Łukasz Maślanka Łukasz Maślanka
596
BLOG

Robert Brasillach, Tajemnica Jacques'a Bainville'a

Łukasz Maślanka Łukasz Maślanka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

Choć odejście Jacques'a Bainville'a okryło żałobą wszystkich, choć nad naszym krajem i nad naszą rzeczywistością zgasł tak jasny strumień światła i zabrakło im jakże silnej podpory, to jednak chcę stwierdzić, że to najmłodsi mają prawo najgłośniej żalić się na tę stratę. Uważamy, my, którzy czytaliśmy go w ostatnich latach, i którzy staraliśmy się zgłębiać jego dzieła, że niewielu ludzi mogło nauczyć nas tak wiele i z tak wielką słusznością. Tak mało czasu, tak mało, aby zdać sprawę ze wszystkich prezentów, jakimi nas obdarował i z tych, których dać nam nie zdążył. W czasach, gdy tyle strojnych bóstw i fałszywych wielkości zdaje się tworzyć ozdobę naszego życia, wystarczało jedno, najkrótsze zdanie Jacques'a Bainville'a, zdanie jasne i ostre, niczym ostrze pięknego miecza, aby przywołać nas do porządku i przywrócić rzeczywistości. Nie wydaje się możliwym oddzielenie odkrycia Jacques'a Bainville'a, tych chwil radości przeżytych dzięki niemu właśnie, od naszej młodości. Niech mi będzie wolno to powiedzieć w chwili, gdy tylu młodych ludzi, których on wcale nie znał, czuje się opuszczonych przez mistrza o tak potężnej i tajemniczej sile przyciągania. Trzeba powiedzieć, że nie dano nam wystarczająco dużo czasu, aby się jej poddać do końca, aby ją przeniknąć i przyswoić. Pozostaje nam odtąd tylko nostalgia, choćby za tymi krótkimi, magicznymi spotkaniami, w czasie których dyskutowano o scenariuszach na przyszłość, i których tak nam będzie brakowało. W najpiękniejszym fragmencie mowy inaugurującej swoją obecność w Akademii Francuskiej, cytował Jacques Bainville tego, którego uważał za najwspanialszego poetę tragicznego, tę wspaniałą scenę z Filokteta Sofoklesa, gdzie, na sam dźwięk imion bohaterów wojennych, starych towarzyszy, młody syn Achillesa odpowiadał: “on nie żyje”. W ten sposób Jacques Bainville odwoływał się do dawnych towarzyszy Raymonda Poincaré. Nadchodzi czas, aby dołączyło tam jego nazwisko, na równi z innymi poetami tego narodu, jego ludźmi czynu i pisarzami, których zadaniem było budzenie swojego kraju ze snu: choć przed nami stawał on tak krótko, przed nami, którzy przyszliśmy na końcu, najpierw bardziej oczarowani, teraz bardziej pogrążeni w żalu niż wspomniany Neoptolemos.


 

Teraz pozostaje nam po nim tylko ten wspaniały ślad, czyli jego dzieło. Jest chyba za wcześnie, aby opowiadać o jego bogactwie – z całą pewnością nie mamy do tego teraz serca. Pamiętamy jednak wszystko to, czego on nas nauczył, i co przekracza ramy jego twórczości. To nieprawda, że Jacques Bainville był wielkim historykiem i wielkim politykiem; to nieprawda, że pisał zachwycające opowiadania filozoficzne, że, za pomocą swoich książek i relacji, przekazywał każdego dnia garść trafnych uwag – jednocześnie jasnych i głębokich. To nieprawda, że osiągał mistrzostwo we wszystkich swoich publikacjach. Czy też – choć to prawda – nie oddaje istoty rzeczy. Gdyby Jacques Bainville był tylko historykiem, bajkopisarzem, dziennikarzem politycznym albo ekonomistą, trudno byłoby nam wytłumaczyć na czym polegał jego urok. Był tym wszystkim, ale był kimś jeszcze: mądrym i upartym odkrywcą skomplikowanej konstrukcji świata, był – zapożyczając od Kartezjusza określenie, które jest obciążone pierwotnym instynktem zdrowego rozsądku, wyznacznikiem ścieżek wśród ciemnego lasu – poetą własnejmetody.


 

Mówi się czasem, że dzieło jakiegoś historyka musiało zginąć, gdyż przyszłość naniosła nań swoje poprawki a ponadto jego styl nie wydaje się dłużej atrakcyjny. W tym przypadku właśnie sam styl jest doskonałym powodem do tego, aby twórczość Jacques'a Bainville'a przetrwała. Ale nie wiem też w jaki sposób czas mógłby naruszyć te jasne zdania, znacznie wykraczające poza tematykę historyczną, a stanowiące prawdziwe traktaty moralne na miaręPolitykiczyKsięcia.Jeżeli jest na świecie jakiś temat wyświechtany, szkolny, zużyty, to jest nim  historia Francji albo historia Napoleona zredukowane do kilkuset stron. Dzięki książkom Jacques'a Bainville'a mogliśmy odkryć życie naszego kraju i życie Bonapartego tak, jakbyśmy nigdy wcześniej ich nie znali, więcej: dzięki dziełom Bainville'a przekonujemy się, że istotnie ich nie znaliśmy! Wszystko przez jego zdolności eksplikacyjne, płomienną jasność, która wszystko ogarnia. Z całą pewnością nie ma książek, które, jakHistoria trzech pokoleń, Historia dwóch narodówalboHistoria Trzeciej Republiki,byłyby równie inteligentne i przyjemne w lekturze. Rzadko się zdarza, aby tak wielki rozsądek przyświecał równie wielkiemu talentowi.


 

Musimy koniecznie poświęcić trochę miejsca jego stylowi, rozumianemu inaczej niż oddzielenie, niczym w starych francuskich wypracowaniach, formy od treści. Tak, to prawda, że dzieła Jacques'a Bainville'a są modelowe pod tym względem. I nie chodzi tutaj tylko o zadziwiającą jasność języka oraz jego naturalność. Chodzi też o to, że materia jest poddawana transfiguracji pod wpływem tej jasności i wszystko wydaje nam się nowe po prostu dlatego, że jest zrozumiałe. „Naszym jedynym celem jest zrozumienie”, pisał skromnie Jacques Bainville w przedmowie doNapoleona. Wydaje mi się, że zrozumienie jest tym, przed czym ludzie czują największą niechęć. Jacques Bainville nauczył nas przede wszystkim rozumienia.


 

Mówi się, że zrozumienie przychodzi czasami w sposób bezlitosny i za pośrednictwem suchości stylu. To się istotnie zdarza wszystkim tym, którzy chcieliby posiąść barbarzyńską logikę i barbarzyńską racjonalność. Do jakiego stopnia suchość jest nieobecna w tej jasnej i racjonalnej twórczości! W tym właśnie tkwi sekret i tajemnica Jacques'a Bainville'a.


 

Nie chciałbym tu mówić źle o Wolterze, którego on sam cenił, i który zbyt bawi mnie swoimi opowiadaniami i powieściami, abym chciał mu przeczyć. Ale trzeba przyznać, że z tego karnawału ludzkiego szaleństwa, jaki wyłania się zKandyda, żeby nie wspomnieć już oZadigu,HuronieczyKsiężniczce Babilonu, zionie humor nieco zgryźliwy: co do mnie, uważam, że taka dawka kpiny z naszej natury i z naszych wysiłków jest rzeczą przydatną, ale pozostaje tylko kpiną, czyli czymś, co ośmiesza. Jakkolwiek duże byłoby pokrewieństwo powiastek wolterowskich ze wspaniałymiJaco i Lori, Filiżanką z Saksonii,nietrudno wyczuć jednak pewną różnicę. Jedynym spojrzeniem na ludzką naturę, jakie możemy mieć po lekturze tych dzieł jest spojrzenie pełne litości. Książki te są jakby napisane na marginesie innych dzieł:Jaco i Lorito barokowa i lekka trawestacjaHistorii FrancjiorazHistorii Trzeciej Republiki. Odnajdujemy tam – pozbawioną łez i czułostkowości - najbardziej inteligentną interpretację ludzkich nieszczęść i marzeń: chodzi tutaj zarówno o ideologów i teoretyków, którym Bainville przyznaje zawsze zaletę wielkiego serca i obdarza zrozumieniem, jak i o realne zdarzenia. Lekcja, jaką powinno się wyciągać z wielkich dzieł historycznych została przez niego samego zdefiniowana we wstępie doHistorii Francji: „U kresu tej analizyodkryje się, że niełatwą rzeczą jest przewodzenie narodom, że niełatwo jest powołać do życia i utrzymać takie państwo jak państwo francuskie, i że należy z tego powodu zachować daleko idącą wyrozumiałość w stosunku do rządów.” Tajemnica Jacques'a Bainville'a tkwi w tym przejściu od zrozumienia do wyrozumiałości.


 

Zawdzięczamy mu to, że te słowa nigdy nie są od siebie oddzielone. Nikt lepiej od niego nie nauczył nas, wbrew wszystkim romantyzmom, że należy się trzymać zawsze żelaznej reguły wszelkiej polityki i wszelkiej moralności: nie oddzielać idei, uczuć, czynów od ich konsekwencji. W świetle tej prostej prawdy, która obejmuje całe skomplikowanie świata, wszystko staje się zrozumiałe. Z całą pewnością dokonują się czasami rozmaite rewolucje w sferze wartości, które zaskakują ludzi naiwnych. To, co wydawało się wzruszające i szlachetne, może stać się śmiertelne, to co uchodziło za niszczące, może stać się zbawienne dla milionów ludzi. Ale jakie znaczenie mają zaskoczenia ludzi naiwnych - ważne, aby ich ocalić – czasami wbrew ich woli. Taka jest boska reguła, złota linijka odmierzająca wartość ludzkich czynów. Co do naszej sympatii, która należy do sfery uczuć, powinna ona pozostawać przy konkretnych osobach i świadczyć o osobliwości ludzkiej natury.


 

I wydaje mi się właśnie, że urok myśli oraz dzieła Jacques'a Bainville'a tkwi w nieustannej relacji pomiędzy szlachetnością a słuszną koncepcją poczucia obowiązków z niej wynikających, w tym przede wszystkim obowiązków intelektualnych. Pisarze wypowiadający się w sposób jasny są równocześnie najtrudniejsi w odbiorze – wystarczy wspomnieć Racine'a i La Fontaine'a. Jasność Jacques'a Bainville'a szła w towarzystwie ogromnego trudu. Wydaje mi się, że nigdy ten pisarz, stawiający sobie za cel zrozumienie, nie silił się na odsłanianie jakiegoś elementu, który zawsze musi pozostać tajemnicą. Niezależnie od tego, czy pisał historię narodu czy biografię postaci, jego dzieło nie pozostałoby żywe, gdyby nie szanowało życia, a życie lubi czasami wystawiać na próbę nasze pragnienie porządku i pojmowania. Historyk Jacques Bainville pojmował wszystko to, czego pojęcie znajdowało się w granicach ludzkich możliwości, a nawet posuwał to zadanie tam, gdzie nikt wcześniej nie przeniknął: jednocześnie dawał nam do zrozumienia, że, poza tą jasnością, jest jeszcze sfera mroku, tajemnicze wstrząsy, których nie da się wytłumaczyć i które stanowią otoczkę życia.


 

Ten przytomny i jasny (trzeba to powtarzać) pisarz często był kuszony przez rozmaite tajemnice. Nic nie wydawało mu się obce, nawet sprawy pozostające z dala od jego charakteru. Pierwszą książkę, napisaną w wieku dwudziestu lat, poświęcił Ludwikowi II Bawarskiemu, władcy otoczonemu nimbem cudowności, wobec którego wykazywał zawsze litość, zrozumienie i, nie bójmy się tego słowa, nadzwyczajnączułość. I to mimo tego, że nikt nie wydawałby się większym przeciwieństwem tego młodego człowieka, zadziwiającego rówieśników i starszych potęgą swej inteligencji, niż ten słaby niemiecki romantyk otoczony kiczowatym zbytkiem, na tle czarodziejskich jezior i swojej muzyki. Za każdym razem, gdy Jacques Bainville zbliżał się do tajemnicy ludzkiej natury, czuł się przejęty poczuciem braterskiej solidarności bez jednoczesnego zatracania przytomności umysłu oraz naczelnej zasady, która mu przyświecała: aby nie oddzielać czynów od ich konsekwencji.


 

Ci, którzy go znali, wiedzą, że w poematach, jakie układał dla rozrywki, nie ograniczał się do przywoływania, na wzórWytwornych Świąt,jakiegoś wesołego i przystojnego obrazu, w którym pewien pan Beztroski przedstawiał zarówno przyjęcie jak i zachwycające obrazy życia ludzkiego. Przywoływał też tajemniczego Verlaine'a, sięgał po Baudelaire'a i Nervala. Któż mógłby mu się wydawać bardziej odległy od Rimbauda? A jednak podczas naszego ostatniego spotkania opowiadał mi właśnie o Rimbaudzie, o jego kolorowych dziecięcych alfabetach, w których poeta ten, uważający dzieciństwo za klucz do swojej twórczości, odnalazł zapewne temat sonetuSamogłoski. Przed zaledwie trzema tygodniami ten człowiek, który wydawał się już wtedy żyć jedynie wolą napędzającą resztki sił, chciał ze mną rozmawiać o muzyczności zdania francuskiego w kontekście Flauberta, za którym nie przepadał, gdyż nie odnajdywał u niego właśnie tego niewytłumaczalnego i tajemniczego poczucia językowej harmonii. Mam przed oczami tę delikatną, suchą i bladą twarz, patrzącą długimi, spostrzegawczymi i łagodnymi oczyma, tak cudownie uważnymi, o błysku prawie że orientalnym i ciągle pełnym rozsądku.


 

My, którzy przyszliśmy ostatni, nie będziemy mieli zaszczytu zrozumienia tajemnicy Jacques'a Bainville'a. Zbyt mało czasu mieliśmy na to, aby poddać się jego czarowi. Nigdy nie przestanie nas zadziwiać, że ten umysł, który postawił sobie za cel nadanie światu trochę więcej rozsądku, który nauczył nas, aby nie mieszać porządków, aby wydawać osądy w sposób zrównoważony bez poddawania się mącącym głosom instynktu i uczuć, potrafił cudownie zachować całe dobro swojego serca, poczucie głębokiego człowieczeństwa oraz szacunek do marzeń i ideałów innych ludzi. Stąd właśnie wywodził się jego nadzwyczajny urok. Był człowiekiem w sposób doskonały, niczym homerowy Ulisses.


 

Zszedł ze świata, który dopiero teraz pojmie jak bezcenne były usługi przezeń mu wyświadczane. Od tej chwili inna przygoda zaczyna się dla tego szanującego tajemnice człowieka . Tego, którego czasami nazywaliśmy sekretnym doradcą niegodnego państwa, będziemy często prosić o wsparcie, tak jak prosimy o nie cienie innych ludzi, na czele ze zmarłym Barrèsem. Zajmuje on bowiem już miejsce wśród sekretnych i niewidzialnych doradców narodu i ludzi. Ich rady są zawsze przydatne i zawsze zbawienne.

 

L'Action Française, 13 II 1936


 

 

Skoro nie mogę kontrolować rzeczywistości, to przynajmniej sobie ponarzekam ;).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura