Romuald Szeremietiew/YouTube/TV Repubika
Romuald Szeremietiew/YouTube/TV Repubika
Marcin Tyc Marcin Tyc
2286
BLOG

Romuald Szeremietiew przegrał z "Rzeczpospolitą".

Marcin Tyc Marcin Tyc Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

Pozwani dziennikarze, przygotowując i publikując tekst, dochowali rzetelności i realizowali misję prasy. Nie dążyli do sensacji. Mieli prawo napisać, że Romuald Szeremietiew nie potrafił wyjaśnić pochodzenia swego majątku – ocenił Sąd Apelacyjny w Warszawie, oddalając apelację powoda w tej sprawie.

Sprawa, to pokłosie głośnego tekstu Anny Marszałek i Bertolda Kittela, ówczesnych dziennikarzy „Rzeczpospolitej", z lipca 2001 r. Napisali oni, że Zbigniew F., asystent Szeremietiewa, ówczesnego posła AWS i wiceministra obrony w rządzie Jerzego Buzka, miał w imieniu swego szefa żądać łapówek od firm zbrojeniowych. Szeremietiew miał zaś bezprawnie dopuścić F. do tajemnic resortu, a ponadto wydawał więcej, niż zarabiał, na co dowodem miał być okazały dom pod Warszawą. W wyniku artykułu Szeremietiew stracił funkcję w kierowanym przez Bronisława Komorowskiego resorcie (Szeremietiew twierdził, że późniejszy prezydent zlecił WSI inwigilowanie go; dziś twierdzi, że afera prezesa NIK Mariana Banasia przypomina jego sprawę).

Temida po stronie Redakcji. 

Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie rozsądził sprawę Szeremietiewa z „Rzeczpospolitą" i jej wydawcą i przyznał rację dziennikarzom. Jak mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Katarzyna Jakubowska-Pogorzelska, to sam powód dał pretekst do ocen jego zachowania, bo w rozmowie z dziennikarzami zapowiadał pełną współpracę z redakcją, twierdził, że udokumentuje swój majątek, w tym co do kwestii zakupu domu i samochodu, a następnie zerwał kontakty z autorami tekstu.

– Słusznie wątpliwości dziennikarzy wzbudziły wyjaśnienia powoda, które były pokrętne i niejasne, np. o prywatnej pożyczce [od Zbigniewa F.). Musieli to ocenić przez pryzmat doświadczenia życiowego. Dlatego sąd uznał, że pozwani nie działali bezprawnie – mówiła sędzia. 

Pozwani dziennikarze jeszcze przed ogłoszeniem środowego wyroku chcieli, by sąd załączył odtajnione akta sprawy karnej Szeremietiewa, potwierdzające ich zdaniem tezy artykułu. Sąd uznał to za nieprzydatne. 

– Liczy się wiedza dziennikarzy w dniu publikacji i to, czy wtedy byli rzetelni. Proces był później – przypomniał sąd

Odnosząc się do twierdzeń Szeremietiewa, że gazeta zarzuciła mu udział w procederze korupcyjnym, sąd uznał, że trzeba to czytać w całym kontekście artykułu prasowego i w realiach tej sprawy nie było to bezprawne. 

– Dziennikarze na podstawie rozmów z kilkudziesięcioma informatorami, w tym kilkoma ujawnionymi z nazwiska, podali, że są wątpliwości co do majątku wiceministra. Dochowali rzetelności i staranności. Nie dążyli do sensacji, lecz wykonywali zadania, jakie w demokratycznym społeczeństwie powinna wypełniać prasa. Dlatego apelacja powoda musiała zostać oddalona – wskazała sędzia Jakubowska-Pogorzelska. Konsekwencją takiego rozstrzygnięcia było też zasądzenie od powoda na rzecz wszystkich pozwanych kwoty po 1410 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania apelacyjnego, a także kasacyjnego, bo sprawa raz już była w Sądzie Najwyższym. 

Szeremietiew został w 2004 r. oskarżony przez prokuraturę, procesy ciągnęły się wiele lat i zakończyły uniewinnieniem od prawie wszystkich zarzutów – poza tymi dotyczącymi podejrzenia ingerencji wiceministra w przetargi na centrale telefoniczne i dostawę samochodów. Sprawa tych dwóch zarzutów została bowiem umorzona z powodu przedawnienia karalności. 

Dopiero 11 lat po publikacji, w 2012 r., Romuald Szeremietiew postanowił pozwać autorów tekstu, który złamał mu rządową karierę. W sądzie okręgowym powództwo oddalono, sąd odwoławczy uwzględnił częściowo jego apelację i w 2016 r. nakazał pozwanym przeprosiny za słowa, że nie potrafił wytłumaczyć się ze swego majątku. Pozwani złożyli skargę kasacyjną i Sąd Najwyższy uchylił tamten wyrok. W środę warszawski Sąd Apelacyjny wydał prawomocne orzeczenie, ale teraz powód może się zwrócić do SN. Nie wiadomo, czy się na to zdecyduje, bo w środę w sądzie nie było nikogo w jego imieniu.


Źródło: Rzeczpospolita/ Sygnatura akt I ACa 657/18/YouTube/TV Repubika

Marcin Tyc
O mnie Marcin Tyc

Absolwent Administracji Europejskiej. W przeszłości praca w roli statystyka w UEFA oraz w Przeglądzie Sportowym i Onet.pl. Polskie Towarzystwo Statystyczne I Historia Bez Cenzury. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo