Z obrzydzeniem zauważam rosnącą popularność posłanki Anny Grodzkiej, niegdysiejszego Krzysztofa. Mimo, że Pani/Pan nie ma do powiedzenia nic poza kilkoma wytartymi sloganami, jest zapraszana do stacji telewizyjnych jako uznana znawczyni/znawca zagadnień tolerancji. Ta medialna chęć przypodobania się marginalnym wynaturzeńcom jest społecznie szkodliwa i wcale nie świadczy o postępowości wspierających ich dziennikarzy.
Ktoś od razu zaprotestuje, że nazywam wynaturzeńcem Annę (Krzysztofa) Grodzką. Już słyszę jak woła, że tak nie wolno, że jestem ciemniakiem, że nie znam się na płciowości, a w szczególności na zjawisko płci mózgu i ogólnie jestem uprzedzonym bucem.
Jednak nazywanie takiej to a takiej pani/pana wynaturzeńcem ma swoje uzasadnienie. Oto bowiem nasza posłanka/poseł kiedy jeszcze był pełnowartościowym facetem spłodził dziecko. Tak, tak. Znalazł w sobie dostatecznie dużo męskiej natury by wsadzić babie i "trysnąć w nią białym lepiszczem" by zrobić dzieciaka. Dla mnie to typowo męskie zachowanie, które raz na zawsze określa płciowość osobnika. Bo nie wyobrażam sobie, by kobieta (mówiąc o płci mózgu) chciała zrobić dziecko innej kobiecie. Dlaczego? Ano dlatego, że u podstaw transseksualności leży brak akceptacji czy wręcz odraza wobec własnej płci i wszystkiego co z nią związane. W szczególności odraza ta dotyczy roli w akcie płciowym.
W przypadku Anny Grodzkiej zmiana płci była przeprowadzona długo po narodzinach potomka. Jej efekty możecie Państwo podziwiać w telewizjach oraz na portalach TVN24 i GW. Dla mnie ta cudaczna postać to jawne zaprzeczenie i drwina z feminizmu. Istotą feminizmu nie jest bowiem - tak jak jest to wmawiane publice - mówienie, że kobiety są takie same jak mężczyźni. Przeciwnie. Feminizm opiera się w swojej ideologii na podkreślaniu różnic płci, ale przy jednoczesnym wyraźnym i stanowczym stwierdzeniu, że te różnice nie mogą być powodem dyskryminacji kobiet.
Anna Grodzka zaprzecza feminizmowi w sposób wulgarny i odrażający. Oto jej/jego postawa sprowadza się do stwierdzenia, że każdego faceta, który założy peruczkę czy zapuści długie włosy, zrobi chirurgicznie czy hormonalnie cycki oraz da sobie ptaka wzdłużnie przeciąć na pół by następnie mu go wepchnięto do środka, nazywać kobietą. Nie wiem jak inni ale ja na taką semantykę się nie zgadzam i wobec niej protestuję.
Anna Grodzka nie jest kobietą. Ponadto według mnie nazywanie jej/jego kobietą obraża pozostałe kobiety. Brakuje bowiem Grodzkiej fizycznych cech kobiety. Między innymi tych cech, które czynią z prawdziwych kobiet potencjalne matki. O sferze umysłowej Anny Grodzkiej wypowiedzieć się powinni biegli psychiatrzy, gdyż (według mnie) ktoś kto nie akceptuje swojej płciowości i czuje wobec niej odrazę może stanowić zagrożenie zarówno dla siebie jak i dla innych. Czy zatem o płci powinna decydować jedyna płciowość mózgu? Czy to znaczy, że mam traktować poważnie każdego umalowanego faceta w sukience jako kobietę? Tylko dlatego, że mu się uroiło być kobietą? A jak jutro mu się zachce być różowym latającym hipopotamem, to czy Janusz Palikot osobiście zafunduje takim typkom wszczepienie skrzydeł?
Dlatego proszę aby nie zmuszać mnie do nazywania tego szkaradnego fizycznie i odrażającego moralnie indywiduum kobietą.
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka