Z pewnym niesmakiem obserwuję histeryczne peany na temat zmarłej niedawno wokalistki, Amy Winehouse. Piosenkarka była wielkim chodzącym uzależnieniem, a tym samym dostała materiału przerobowego dla serwisów plotkarskich czy tabloidów. Jednocześnie wmawia się publiczności, że Amy Winehouse wielką artystką była. Dla mnie osobiście jej śmierć nie jest ani specjalną tragedią, ani wielką stratą na rynku muzycznym.
Okoliczności śmierci Amy Winehouse są niejasne. Jedni uważają, ze zmarła po przedawkowaniu inni twierdzą, ze zabił ją szok po odstawieniu specyfików, którymi truła się od lat. Tworzy się przy tym „klub 27” nadając mu posmak nieuchwytnej elitarności zamiast słusznego napiętnowania. Warto się zastanowić czy ćpanie, chlanie na umór i ogólny brak umiejętności radzenie sobie z życiem celebryty, zasługują na podziw? Czytając wypowiedzi niektórych dziennikarzy muzycznych i fanów odnoszę wrażenie, iż żywot gwiazdy - czy szerzej, celebryty - jest wielce uciążliwym i pełnym trudów dnia codziennego wyzwaniem, tak że egzystencja dzieci w Etiopii to przy tym bajka.
Kilka dni temu internet obiegło zdjęcie kilku napakowanych facetów z urną. Zdjęcie zatytułowano „Ochroniarze z prochami Amy Winehouse”. Tytuł zdjęcia swoją dwuznacznością wzbudził rozbawienie dużej części internautów, w tym także moje.
Przypadek zmarłej niedawno wokalistki sprawił, iż ponownie zadźwięczał slogan „Artyście wolno więcej.” Z takim stwierdzeniem należy stanowczo walczyć. Jedną z idei demokratycznego państwa prawa, jest fakt, iż każdy obywatel wobec tego prawa jest równo traktowany. Stwierdzenie, że jednej grupie wolno więcej albo mniej jest jawnym zaprzeczeniem reguł. Ponadto - wedle mojej oceny - wypowiedzi w stylu „artyście wolno więcej” mogą dopuszczać się jedynie skurwiele, którzy sami chcieliby być ponad prawem. Takie przypadki jednak nie zdarzają się tylko na zagranicznych podwórkach.
Warto tu przypomnieć kazus Romana Polańskiego, którego bronili różni ludzie z tzw. elity artystycznej. Jednak pamiętam emocjonalne wystąpienie Pawła Kukiza, który mówił w TVN 24, iż Polański uniknął kary za wysoce ohydny czyn jedynie przez fakt, bycia „artystą”. Jednocześnie Kukiz stwierdził, ze samemu będąc ojcem nie wyobraża sobie by ktoś kto wyrządził krzywdę dziecku mógł uciec od odpowiedzialności. Należy przy tym uznać, że środowiska broniące Polańskiego dopuszczały, że „artysta” może wiercić kutasem w tyłku 13-stolatki i żadna kara go za to nie powinna spotkać. Dla mnie takie stanowisko należy publicznie potępić, napiętnować a osoby je głoszące powinny spotkać się ze społecznym ostracyzmem. Tak się jednak nie stało.
Podobnym przykładem jest sprawa Krzysztofa Piesiewicza, który mimo skandalu obyczajowego z pełną bezczelnością ubiega się o reelekcję do senatu. W jego sprawie też głos zabierały tuzy fukając, że przecież to artysta. I co z tego, ze artysta? Nie jest przecież małym Kaziem (pozdrowienia dla znanego Kazia - debila), który nie wie co robi.
Kończąc musze przyznać, że gloryfikacja Amy Winehouse napełnia mnie obawą również z innego powodu. Warto bowiem zadać pytanie czy nie ma wokalistów, których życiorys nie jest tak kolorowy, a którzy odznaczają się nie mniejszym talentem? Innym pytaniem jest kwestia czy tabloidyzacja życia celebrytów nie napędza im sztucznego zainteresowania i - w sprzężeniu zwrotnym - zmusza do coraz bardziej kontrowersyjnych zachowań.
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości