O jednym z zasłużonych, polskich pisarzy od wielu lat krąży świetna, lecz mało znana anegdota. I choć śmieszna, to dziś - bardziej niż kiedykolwiek - ilustruje smutną prawdę o Polakach.
Ów pisarz był wykładowcą na jednym z renomowanych uniwersytetów. Któregoś dnia przyszedł (zgodnie z rozkładem zajęć) do sali wykładowej. Jakież było jego zdziwienie, gdy przed drzwiami sali zauważył pustkę- żadnego studenta. Miał jednak dowód, że jego uczniowie byli w tym samym miejscu na jakiś czas przed planowanym wykładem. Dowodem tym miała być kartka, na której widniał napis tej treści: Pan profesor w księgach grzebie- młodzież jemu żonę jebie. Pod notką widniał wszystko mówiący podpis: Uczniowie. Profesor uśmiechnął się, schował kartkę do kieszeni i odszedł.
Na drugi dzień studenci przyszli na wykład chcąc zobaczyć reakcję profesora. Niestety.. Jedynym, co zobaczyli była karteczka na drzwiach: Jebcie, jebcie drogie dziatki. Ja jebałem wasze matki
Historyjka, jakkolwiek śmieszna i dość kwiecista językowo, pokazuje pewną prawdę, która choć jest powszechna i znana wszem i wobec, to wciąż budzi mój idealistyczny sprzeciw. Prawda ta jest następująca.
Dyskusja w Polsce na większość tematów i na różnych szczeblach wygląda tak samo. Od polityków, przez dziennikarzy, publicystów, celebrytów, aż po zwykłych obywateli, bez względu na opcję polityczną. Zaznaczam, że barwy polityczne nie mają tu dla mnie znaczenia. Sednem jest sposób, styl, język prowadzenia sporu. Coraz mniej w dyskursie jest merytoryczności i szacunku dla poglądów oponenta i jego osoby. Znacznie częściej środkiem do obalenia argumentów stają się niezliczone ilości inwektyw, przezwisk, wyzwisk, jak w przytoczonej anegdocie.
Problem ten rozciąga się na całe spektrum (od lewa, przez centrum, do prawa). Mowa w znacznej większości już dawno przestała być argumentem intelektu, a zmienia się niejako w argument siły. Siły, która ma za zadanie dowalić. Nie zagłębiam się w to, komu, ponieważ odpowiedź jest prosta: przeciwnikowi.
Mi osobiście, jako człowiekowi, który ze słowa żyje, trudno jest się z tym pogodzić. Rozumiem, że różnić się można, a nawet trzeba. Nie mniej sądzę, że spierać się można, a- znów- nawet trzeba. Jednak w sposób, który nie będzie urągał ani mojej kulturze języka, ani dobru mego rozmówcy.
Wychodzę z założenia, że koniec końców wszyscy jesteśmy ludźmi. Niezależnie od poglądów i upodobań. I choćby z tego powodu, z powodu człowieczeństwa nie powinniśmy sięgać w rozmowach po „najniższe” argumenty.
Inne tematy w dziale Kultura