Naoczny Obserwator Naoczny Obserwator
90
BLOG

Śpiący rycerze cz.2

Naoczny Obserwator Naoczny Obserwator Polityka Obserwuj notkę 0

Co sprawia, że jako, jeśli nie najlepiej wykształceni, to najlepiej poinformowani ludzie w historii - przynajmniej w tym rejonie świata - biernie przyglądamy się wydarzeniom ostatnich lat wskazującym na degradację parlamentaryzmu i gospodarki wolnorynkowej, w której jako jednostki przestaliśmy decydować o czymkolwiek? Polacy szybko przywykli do wywalczonej przez poprzednie pokolenie wolności i równie szybko zapomnieli jak z niej korzystać. Wygodnie zakładamy, że po wiekach ucisku władza wreszcie zaczęła się z nami liczyć. Mimo pewnych osiągnięć w tej materii, dalej jest to tylko życzenie. Ustępstwa na jakie muszą iść rządy są efektem powszechnego dostępu do informacji, a nie skuteczności czy sprawiedliwości funkcjonującego systemu społeczno-gospodarczego, a środki masowego przekazu przynoszą tyle dobrego co i złego. Badanie nastrojów społecznych pozwala w większości przypadków unikać otwartych konfliktów na linii władze - społeczeństwo, dając tym pierwszym informację jak daleko mogą się posunąć, przy okazji usypiając czujność tych drugich. Nie licząc małych epizodów, odeszły czasy gdy niezadowolony lud tłumnie przemawiał, hamując zapędy władzy, lub choćby dając jej przynajmniej powody do poważnego zastanowienia się. Było to jeszcze w czasach, kiedy wiedzieliśmy z grubsza kto tę władzę dzierży zarówno w kraju jak i w świecie. Czy są powody do paniki? Zależy od punktu widzenia, niemniej jednak ostatnimi czasy reakcja obywateli na bieg wydarzeń jest nieadekwatna do sytuacji, a oznaki niezadowolenia prawie niezauważalne, jeśli już to w sprawach drugorzędnych. Nie wynika to z wszechobecnego dobrobytu. Coraz to inny kryzys niszczy perspektywy poprawy lub choćby utrzymania osiągniętych warunków bytowania, pracy, życia. To, że materialnie jesteśmy z znacznie bardziej komfortowym położeniu niż nasi rodzice, nie znaczy, że tak będzie zawsze. Doszliśmy do punktu, w którym zdaliśmy sobie z tego sprawę (sytuacja materialna nie jest jednak jedynym wyznacznikiem naszego dobrostanu, o czym z kolei kompletnie nie pamiętamy).

W międzyczasie mentalnie przygotowywano nas do tego, abyśmy uwierzyli, iż niewiele możemy z tym zrobić. Ktoś powiedział kiedyś, że to nie świadomość bycia ciemiężonym pobudza masy do działania, to nadzieja że zmiana jest na wyciągnięcie ręki, że zbliża się koniec ucisku. Niestety dziś w społeczeństwie (nie tylko w Polsce) nie widać nadziei, która przez ostatnie dekady utrzymywała ludzi w przeświadczeniu, że zmiany idą ku lepszemu (w kilku dziedzinach rzeczywiście tak było), że jeśli nie nam, to na pewno naszym dzieciom będzie żyło się lepiej. Stale zresztą słyszymy z radia i telewizji, że dożyliśmy chudych lat, więc powinniśmy zacisnąć zęby, pasa i zająć się swoimi sprawami nie wychylając niepotrzebnie głowy, przynajmniej do czasu, aż znów nadejdą lepsze czasy. Tamtą gasnącą nadzieję odzwierciedlał ruch na scenie politycznej, rodzenie się i upadek ugrupowań politycznych oraz większa świadomość i aktywność samych obywateli. Niestety dziś nic nie wskazuje, aby szybko powstała jakaś nowa frakcja zdolna do przemiany w nabierającą masy i prędkości kulę śnieżną, która realnie mogłyby zatrząść obecnym porządkiem, a raczej próbą zarządzania stworzonym chaosem. Nie pierwsi weszliśmy w ten ślepy zaułek, w którym dwa stronnictwa na przemian trzymające stery przekonane o swojej wyższości, mimo, że skupiają się głównie na swojej patologicznej koegzystencji, gotowe są słuchać każdego, byle nie swoich krajowych oponentów. Sam system czy ordynacja spychająca nas na tą mieliznę to jednak nie jedyny powód problemów.

Trwamy obecnie w jakimś zawieszeniu, a tą mgłę, która spowija postrzeganą przez nas rzeczywistość zagęszczają środki masowego przekazu, do czego rękę przykładają wszyscy, którzy cokolwiek mogą na tym zyskać, zaczynając od samych mediów, przez władze państwowe i ponadpaństwowe, służby specjalne, elity klasowe na prywatnym kapitale kończąc. Czy w tym programowanym szumie informacyjnym zastanawiamy się jakimi tematami żyje opinia publiczna? Będąc nastolatkiem często oglądałem amerykański animowany serial Miasteczko South Park. To co szczególnie utkwiło mi w pamięci to parodie protestów społecznych organizowanych przez jego mieszkańców, zazwyczaj z błahych lub absurdalnych powodów. Protesty często miały burzliwy charakter, i jak szybko wybuchały tak szybko się kończyły. Nagle ktoś z tłumu przypominał sobie, ze zostawił mięso w piekarniku, lub że zaczyna się jego ulubiony serial, po czym reszta stwierdzała, że również ma coś ważnego do zrobienia, więc traciła zapał, porzucała swoje transparenty i spokojnie rozchodziła się do domów. Oglądając to dwie dekady temu można było pomyśleć, że Amerykanom w głowach się poprzewracało od tego bogactwa, że żyją w oderwaniu od problemów zwykłych zjadaczy chleba z innych części świata. Nic bardziej mylnego, choć to temat na inną dyskusję.

Po pierwsze po dwudziestu latach w kilku kwestiach ciągle daleko nam do Stanów Zjednoczonych, po drugie tamte scenki nie straciły na aktualności w kraju swojego powstania. Ważniejsze dla mnie jest jednak to, że dziwnie przypominają mi dzisiejszą Polskę. Czymże bowiem emocjonuje się przeciętny Kowalski? Odpowiedź jest prosta, tym co mu się akurat przystawi pod nos. Mogą to być śnięte ryby, groźba zamknięcia kopalni lub stacji telewizyjnej zarządzanej przez zagraniczny kapitał. Nieważne. Ważne, by od czasu do czasu dał upust swoim negatywnym emocjom, by nie reagował gdy okoliczności naprawdę tego wymagają. By siedział cicho gdy ogranicza się jego swobody obywatelskie, kradnie się jego składki emerytalne, wprowadza nowe podatki, czy zamyka się go w domu, pokrzyczeć to sobie może w obronie kilku odsuniętych od pracy sędziów, czy zaostrzenia prawa do aborcji, przez to nikt nie zbiednieje, przynajmniej nikt z tych pociągających za sznurki. Już tam dzień i noc mądre głowy myślą, którą dyskusję podsycić, a którą przygasić, co przed opinią publiczną ukryć, czym postraszyć, a czego znaczenie zbagatelizować. Efektów tego widzimy aż nadto.

Aby nie sprowadzić tego wywodu do tego co winno, a co nie być przedmiotem debaty publicznej i czyje racje są najmojsze chciałbym podkreślić, że szczerze popieram każdą konstruktywną formę krytyki i patrzenia na ręce zarządcom Państwa i podmiotom działającym na jego terenie oraz nawet najmniejszą grupę tych, co z własnej nieprzymuszonej woli, z potrzeby serca, poczucia obowiązku, czy z powodu urażonej dumy rozpoczęli jakąkolwiek formę protestu przeciw siłom, organizacjom czy instytucjom publicznym i politycznym, których działania doprowadziły ich do granicy wytrzymałości. Nieważne czy są to dziennikarze, kobiety, kontrolerzy lotów, konserwatywni katolicy, rolnicy, sędziowie czy niepełnosprawni. Mogę się z nimi nie zgadzać, podziwiam jednak ich determinację i nigdy nie traktuję ich z góry jako frustratów, szukających poklasku krytykantów czy roszczeniowców, co tamują ruch drogowy i zakłócają mój spokój. Sam zresztą spotkałem się nie raz z wrogością, kpinami czy choćby obojętnością ze strony otoczenia w stosunku do protestujących, więc nie mógłbym patrzeć na to inaczej.

Jakiś konkretny plan na przyszłość mógłby skłonić do refleksji tego zabieganego, popychanego i bałamuconego, jakże skądinąd nowoczesnego obywatela. Mimo że liberalny kapitalizm, który stał się nową konstytucją także nad Wisłą w wydaniu XXI-wiecznym przyśpiesza rozwarstwienie i rozkład społeczny, brak jest jakiegokolwiek motoru do zatrzymania, zwolnienia lub zmiany kierunku tego procesu. Obecnie nie bardzo wiadomo jaka grupa czy klasa społeczno-polityczna miałaby wolę i pomysł się tego podjąć, co miałoby ją do tego skłonić, gdzie miałaby szukać poparcia i czym te zmiany miałaby się objawić. Żyjemy przecież stale jeszcze w wolnym kraju, w którym służby dzień i noc stoją na straży prawa i porządku, media tropią i rozliczają aferzystów, mimo długów gospodarka się rozwija, posiadamy prawa wyborcze, darmową edukację i służbę zdrowia, przywileje socjalne, własność prywatną, a jeśli to nam mało to jeszcze paszport i wolną drogę w dowolnym kierunku. Dlaczego więc czujemy się wyzyskiwani, pomijani w procesie decyzyjnym, manipulowani? Czy zostaliśmy tak świetnie wkomponowani w tą machinę, w której nawet protesty są ściśle kontrolowaną formą zarządzania nastrojami społecznymi? Potwierdzałyby to nasze niemrawe próby okazania swojego niezadowolenia, swojego zdania w różnych sprawach, które nie tylko spływają po władzy jak woda po kaczce, są także sygnałem zwrotnym, że można z nami zrobić co tylko się chce. https://naocznyobserwator.blogspot.com/


Łukasz Studnicki - znajdź mnie na https://naocznyobserwator.blogspot.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka