Były szef UPR-u uzbierał, wg stanu na chwile obecną, około 2,5 % głosów. Nie przesądzając ostatecznego wyniku, ale mając świadomość, że wiele się już raczej nie zmieni, można przyjąć ten wynik za końcowy. Przynajmniej do niniejszych rozważań.
Wtedy trzeba sobie powiedzieć jedno. Taki wynik Janusz Korwin-Mikke miał już w roku 1995! I wtedy uznaliśmy to za sporą porażkę. My, to znaczy ludzie, którzy na niego głosowali. A teraz wszyscy trąbią o jego wielkiej wygranej.
Niewątpliwie w stosunku do wyników wyborów sprzed lat 10-ciu i 5-ciu Korwin zanotuje sporą poprawę. Wtedy głosowało na niego odpowiednio 250 i 215 tysięcy ludzi. Teraz można założyć, że będzie tego lekko 400 tysięcy. Tylko co z tego? Że uzyskane w “trudnych warunkach pogodowych”? No, uzyskane. Bez dostępu do mediów i bez dotacji? Też prawda.
Ale te 3 czy 4 procent to jest bariera, której Korwin nie przekroczy, niestety, nigdy. Znacząca większość ludzi w ogóle nie rozumie co on mówi, sporo ludzi nie chce go zrozumieć (bo to wymaga intelektualnego wysiłku), a do części tych, którzy chcą Korwin nie trafia z powodu własnych przywar, których wyliczania mu tu oszczędzę.
Te niecałe 3%, które zdobył to w dużej mierze pokłosie miałkości poglądów jego rywali do prezydenckiego fotela. Tych z jego procentowej półki. Jak dla kogoś Kaczyński, Komorowski i Napieralski byli niestrawni, a w obowiązku do Ojczyzny się czuł to co mu zostawało? Lepper? Pawlak? No to młodzi wybierali Korwina. Jak jeden z moich bliskich. Na przykład. Za dziesięć lat już go nie wybiorą. Złapią go na tym co ja. Jest NIEREFORMOWALNY. Ale w tym złym sensie. I chyba dlatego nigdy nie przekroczy 3 czy 4%. Bez względu na to czy ktoś uzna, że wygrał czy że przegrał.
Inne tematy w dziale Polityka