Konsternacja wybuchła po wecie premiera Wielkiej Brytanii, Davida Camerona na brukselskim szczycie. Histeryczne wypowiedzi polityków żyjących z eurodiet, podchwytywane przez media znalazły szeroki oddźwięk w Polsce. Całemu zjawisku trzeba przyjrzeć się na chłodno i pragmatycznie ocenić sytuację.
Nikogo kto odrobinę zna historię Europy, decyzja Anglików i ich nastroje wobec UE i tej okrzyczanej "głębokiej integracji" nie powinna dziwić. Jednak w polskich mediach przoduje opinia, że oto ze zwartego i sprawnego organizmu UE wyłamują się ci niedobrzy Anglicy.
Co z tym wetem?
Naczelny eurofaszysta Martin Schultz wieszczy wyjście Wielkiej Brytanii z UE. Wszystko przez angielskie weto i chęć utrzymania zwiększonego poziomu ekonomicznej niezależności kraju. Weto Davida Camerona sprowadza się w zasadzie do braku zgody na totalne centralne planowanie (skąd my to znamy?) finansów unijnych państw. Euroentuzjaści już wykrzykują o angielskim "faszyzmie" i Bóg wie co jeszcze. Tymczasem trzeba jasno powiedzieć, że chęć ochrony narodowego rynku finansowego nie jest przejawem faszyzmu. Jest nim chęć narzucenia innym państwom, odmiennym gospodarkom o zróżnicowanym poziomie rozwoju. Bo cóż to znaczy? Odgórną decyzją będzie można pogrążyć europejski kraj w długach bez perspektywy naprawienia sytuacji przez np. rząd danego kraju.
Superunia
Niemcom i Francuzom uwidziało się przewodzić zjednoczonej Europie podczas, gdy fundamenty wspólnoty pękają w szwach. I dobrze. Można tylko przyklasnąć upadkowi biurokratycznego molocha, któremu wydaje się, że marchewka jest owocem tylko dlatego, że można z niej zrobić dżem, albo ogórki nie mają prawa być zbytnio zakrzywione. Niedawno znaleziono nowy powód by bronić UE. Otóż bez UE będzie wojna!!! Tak krzyczą lewackie elity, które przez lata wrosły w struktury unijne jak rak. Co z tego, że dotychczasowa polityka gospodarcza promowała debilny konsumpcjonizm kosztem inwestycji technologicznych i naukowych. Wielkie żarcie się skończyło a teraz czas zapłacić rachunek. I Europa go zapłaci. I nie będzie wojny. Jeżeli już to raczej będą zamieszki w europejskich stolicach. Wyjdą na ulicę ci przebudzeni, do których dotrze, że nie będzie więcej darmowego papu i zasiłków dla zawodowo bezrobotnych i trzeba iść do roboty.
Projekt "pogłębionej integracji" jest pomysłem ani nie nowym (ostatni był Hitler, wcześniej Napoleon) ani szczególnie celnym. Do masy mózgowej eurokretynów jakoś nie może przebić się argument, że Europa to nie USA i zróżnicowanie narodowe jest za dużą przeszkodą do integracji pod wspólną flagą. Tymczasem wciska się intelektualny bełkot półćwierćinteligentow licząc, że eurodebile będą przyklaskiwać. Nie są to oczekiwania bezpodstawne.
Prymusek
Rafał Ziemkiewicz często pisze o polityce Polski wobec UE w kontekście postawy prymuska. I trudno oprzeć się wrażeniu słuszności tej opinii. Polscy dyplomaci gdyby tylko mogli klaskaliby półdupkami na wszystko co tam wybełkocze kancelarka Niemiec albo francuski gigant. i oto premier POlandu oświadczył, że Polskę stać na wrzucenie "paru miliardów" na ratowanie obcej waluty.
Nie jest tajemnicą, że wśród ekonomistów (nawet tych, których trudno uznać za wrogów EURO) panuje przekonanie, że najprawdopodobniej europejska waluta padnie w ciągu jednego, góra dwóch lat. Czyli nasz premier wlewa naszą podatkową kasę w inwestycję o bardzo wątpliwej opłacalności. A wszystko w imię chęci obsadzenia przez Tuska i Sikorskiego jakichś eurostołków w przyszłości. Gratulować wybitnej kondycji intelektualnej społeczeństwu, które wybiera cwaniaków do rządzenia.
Pozdrawiam
J.M.
PS. Jutro rocznica stanu wojennego, będącego (wbrew temu co twierdzą lewackie psy) wojskowym puczem. Czekam na coroczną laudację w GW.
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka