Portal Mysl.pl zamiescil bardzo wazny wywiad z prof. Mariuszem Muszynskim.
Przytaczam fragmenty ( podkreslenia moje ):
– Czy Polska jest dla Berlina partnerem czy też konkurentem w ramach Unii Europejskiej? Czy realny jest sojusz Polski i Niemiec?
Na razie długofalowy sojusz polityczny Polski i Niemiec nie jest możliwy. Możliwa jest jedynie taktyczna współpraca w ramach pojedynczych wspólnych interesów. I nie chodzi tu wcale o naszą tragiczną historię. Wbrew sielankowej wizji stosunków polsko-niemieckich, jaka dominuje wśród nadwiślańskich germanofilów, Warszawę i Berlin dzieli dziś geopolityka i interesy narodowe. Problemem jest również jednoznacznie egoistyczna postawa rządu Niemiec oraz brak zdolności do kompromisu przy osiąganiu celów politycznych. ( … )
Dziś celem Berlina jest osiągnięcie formalnego statusu mocarstwa.( … ) Niemcy chcą rewizji obecnego porządku międzynarodowego, co na forum światowym symbolizować będzie uzyskanie stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Tym celom służyć ma także Unia Europejska.
– Jakie są główne kierunki niemieckiej polityki historycznej i czy zagraża ona interesom Polski?
W Polsce postrzega się niemiecką politykę historyczną przez finansowanie działalności Związku Wypędzonych. To uproszczenie. W rzeczywistości jest ona we wszystkich sferach aktywności tego państwa. Stanowi także ważny element polityki zagranicznej. Dziś niemieccy politycy krytykują wypędzenia jako zbrodnie na niemieckim narodzie, obowiązujące ustawodawstwo federalne neguje powojenne wywłaszczenia Niemców na cele reparacyjne jako sprzeczne z prawem międzynarodowym, historycy pracują nad stworzeniem historii wewnątrzniemieckiego ruchu oporu, a nauczyciele, dziennikarze i filmowcy takie wizje upowszechniają. ( … ) Także nadaktywność samej kanclerz Merkel w sferze wojennej pamięci to świadoma praca Niemiec nad redefinicją przeszłości, nowa taktyka, w którą dajemy się wmanewrować. ( … )
To wszystko zagraża interesom Polski. Historia Polski i Niemiec to zestawienie przeciwieństw. To konfrontacja dobrego i złego, ofiary i sprawcy. Im bardziej wizerunek Niemiec będzie wygładzany, tym bardziej polska historia będzie zakłamywana. A historia to nie tylko popularyzacja wiedzy o własnym kraju, kulturze i przeszłości. Ma również zadanie polityczne. Świadoma polityka historyczna pozycjonuje państwo w bieżących relacjach nadając mu silny moralny fundament. Utrzymuje też spójność narodu i utrwala jego tożsamość. Wniosek jest prosty – niemiecka polityka historyczna szkodzi Polsce, naszym interesom narodowym. Szkoda więc, że struktury państwa jej nie przeciwdziałają.
- Duży rozgłos medialny mają działania organizacji rewizjonistycznych na czele z Eriką Steinbach. Czy można uznać je za reprezentatywne dla całych Niemiec?
W Polsce nie do końca rozumiemy, skąd płynie zagrożenie. Nie wiąże się ono bezpośrednio z osobą E. Steinbach, lecz z ciągle żywą samą doktryną tzw. „wypędzenia”, która jest częścią tożsamości państwa niemieckiego. Problem w tym, że – zgodnie z nią – za krzywdy Niemców odpowiedzialni są Polacy.
– Jakie cele stawia sobie polityka niemiecka w odniesieniu do kwestii wschodniej, czy są one zbieżne z polskimi ambicjami w tym regionie?
–Minister Radosław Sikorski nie przesadził aż tak bardzo, kojarząc przed dwoma laty relacje niemiecko-rosyjskie z paktem Ribbentrop – Mołotow. Dziś dowodzi tego wiele konkretnych przykładów, choćby stosunek Niemiec do rosyjskiej agresji na Gruzję, blokowanie Ukrainie i Gruzji drogi do NATO.
Ale dziś takie stanowisko Niemiec nikogo nie powinno szczególnie dziwić. Berlin przez ostatnie 10 lat konsekwentnie buduje szczególnie partnerstwo strategiczne z Moskwą. Jego inicjatorem był w końcu lat 90. XX w. Gerhard Schröder, a w tym dziele pomagali mu właśnie obecny minister spraw zagranicznych Frank Walter Steinmeier i jego zastępca Gernot Erler. Po symbolicznym odejściu pierwszego z nich ze stanowiska kanclerza, dwaj ostatni kontynuują przyjętą linię nowej Ostpolitik, będąc gwarantami ścisłego sojuszu obu państw, za cichą zgodą Merkel.
Najbardziej namacalnym symbolem niemiecko-rosyjskiego partnerstwa jest słynny gazociąg północny. Stanowi on przede wszystkim przedsięwzięcie polityczne, a nie biznesowe. I nie chodzi tu wcale o koszty, kilkakrotnie przekraczające budowę rurociągu drogą lądową. Po prostu jego budowa ma przeciwdziałać próbom uniezależnienia się krajów środkowoeuropejskich od ewentualnego dyktatu energetycznego Rosji.Z punktu widzenia tych właśnie państw ocena polityki Berlina wypada jednoznacznie. Niemcy przedkładają interesy swojego sojusznika – Moskwy – ponad interesy partnerów, z którymi wiąże ich wspólne członkostwo w NATO i Unii Europejskiej.
Taka polityka ma głębokie korzenie. Sięga bowiem pierwszego kanclerza zjednoczonych Niemiec Ottona von Bismarcka. To Żelazny Kanclerz widział w sojuszu z Rosją fundament polityki zagranicznej Niemiec i główną gwarancję stabilizacji na kontynencie europejskim. Po zjednoczeniu w 1991 roku polityka niemiecka prędzej czy później musiała powrócić na bismarckowskie tory, ponieważ logika geopolitycznych uwarunkowań jest nieubłagana. Polski problem polega na tym, że w tak skonstruowanej konstelacji nie ma miejsca na podmiotowe traktowanie Europy Środkowo-Wschodniej.
Podstawą sojuszu niemiecko-rosyjskiego jest bowiem podział wpływów w tym regionie. Niemiecki problem z kolei to fakt, że dziś nie da się łatwo zmarginalizować krajów Europy Środkowo-wschodniej, a w szczególności Polski i Czech. Główną przeszkodą jest ich członkostwo w Unii Europejskiej. Przed 2004 rokiem Warszawa i Praga uważane były raczej za satelitów Berlina, aniżeli za równoprawnych partnerów. Jednak zaraz po ich przystąpieniu do UE, stosunki polsko-niemieckie i czesko-niemieckie zaczęły się psuć. Główną przyczyną narastających rozdźwięków był właśnie brak gotowości Berlina do uznania podmiotowości państw tego regionu jako samodzielnych graczy w polityce europejskiej.
Niemiecko-rosyjski sojusz jest nie do pogodzenia z polskimi interesami na wschodzie, ale i z polską wizją wspólnej europejskiej polityki wschodniej. Problem w tym, że dzisiaj kreatorzy polskiej polityki zagranicznej wobec Niemiec i wobec Rosji nie dostrzegają, albo nie chcą dostrzec, tych sprzeczności.
Od siebie dodam, nie silac sie wcale na oryginalnosc, iz trudnosci przeciwdzialania niemieckiej polityce antypolskiej oraz strategicznemu sojuszowi Ribbentrop-Molotow Redivivus wynikaja przede wszystkim z sily Stronnictwa pruskiego w Polsce, ktore dziala u nas jawnie. Stronnictwo to namascilo nam premiera Wundertätera, a nawet potrafilo go zmusic ( moze ze wzgledu na jego wyjatkowa nieudolnosc ) do zrezygnowania z ubiegania sie o prezydenture ( ktoremu to celowi, poza poslusznym wypelnianiem polecen z Berlina podporzadkowane byly ostatnie dwa lata jego rzadow ).
Bez likwidacji agentury niemieckiej w Polsce trudno wogole myslec o jakiejkolwiek polityce polskiej.
( Dla porownania: nieliczna, ale zdyscyplinowana i wysoko ulokowana agentura banderowska w Polsce do tej pory blokowala wrecz mozliwosc jakiejkolwiek rzetelnej dyskusji o zbrodniarzach z OUN-UPA i dopiero heroizm i nieustepliwosc ks. Zaleskiego pozwolily na przerwanie tamy, a nawet niedawno wymusilo pierwsza wlasciwa reakcje prezydenta, tj. oficjalna reakcje na haniebny ukaz Juszczenki i zaproszenie do Polski Janukowycza ).
Jedynymi politykami polskimi, posiadajacymi realne mozliwosci poskromienia Stronnictwa pruskiego w Polsce i zmiany relacji polsko-niemieckich z modelu “dupa z batem” na partnerski sa, czy tego chcemy czy nie, Lech i Jaroslaw Kaczynscy.
I dlatego tez, nawet jesli bede musial zaciskac zeby i plakac, to w wyborach prezydenckich zaglosuje na Kaczynskiego.
Przy okazji, polecam lekture wciaz aktualnej analizy pani profesor Ewy Thompson ( lektura obowiazkowa pod grozba ciezkiego grzechu zaniedbania ) tutaj
Inne tematy w dziale Polityka