W zasadzie to po sezonie zimowym. Jeśli nie liczyć hokeistów, ale ci zawsze byli na bakier z czasem.
Sezon był ważny, bo przedolimpijski. I trzeba napisać jedno. Z punktu widzenia polskiego kibica sportów zimowych wygląda to, na rok przed igrzyskami, całkiem nieźle.
Najlepiej chyba u skoczków narciarskich, których niewątpliwie budującym tegorocznym występom zamierzam poświecić w najbliższych dniach osobny post. Ale bardzo dobrze było również jak chodzi o Justynę. Dużo większa liczba zwycięstw niż w sezonie poprzednim, w tym również w bezpośrednich pojedynkach z Robokopem. Pewnie wygrany kolejny Tour de Ski. Zdobyty w wielkim stylu puchar Świata. Na mistrzostwach świata mała wpadka, ale to się zdaje się lekko zmieni. Z tego co między wierszami można usłyszeć od FIS-owskich najwyższych oficjeli, w tym również Norwegów (np.Ulvang) to nikt nie pozwoli w przyszłym roku Bjoergen szprycować się bez opamiętania. Za dużo, summa summarum, straciłoby na tym narciarstwo biegowe. Norwegów te niesamowite ilości złotych i innych medali ich rodaczek i rodaków może rajcują, ale świat, widząc co się dzieje, zaczyna się od biegów dystansować. I FIS to w końcu raczył był zauważyć. Co prawda szprycówa już zapowiedziała, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze lepsza, ale myślę, że tym razem, jak się na miesiąc wycofa z rywalizacji to znajdą się tacy, którzy pojadą jej śladem i każą poddać się kontroli. I wtedy to dopiero będzie afera! Więc na miejscu Robokopa bym uważał. I na słowa, i na czyny.
Bardzo dobrze, w porównaniu z poprzednimi sezonami, zaprezentowały się w mijającym sezonie biathlonistki. Dwa medale mistrzostw świata Pałki i Hojnisz, wygrana przez Gwizdoń próba przedolimpijska, nic tylko zacierać ręce i modlić się, żeby tegoroczna forma jeszcze trochę przybrała na wadze. A wtedy…
Coraz lepiej radzą sobie w międzynarodowej konkurencji nasi panczeniści. Panczenistki zdobywają medale najważniejszych imprez już od poprzednich igrzysk w Vancouver. W tym roku dołączyli do nich również ich koledzy. Bieg drużynowy staje się pomału polską specjalnością. W naszym męskim teamie pojawił się też nowy, sensacyjny lider, „ukradziony” z short-tracka Zbigniew Bródka. Na MŚ indywidualnie, co prawda, nie przywożąc stamtąd medalu nieco zawiódł, ale na dystansie 1500m został w tym roku niespodziewanym zwycięzcą całego cyklu PŚ.
Takie to, mniej więcej, mamy atuty przed olimpiadą w Soczi. Oczywiście rok to ogromny szmat czasu. Ponadto przykład skoczków, którzy na początku zimy byli bici przez każdego, kto tego zapragnął, a potem okazali się jedną z największych, jeśli nie największą, sensacją drugiej połowy sezonu, jest bardzo wymowny. Forma to jest rzecz ulotna. Raz jest, a za chwilę jej nie ma. Miejmy nadzieję, że w sezonie olimpijskim wszyscy nasi sportowcy trafią z formą dokładnie na igrzyska. Tak jak w tym roku nasze biathlonistki i skoczkowie zaprezentowali optimum na najważniejszej imprezie sezonu. Justyna zresztą też była w wielkiej formie, ale parę rzeczy się nałożyło i wyszło jak wyszło.
Generalnie w każdym razie jest tak, że znów człowiek będzie czekał z utęsknieniem na listopad, bo przecież nie będzie się ekscytował czerwcowym meczem z Mołdową albo tym jak we wrześniu czy październiku dostajemy baty od Anglii czy Ukrainy.
A samą lekkoatletyką się człowiek nie naje. Tym bardziej, że ta też coraz cieniej przędzie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości