Zgodnie chyba z amerykańskim zwyczajem, na najlepszych komentatorów rzeczywistości w Polsce lansowani są przez media drukowane dziennikarze, którzy mają za sobą "karierę" telewizyjną. Tzn. potrafią czytać z promptera.
Swoje niezwykle "cięte" i odkrywcze felietony publikują więc osoby takie jakie Monika Olejnik, Tomasz Lis, Hanna Lis, Katarzyna Kolenda-Zalewska, Jarosław Gugała czy mój faworyt, hiperpretensjonalny lanser - Kamil Durczok.
Poziom tekstów napisanych przez nich jest mocno średni. Są niewzykle przewidywalne, co stanowi najbardziej charakterystyczną ich cechę. Gdyby przy twórczości publicystycznej tych osób pozamieniać nazwiska, nikt nie dostrzegłby różnicy. Łącznie z autorami...
Jaki jest więc cel umieszczania tego typu "felietonistów" w prasie głównego nurtu? Czy chodzi tylko o ich znany wszystkim wizerunek? Nie. Chodzi o homogenizację opinii. Jest to środek, dzięki któremu ciemny lud oglądający koncesjonowaną TV, jak również ten odrobinę bardziej oświecony (wykształciuch - ćwierćinteligent) czytający prasę, jest w stanie wyrobić sobie określony pogląd.
I cholernie im się to udaje.
Inne tematy w dziale Polityka