"Dzisiaj europejczycy czekają na bardzo konkretny, zobowiązujący plan działania dzień po dniu, tydzień po tygodniu, a nie na puste deklaracje - powiedział na mini-szczycie nie kto inny, tylko nasz premier - człowiek czynu.
Europa z tego kryzysu musi wyjść silniejsza i naszą wspólną odpowiedzią musi być prawdziwy akt wiary w Europę złożoną z 27 państw, nie "27 minus", nie "17 plus", tylko 27 dumnych państw, które wierzą w to, że kolejne państwa do tej wspólnoty dołączą. Celem o wymiarze historycznym, jest utrzymanie i wzmocnienie naszej wspólnoty. Jestem o tym przekonany, że stać nas na to, chociaż ten optymizm wymaga szczególnej determinacji"
Determinacja nie jest mocną strona Donalda, ale trzeba przyznać - przemówienia ma zawsze piękne i porywające, a ton patosu jak wiadomo, dobrze się komponuje z pięknym garniturem.
Ratujemy nasze pieniądze, nasze narodowe interesy i w zamian za to jesteśmy gotowi narazić na szwank wspólnotę 27 państw.To jest diabelska alternatywa - mówi ten, który od 4-ch lat ratuje nasze narodowe interesy!
Z naszym Donaldem jest jak w MacDonaldzie: tam nie pytają czego się chcesz napić i czy w ogóle jesteś spragniony, pytają : cola czy fanta? Nasz premier też postanowił za wiele nie pytać, dlatego propozycja opozycji o nadzwyczajnym posiedzeniu sejmu została zignorowana. Jedyne pytanie jakie istnieje i jest maglowane od kilku dni - pod czyją orbitę wpływów chcemy się dostać? Niektórzy, nie czekając, dość wyraznie się już opowiedzieli (nawet na S24).
Premier Tusk ciągnie nas, nie pytając, w stronę Angeli. Smsy zza Odry są natchnieniem do kolejnych przemówień. Niemcy wzbogaciły się na strefie euro, ale nie zgadzają się na wypuszczenie euroobligacji, które tę strefę mogłyby uratować. Winą za rozpad i swoim kłopotem chcą się "podzielić". Czy ktoś się zgłasza na ochotnika?
My, my, wybierzcie nas! Premier Tusk wysyła po cichu ministra Radka, aby ten w imieniu ich obu (bynajmniej nie w interesie narodowym, ha, ha, ha) pchał się do stołu 17-tki. Chwilę pózniej ( właściwe zajęło mu to 3 dni), mówi, że te projekty, to efekt kilkumiesięcznej pracy rządu. Dziś, nawołujący do przebudzenia premier całą 27-kę chce wziąć w ramiona.
Chociaż w strefie euro nie jesteśmy, zaproponowany przez Tuska status "patricipate not vote" bardzo nam odpowiada....Pytanie, czy "participate" nie jest automatycznym przejęciem zobowiązań eurolandu? Polska może liczyć na miejsce w "unii stabilności", tylko czy nas na to stać? Prof. Nałęcz naiwnie uważa, że "uczestniczyć" to nie znaczy przyjmować istniejące zobowiązania. Rację ma jednak Andrzej Urbański mówiąc o końcu Unii, do której wstępowała Polska. W sensie ilościowym, traktatowym i wszystkich zawartych zobowiązań.
Niemcy i Francja zapowiadają, że jeżeli nie będzie zgody 27 państw na radykalne zmiany, przyjęty zostanie traktat międzyrządowy ( cokolwiek to znaczy).
Go for it, Donek! Nikt nie obroni tak polskiego interesu, jak Ty! Kontynuujmy teatr, lub jak kto woli wyrachowaną grę. Tak to już jest w interesach : jedni rozdają karty, a inni czekają na smsową instrukcję.
Pytań wiele (w najblizszym czasie może jakaś część odpowiedzi), a puenta jedna - piękne przemówienia premiera nie są bynajmniej aktem wiary w Europę, to akt wiary w Angelę Merkel i jej najjaśniejszą opiekę.
Inne tematy w dziale Polityka