londyńskich adwokatów i… stop, nie piszę więcej bo w przypadku „Weterana” naprawdę łatwo o zdanie typu „a zabiła pokojówka”. Kolejnym opowiadaniem w tomiku jest „Cud”. Forsyth udowodnił w nim, że nawet w gatunku w znacznej mierze odległym od tego uprawianego na co dzień potrafi się odnaleźć i całkowicie zawładnąć czytelnikiem. Przewrotnym zakończeniem sprawia zaś, że o „Cudzie” nie da się szybko zapomnieć. Dwa kolejne opowiadania, czyli „Obywatel” i „Dzieło sztuki” są chyba najbliższe temu, do czego Forsyth przyzwyczajał nas przez lata. Intrygi, zemsta, szukanie i wymierzanie sprawiedliwości oraz niesamowity styl Forsytha są tym co tygrysy lubią najbardziej. Wydawałoby się, że jest wszystko co być powinno, jednak czegoś zabrakło. Pomimo przyjemności czerpanej z lektury o tych opowiadaniach zapomina się dość szybko i ciężko powiedzieć co o tym zadecydowało. „Szepczący Wiatr” jest ostatnim i najdłuższym opowiadaniem w zbiorze. Niestety jest też najsłabszym. Chociaż nie jest złe to po pisarzu klasy Forsytha oczekiwałem czegoś więcej. Z pozoru kolejna historia nawiązująca do „Romea i Julii” – dwoje kochanków wywodzących się z różnych środowisk i ściganych przez wszystkich wokół decyduje się na desperacką ucieczkę przed światem. Niestety Forsyth zdecydował się na dodanie indiańskiej magii i podróży w czasie. Jak wspominałem wcześniej, opowiadanie nie jest złe i może się podobać, lecz ci, którzy pokochali Forsytha za realizm „Dnia Szakala” czy „Psów wojny” mogą czuć się zawiedzeni.

Na koniec jeszcze kilka słów o wydaniu. Po formacie kieszonkowym nie oczekiwałem fajerwerków i nie zawiodłem się. Zwykły papier, klejone strony i wrażenie małej odporności na uszkodzenia są typowe dla tego formatu, niezależnie od wydawcy. Na szczęście cena i możliwość łatwiejszego upchnięcia książki w biblioteczce całkowicie rekompensują wszelkie wady. Natomiast jedna rzecz mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Mając w pamięci kilka, delikatnie mówiąc, skopanych edytorsko wydań kieszonkowych nie miałem „nadzieji”, na poprawę sytuacji. Ku mojemu zaskoczeniu i radości wydawca nie potraktował tego formatu po macoszemu, „bulu” oczu uniknąłem, a i żadnych mniejszych wpadek nie dostrzegłem, bądź też ich nie pamiętam.

Pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury.

Libra79 

Libra79
O mnie Libra79

Miłośnik szeroko pojmowanej fantastyki, maruda i samozwańczy politolog.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura