Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
149
BLOG

Bitwa o Wałęsę - część wojny o prawdę

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 74

W sporze o Wałęsę istnieje dzisiaj kilka frakcji.

Pierwsza to ci, którzy uważają, że przedstawione przez Gontarczyka i Cenckiewicza dowody oznaczają, iż L.W. był od początku do końca zdrajcą, a jego wszelkie zasługi należy przekreślić, bo najpewniej przez całe lata był inspirowany przez SB, a potem przez pozostałości po tejże.

Druga - do której ja się zaliczam - uważa dowody z książki IPN za mocne, ale nie przekreślające całości życiorysu L.W. Wałęsa miał różne okresy i momenty, przeszłość najpewniej go w nich nieraz dopadała, jednak obserwując skutki jego działań trudno uznać, że nieprzerwanie funkcjonował jako agent. Ludzka historia, charakter, osobowość są o wiele bardziej skomplikowane, a Wałęsa w kontekście najnowszych informacji wydaje się osobą jeszcze bardziej złożoną, niż się mogło wcześniej zdawać, i godną kolejnych naukowych monografii.

Trzecia - rozciągająca się gdzieś od Antoniego Dudka po Andrzeja Friszkego - to sceptycy, uważający, że książka ma liczne wady i ułomności, miejscami jest nieobiektywna, ale nie zaprzeczający, że zawiera mocny materiał, nad którym co najmniej należy się poważnie pochylić, jeśli nie wprost uznać za przekonujący.

Czwarta - w obecnej sytuacji wypadająca najidiotyczniej - to osoby w typie Jana Lityńskiego czy Władysława Frasyniuka, które książki nie znają, ale uważają, że znać nie muszą, bo i tak wiedzą, że są w niej same kłamstwa i basta. W momencie, gdy są już konkrety, o których można dyskutować, ta frakcja wypada całkowicie niepoważnie. Oni są jak facet, który na tonącym Titaniku woła, żeby mu podać plastelinę, to zalepi dziurkę.

W swoim tekście we wczorajszym „Fakcie" stawiam tezę, że obecna wojna o Wałęsę jest tak naprawdę bitwą wciąż tej samej wojny o niewygodną prawdę z przeszłości, a obóz przeciwny ujawnianiu tejże wziął sobie przywódcę „Solidarności" na sztandary czysto koniunkturalnie i niejako przy okazji. Błędem jest, moim zdaniem, mieszanie płaszczyzn konfliktu. Jedna to sprawa samego Wałęsy i tę należałoby odseparować w miarę możliwości. Druga to wspomniana bitwa o prawdę o przeszłości. Trzecia, całkiem już wtórna, to sfera konfliktu czysto politycznego, w którym politycy w całkiem nieuprawniony sposób podłączyli się pod sprawę T.W. „Bolka" zgodnie z dwuwartościową logiką trwającej wojenki PiS z PO.

PiS bezzasadnie podłącza się w tej wojnie do frakcji „antywałęsowskiej". Powody ku temu - nienawiść braci K. do Wałęsy - są jasne. Słusznie jednak pada pytanie, od kiedy bracia wiedzieli, a skoro wiedzieli, to czemu na samym początku lat  90. Wałęsę promowali. Odpowiedź jest prosta: promowali na zasadzie politycznego cynizmu, póki sądzili, że kontrolują. Ten mechanizm świetnie opisuje m.in. Rafał Ziemkiewicz w „Czasie wrzeszczących staruszków".

Dziś ich udział w aktualnej bitwie po tej stronie jest wątpliwy. Po pierwsze - gdy w poprzedniej kadencji Sejmu pojawił się przełomowy pomysł, aby wreszcie otworzyć archiwa na dobre, całkowicie, pozwolić przewalić się burzy i mieć to za sobą, stanowisko PiS było tu co najmniej dwuznaczne. Można by powiedzieć - podejrzanie dwuznaczne. Po drugie - to drobniejsza ciekawostka, ale jednak - polityk PiS Ludwik Dorn znalazł się wśród osób, które utrudniały autorom dotarcie do dokumentów (piszą o tym na s. 43), odmawiając im odtajnienia i skopiowania dokumentacji komisji Jerzego Ciemniewskiego z 1992 r.

Równie wątpliwa jest obrona Wałęsy, w jaką brnie Donald Tusk. Wedle mojej wiedzy, premier na kilkanaście dni przed publikacją książki konsultował się w jej sprawie z prof. Friszke, który miał stwierdzić, że poruszone problemy są autentyczne, a sprawa jest trudna. Co zresztą powtarzał potem w podobnej formie m.in. w programie Jana Pospieszalskiego. W tym kontekście postawę premiera trudna wyjaśniać inaczej niż skrajnym koniunkturalizmem, a już na pewno nie można jej traktować z powagą.

W tym wszystkim wielkim przegranym może być niestety Instytut Pamięci Narodowej. Z PO płyną sprzeczne sygnały - najpierw nadchodzą informacje o zamiarze zmiany ustawy o IPN (co byłoby prawdopodobnie wstępem do zmiany prezesa), potem dementuje to Zbigniew Chlebowski, który jednak notorycznie okazuje się kompletnie niekompetentny nie tylko w sprawach planów swojej partii, ale nawet klubu parlamentarnego, którym kieruje.

IPN jest jedną z najważniejszych instytucji polskiego państwa. Naruszenie jego statusu oznaczałoby regres do stanu niemalże z połowy lat 90. Jeśli Instytut będzie zagrożony, miejmy nadzieję, że rozlegnie się mocny głos w jego obronie, z bardzo wielu gardeł.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj74 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (74)

Inne tematy w dziale Polityka