marek.w marek.w
1944
BLOG

Historia załogowych lotów kosmicznych - cz. III

marek.w marek.w Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Ciekawe, czy ktoś z czytelników zauważył, iż  od prawie dekady żadna z trzech najstarszych i najbardziej doświadczonych Agencji Kosmicznych nie przeprowadziła żadnego programu lotów załogowych, nawet na orbitę?  Dokładniej, NASA i ESA nie zrobiły nic, natomiast Roskosmos przynajmniej parę razy w roku w ramach rutynowych lotów dostarcza astronautów na MKS. Jednak lotów we własnym programie, tak powszechnych za czasów ZSRR, również nie dokonuje.Przy czym technologie lotów oraz rakiety nośne są dostępne od dawna, a doskonałych i doświadczonych inżynierów nie brakuje. Odpowiedź jest prosta -  loty załogowe zupełnie się nie opłacają dla kierownictwa tych Agencji.

Przy każdym, nawet rutynowym locie istnieje możliwość katastrofy, a społeczeństwa mają bardzo specyficzne podejście do śmierci astronautów. Gdy na Ziemi w tych państwach rocznie ginie kilkadziesiąt tys. ludzi w wypadkach, w tym masa dzieci, właściwie nikogo to nie wzrusza - Insh Allah, jednak każdy wypadek w kosmosie stanowi poważną aferę, ciągnącą się latami. A musimy pamiętać, że w biurokracji panuje klasyczny Darwinizm, na szczyt piramidy dostają się wyłącznie urzędnicy, którzy do perfekcji opanowali sztukę obijania blachą miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. A to oni podejmują konkretne decyzje, których efekty możemy obserwować...

 

Spokojne życie na budżetowym garnuszku zakłóciły dopiero Chiny, które od kilkunastu lat prowadzą coraz śmielszy program załogowych lotów, praktycznie kopiujący rosyjską drogę w Kosmos. Chińczycy mają duże pieniądze, wielką determinację, jasny plan i nic dziwnego, że szybko doganiają rywali. Dysponują rakietami "Wielki Marsz", których kolejne wersje są coraz większe. Najnowszy WM 5 odpowiada rosyjskiemu Protonowi lub Falconowi 9, a zapowiadają , iż za parę lat ich super ciężki WM 9 dostarczy 70 ton na orbitę. Zbudowali też 4 wielkie, nowoczesne kosmodromy, a ich prywatne firmy kosmiczne mają coraz większe osiągnięcia. Przy czym konsekwentnie dążą do opanowania lotów na Księżyc i zbudowania tam Bazy na południowym biegunie. Jednak to nie oni stali się prawdziwym bólem głowy dla szefów wielkich Agencji.

 

Całkowicie znikąd, a nawet gorzej, bo z Afryki pojawił się jeden gość, który postanowił pokazać całemu światu, że będzie w tej kosmicznej grze lepszy o wszystkich, nawet największych zawodników, choć zaczynał od zera.  Nazywał się Musk, Elon Musk...

Jego prywatna firma SpaceX dekadę temu wystrzeliła pierwszą komercyjną rakietę, a dzisiaj bije na głowę całą resztę, zarówno państwowe agencje wspierane przez największe światowe koncerny technologiczne jak i prywatne firmy, w tym najbogatszego człowieka na świecie. Wróciliśmy więc do lat sześćdziesiątych, gdy dwóch genialnych Liderów w kilka lat stworzyło załogowe loty kosmiczne. Znów więc możemy oglądać przy pracy kolejnego, trzeciego Lidera, który tworzy całkowicie nowy rozdział w historii podboju Kosmosu. Pisałem o tym obszernie w swoich poprzednich tekstach o osiągnięciach SpaceX ( jeśli ktoś jest zainteresowany, zapraszam do lektury, tag SpaceX ).

Co prawda można uznać za trochę dziwne, gdy mianuję Muska wielkim Liderem załogowych lotów, podczas gdy jego rakiety nie wyniosły na orbitę żadnego astronauty, dlatego jest niezbędne wyjaśnienie. Dla Muska dotychczasowe osiągnięcia, którymi zadziwił świat ( np. czerwona Tesla frunąca nad Ziemią czy "pociąg " z 60 szt. Starlinków )  to tylko wstępny, niezbędny etap do prawdziwych wyzwań, właśnie w dziedzinie lotów załogowych. 

 

Jego dotychczasowe rakiety, czyli Falcony 9 i Heavy , choć wielokrotnego użytku, powtarzały schemat budowy stosowany od kilku dekad, nie były więc prawdziwą rewolucją w lotach, dopiero najnowsza produkcja SpaceX, czyli Starship, budowany od paru lat stanie się prawdziwym przełomem, większym od Saturna V ( także dosłownie, 4 tys. ton wagi wobec 3 tys. ton Saturna ). Aby naprawdę zrozumieć, dlaczego tak sie podniecam najnowszym "dzieckiem" Muska, trzeba sobie uświadomić jedną sprawę. Największą w dziejach kosmiczną instalacją w kosmosie jest MKS, zbudowana w ciągu dekady za sumę powyżej 100 mld. $ wspólnym wysiłkiem wszystkich znaczących wówczas Agencji kosmicznych. Jej wnętrze w sumie wynosi ok. 1000 m³ i mieści 6 astronautów na długich półrocznych zmianach. Otóż Starship również ma pojemność ok. 1000 m3 ...

Jeśli więc jednym z planowych lotów Starshipa ma być lądowanie na Księżycu i powrót na Ziemię, to będzie równoważne temu, jakby MKS, największy obiekt w kosmosie zbudowany ręką Człowieka, wylądował na powierzchni Księżyca, po czym powrócił na Ziemię, w całości lądując na kosmodromie Cap Canaveral , gdzie po przeglądzie będzie gotowy do następnego lotu. 

 

Nic więc dziwnego, że gromka zapowiedź Muska o Starshipie została odebrana dość jednoznacznie - no, tym razem drogi Elon mocno "się upalił " :-) Tylko że wkrótce SpaceX zbudowała dla Starshipa najnowocześniejszy silnik na ciekłym metanie spalanym w tlenie, nazwanym Raptor, a następnie zaczęła próby ze "skoczkiem ", czyli pomniejszonym modelem statku kosmicznego. Ostatnio Musk zapowiedział, że pierwszy próbny lot na orbitę wykona jeszcze w 2020 r. Z dotychczasowej praktyki wynika, że o ile ramy czasowe jego oświadczeń trzeba traktować mocno elastycznie, to ZAWSZE dokonuje to, czym się pochwalił, co najwyżej trochę później.

Poważnym problemem dla opinii publicznej stanowi maniera wystąpień Muska, czasem nieco niepoważnych, przynajmniej w formie, dlatego powszechnie nie zrozumiano, jakiego faktycznie przełomu wręcz cywilizacyjnego będziemy świadkami w najbliższym czasie ( paru lat ).

Dobrym przykładem jest najnowszy artykuł w Polityco o programie kosmicznym ESA, w którym SpaceX jest traktowana jak jedna z wielu równorzędnych firm kosmicznych, na równi np. z Blue Origin Bezosa. Tymczasem zawodowcy wreszcie zrozumieli, że Starship to nie żadne bajki o żelaznym wilku cwanego pijarowca, tylko jak najbardziej realna przyszłość lotów kosmicznych. Świadczą o tym ostatnio podpisane umowy, w których NASA deklaruje ścisłą współpracę swoich instytutów badawczych ze SpaceX przy problemie lądowania Starshipa na powierzchni Księżyca oraz tankowaniu go na orbicie, co będzie niezbędne np. podczas lotów na Marsa. 

 

Jak widać, kierownictwo NASA z wielkim bólem zaakceptowało Real, jednak prawdziwe problemy dopiero przed nimi. Zmuszone coraz silniejszą konkurencją innych uczestników wyścigu, w obliczu drugiej fali załogowej eksploatacji kosmosu, która się szykuje dzięki znacznej obniżce kosztów startów rakiet, NASA przygotowuje w od kilku lat powtórny lot na Księżyc. Tym razem jednak mający być wstępem do budowy stałej Stacji Księżycowej Deep Space na orbicie Księżyca. W tym celu ULA, monopolista na usługach dla NASA buduje rakietę Orion, nadal jednorazową, będąca ulepszoną kopią Saturna V, w której mają być wykorzystane silniki po Wahadłowcach, w sumie za jedyne 40 mld. $. Od początku był to poroniony pomysł, ponieważ wybrany projekt i tak nie zapewniał możliwości budowy Bazy Księżycowej na jego powierzchni z racji zbyt małej ilości użytecznego ładunku dostarczanego w jednym locie.

Obecnie w obliczu pojawienia się Starshipa, który deklasuje poprzednie jednorazowe rakiety podobnie jak Tir konne furmanki  NASA będzie zmuszone do porzucenia, a przynajmniej radykalnego zmienienia całej swojej flagowej koncepcji powrotu do lotów załogowych.  Po ostatnich umowach widać, że kierownictwo Agencji już to zrozumiało, teraz tylko ciekawy jestem, jak to zahartowani w biurokratycznych bojach urzędnicy przeprowadzą. Oj, będzie sie działo :-)

-- 

 

marek.w
O mnie marek.w

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie