Parędziesiąt minut temu nasz, porównywany z Adamem Małyszem, talent wywalczył w znajdującym się o rzut beretem od polskiej granicy Libercu srebrny medal Mistrzostw Świata Juniorów. Gdyby ten świat z każdym rokiem coraz bardziej nie dziecinniał to Murańka, podobnie zresztą jak w zeszłym roku inny nasz utalentowany junior Zniszczoł, byłby nie wice, a mistrzem świata. Niestety. Od paru lat za juniorów uważa się w światku skoków narciarskich również ponad osiemnastoletnich już byczków. Tym sposobem obu Polaków pozbawiono tytułów darując je dwóm przerośniętym wiekowo Słoweńcom. W konsekwencji dalej jedynym naszym juniorskim mistrzem świata jest w skokach Mateusz Rutkowski. Ale ja nie o nim, a o nowo kreowanym Wicku.
To już 8 lat jak 10-letni młokos, z pieluchą w spodniach niemal, zachwycił mnie, paru innych pewnie też, skacząc na Wielkiej Krokwi 135m. Od tamtej chwili wciąż było o nim głośno. Oczywiście siłą rzeczy najważniejszy był Małysz, ale zaraz po nim najwięcej mówiło się o Murańce. Co na zdrowie młodemu szczawikowi wychodziło rzadko. Przechodził różne koleje losu. Schlierenzauer z niego, niestety, nie wyrósł. Chociaż ja osobiście podejrzewałem, że może wyrośnie. Młody miał w każdym razie liczne wzloty i upadki. W poprzednim sezonie był niewątpliwie wzlot. 17-latek zdobył swoje pierwsze punkty PŚ. Punktował w kilku konkursach, pokazał się też z dobrej strony na skoczni mamuciej w Planicy, co poniekąd daje stały wstęp na skokowe salony. Doskonale wypadł na zeszłorocznych MŚJ, gdzie jednak, na skutek, jak to w takich razach zwykle bywa, intryg sędziowskich powodowanych partykularnym interesem innego narodowego związku narciarskiego, skutecznie doprowadzono do tego, że nie zdobył indywidualnego medalu. Summa summarum skończył zawody na 6-tej pozycji.
W lecie narciarski świat obiegła sensacyjna wiadomość. Widoczny poprzednimi laty brak postępów Murańki wynikał z, też postępującej, ślepoty zawodnika. Do której tenże przed nikim, nie chcąc być pozbawiony możliwości skakania, się nie przyznawał. Z cudem graniczyła więc poprawa wyników skoczka w poprzednim sezonie, bowiem jego ostrość widzenia wynosiła 10 procent. Czyli zasadniczo po każdym skoku powinien się zabić. A ten tylko od czasu do czasu się wywracał.
Dzięki temu ważnemu „odkryciu” można było zacząć Murańkę leczyć. Przez kilka miesięcy nie skakał bo czekano na wyjątkowo trudne do uzyskania soczewki, które niedawno udało się przywieźć ze Stanów. Murańkę poddano operacji. Od tego czasu widzi dużo lepiej i znów może trenować.
Braki w treningu z w/w tytułu były jednak duże. Tym bardziej dziwne wydały się duże sukcesy na początku sezonu, kiedy dwukrotnie zajął drugie miejsca w konkursach Pucharu Kontynentalnego i awansował do kadry. Najpierw na PŚ w Engelbergu, gdzie zdobył pierwsze punkty, a później na Turniej 4 Skoczni, gdzie zdobył pierwsze w życiu punkty T4SJ. Ale później wyszły braki w treningu. I nagłe forma się ulotniła. Wydawało się, że kolejny sezon z głowy. A tu taki numer.
Od tych parudziesięciu minut cały czas tuszę, że to będzie w karierze naszego juniora moment przełomowy. I że to, zdobyte we wspaniałym zresztą stylu, wicemistrzostwo świata, stanie się pretekstem do powstania innych, dużo większych, będących na miarę jego wielkiego talentu, seniorskich sukcesów. Sukcesów, być może, porównywalnych z sukcesami Adama Małysza.
Czego wypada mu, i sobie, życzyć.
Inne tematy w dziale Rozmaitości