Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski
12675
BLOG

Śmierć z perspektywy ateisty

Marek Błaszkowski Marek Błaszkowski Rozmaitości Obserwuj notkę 38

Jak ateista wyobraża sobie śmierć? Jako brak świadomości. Nieodwracalny brak świadomości. Wieczny sen bez snów, z którego nie będzie przebudzenia.

 

Czy ateista boi się śmierci?

 

Epikur i Lukrecjusz

 

Temat lęku przed śmiercią z perspektywy ateisty był już podejmowany w starożytności. Epikur twierdził, że lęk taki jest nieracjonalny, gdyż „póki jesteśmy my – nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć – nie ma nas”.

 

Lukrecjusz porównywał stan nieistnienia występujący po śmierci z tym stanem, który miał miejsce przed naszymi narodzinami. Skoro nie rozpaczamy, że nie było nas przed stu laty, nie powinniśmy również lękać się tego, że nie będzie nas za sto lat.

 

Wygląda na to, że ateista śmierci się nie boi. Jest to bowiem stan, w którym, z powodu braku świadomości, nie mogą go dotknąć żadne złe doznania. Nawet rozpacz za utraconym życiem będzie mu w tym stanie obca.

 

Inaczej jest z ludźmi religijnymi, którzy wierzą, że śmierć nie jest odejściem w niebyt, lecz zmianą formy istnienia. Tych może przerażać piekło lub możliwość odrodzenia w jakiejś koszmarnej krainie. Śmierć może też przerażać ateistów niepewnych swego światopoglądu. Tacy mogą się obawiać, że „życie pozagrobowe” jednak istnieje i jakaś Wyższa Istota ukaże ich za niedowiarstwo.

 

Z powyższych rozważań można wyciągnąć wniosek, że śmierci nie boją się osoby o zdecydowanych poglądach religijnych (pewne zbawienia przez Boga lub zjednoczenia z Absolutem) lub ateistycznych (pewne, że po śmierci nie czeka nic, a więc także nic złego bądź nieprzyjemnego). Strach przed śmiercią to domena ludzi o chwiejnych poglądach, których przeraża niepewność związana z pośmiertnym losem.

 

Oczywiście nie rozważam tu strachu biologicznego, związanego z instynktem samozachowawczym. Taki strach jest wbudowany w naszą psychikę i uruchamia się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Rozważam strach „metafizyczny” i faktem jest, że takiej metafizycznej grozy w obliczu śmierci ateiści nie okazują. Traktują śmierć jako nieuchronnie następujący po życiu stan braku świadomości. Co więcej, ten stan braku świadomości jest traktowany jako interesująca alternatywa dla życia odbieranego jako „niesatysfakcjonujące”. Stąd ateiści domagają się powszechnej dostępności do eutanazji jako rutynowej procedury w szpitalach. Odczuwam ból lub dyskomfort? Nie mam szansy na poprawę losu? Proszę mnie natychmiast i nieodwracalnie pozbawić świadomości.

 

Moim zdaniem stoicki spokój prezentowany przez „mocnych ateistów” jest spokojem bardziej na pokaz niż szczerym. Nie jest też prawdą, że śmierć z perspektywy „mocnego ateisty” jest radykalnie inna niż z perspektywy „mocnego teisty”, czy „mocnego buddysty”.

 

Omówmy te wątpliwości kolejno

 

Dla ateisty śmierć jest rzeczywistością absolutną, ostateczną i powszechną

 

Lukrecjusz zwrócił uwagę, że nasze istnienie przedziela dwa uciekające w nieskończoność okresy braku świadomości. Niczym dwie półproste, które biorą początek w punkcie „życie”. Jeżeli wyobrazimy sobie strzałkę czasu jako skierowaną w prawo, to półprosta „brak świadomości przed narodzeniem” biegnie w lewo od punktu „życie’, a półprosta „brak świadomości po śmierci” biegnie w prawo od punktu życie.

 

Świadomość pojawia się z niebytu i nieodwracalnie do niebytu powraca. Po śmierci świadomość nie istnieje, nie może więc rozważać, czy wspominać okresu swojego istnienia. Tak samo przed narodzeniem (oczywiście rozumianym przenośnie, a nie jako fizyczny akt narodzin) świadomość nie może antycypować swojego przyszłego świadomego bytu.

 

Śmierć jest stanem permanentnym, życie epizodem. Nie ma miejsca, w którym by świadomość mogła pre-egzystować, nie ma także miejsca, w którym trwałaby po śmierci. Trudno nawet mówić o krzywdzie w postaci braku życia, którą miałby człowiek cierpieć. Przed narodzeniem tak samo jak i po śmierci nie ma bowiem żadnego podmiotu, który mógłby tej krzywdy doznawać. Istnieje tylko (a właściwie nie istnieje) nicość.

 

Dlatego nicość, rozumiana jako brak świadomości, brak postrzegania jest fundamentem świata ateisty. W tej chwili postrzega on i istnieje, ale jest to stan ulotny. Brak postrzegania, który go czeka po śmierci, jest natomiast stanem trwałym i nieodwracalnym.

 

Nicość i śmierć to docelowy stan, w którym ateista pozostanie na zawsze. Trudno mi wierzyć, żeby ateista nie interesował się stanem, w którym na pewno (zgodnie z własnym niezachwianym przekonaniem) spędzi całą, nieodwracalną wieczność. Wobec tej przyszłości wszelkie stany efemerycznej świadomości wydają się błahostką.

 

Życie ateisty w ogóle nie jest partnerem wobec jego śmierci. Śmierć jest jego ostatecznym, trwałym i nieuchronnym losem

 

 Ateista nie przyjmuje perspektywy wiecznego braku świadomości z radością. Raczej traktuje to jako „naukowy fakt”, z którym trzeba się pogodzić, sięgając po wszelkie mechanizmy psychologiczne, jakie są dostępne.

 

Ateista nie może uznać, że czas jest związany ze stanem świadomości i wszelkie mówienie o „przedtem” i „potem” jest pozbawione sensu lub obarczone logicznym błędem. Ateista uznaje świadomość za funkcję materialnego mózgu, materię zaś za istniejącą obiektywnie i pierwotnie wobec świadomości, która odwiedza obszar istnienia tylko na ulotną chwilę. Dla ateisty jest więc z konieczności i „przedtem” i „potem” tylko na wieki wieków bez niego.

 

Podłoże metafizyczne ateisty jako osoby

 

Ateiści wyraźnie dążą do utożsamienia osobowości (rozumianej także jako zdolność do nabywania praw, w tym prawa do życia ) ze stanem świadomości i to świadomości dostatecznie jasnej, aby generować „samoświadomość”. Ateistyczni etycy godzą się na przyznanie prawa dziedziczenia dzieciom poczętym choć jeszcze nieświadomym, czy prawa do życia noworodkom, których samoświadomość jest niewielka. Wydaje mi się jednak, że traktują to na zasadzie pewnej fikcji prawnej, którą stosujemy także wobec korporacji, uznawanych za osoby w niektórych obszarach prawa. Trend ateistycznej etyki jest jasny – osoba to pełna świadomość połączona z samoświadomością. ( Pojawia się tu od razu zagadnienie, ciekawe nie tylko dla ateistów, samoświadomej sztuczne inteligencji. Zagadnienie to jednak znacznie przekracza ramy niniejszego artykułu).

 

Być osobą, znaczy być świadomym. Podłożem świadomości jest zaś sprawny mózg. Świadomość pojawia się na odpowiednim etapie rozwoju mózgu i wraz z jego śmiercią zanika.

 

Każda świadomość jest odrębną wyspą. Jakiekolwiek połączenie świadomości lub bezpośredni kontakt między nimi nie są możliwe. Komunikacja może odbywać się tylko pośrednio- przez znaki, czy bodźce fizyczne. Samoświadomość jednej osoby jest absolutnie niedostępna drugiej. Gdyby bowiem była, odrębność między jednostkami zatarłaby się i ateiści rozważając w ogóle taką możliwość, musieliby założyć (choćby tylko hipotetycznie) istnienie rzeczywistości duchowej, a przecież niewiara w taką rzeczywistość jest podstawą ich światopoglądu.

 

Samotne wyspy świadomości nieodwracalnie gasną wraz ze śmiercią pojedynczych mózgów, które je niosły. Cóż więc jest dalej nośnikiem ontologicznym osoby ludzkiej? Nic. Czyli nicość. Znów wracamy do tezy, że nicość, absolutny brak istnienia jest fundamentem świata ateisty.

 

Ateistyczna nadzieja na zbawienie

 

Wbrew własnym deklaracjom ateiści wcale nie są pogodzeni z perspektywą śmierci rozumianej jako wieczne nieistnienie. Przyjmują ten fakt do wiadomości, jako wniosek wynikający z ich światopoglądu, ale wierzą, że istnieje możliwość uniknięcia śmierci związana z postępem technologicznym.

 

Przy obecnym stanie nauki wypowiedzi ateistów związane z nadzieją na życie wieczne mają charakter prognoz dotyczących rozwoju technologii w przyszłości.

 

Nadzieję swoją ateiści budują na:

-        wierze w postęp genetyki i biotechnologii, która ma zapewnić wieczne życie ciału będącemu nośnikiem świadomości

-        wierze w postęp informatyki, która pozwoli nam przenosić ludzką świadomość do nośników bardziej trwałych niż ciało i w ten sposób zachować ją na wieki od zniszczenia

-        wierze w postęp inżynierii kosmicznej, która pozwoli nam zasiedlić inne planety, a także w przyszłości uniknąć konsekwencji zgaśnięcia słońca, wybuchu supernowych i innych kataklizmów.

 

Powyższe nadzieje formułowane są nie tylko w literaturze s-f, ale także przez uznane autorytety naukowe. Wygląda na to, że człowiek, odrzucając Boga, nie odrzucił nadziei na zbawienie. Tylko teraz, z perspektywy ateistycznej, czuje się w obowiązku osiągnąć to zbawienie o własnych siłach.

 

Swoją drogą ciekaw jestem, czy w literaturze ateistycznej już została sformułowana wizja zmartwychwstania. Byłoby to poważne wyzwanie, gdyż umarłych (zgodnie z ateistycznym poglądem) nie ma. Nie ma więc nikogo, kogo można by wskrzesić. Idę jednak o zakład, że prędzej czy później taka wizja się pojawi.

 

Ateistyczna i religijna wizja śmierci nie są od siebie zupełnie różne

 

Piekło jest opisane tylko w Koranie. To on m.in. w Surach 4 i 22 opisuje los, który spotka niewiernych po śmierci. Będą mieli ubranie z ognia, będą polewani wrzątkiem, kiedy będą próbowali uciec, zostaną znów zawleczeni na miejsce kaźni żelaznymi hakami.

 

Biblia wizji piekła nie zawiera. Piekło pojawia się w apokryfach np. Apokalipsie Św. Pawła (gdzie opisywane jest z sadystyczną drobiazgowością). Natomiast Biblii nie jest obcy lęk przed wizją wiecznego unicestwienia, przed wizją, która dziś jednoznacznie kojarzy się ze światopoglądem ateistycznym.

 

Psalmy oraz Księga Kaznodziei Salomona zawierają liczne przykłady obawy przed Szeolem traktowanym jako Otchłań Nicości. Są to stwierdzenia takie jak „w grobie człowiek nie pamięta o Bogu”, „ w tym dniu giną wszystkie zamysły jego” ‘Panie, czy proch może cię wysławiać?” „Jednaki jest los ludzi i zwierząt” itd.

 

Jednocześnie w Biblii występuje napięcie między tą przerażającą wizją nicości, a nadzieją na dalszą egzystencję po śmierci. Psalm 17 zawiera nadzieję obudzenia się po śmierci i „nasycenia widokiem Pana”, Psalm 139 mówi, że Bóg trwa przy człowieku, nawet gdy ten się „położy w Szeolu”. Hiob woła : „Ja wierzę, że Odkupiciel mój żyje i nad prochem mym stanie”

 

Nadzieja chrześcijańska jest oparta na tym, że Chrystus pokonał śmierć. Apokalipsa Św. Jana przepowiada, że śmierć będzie unicestwiona jako ostatni wróg.

 

Stanowisko chrześcijańskie wobec śmierci nie różni się więc specjalnie od ateistycznego. Ateiści nie wierzą w istnienie Boga i spodziewają się zakończyć swoją ziemską wędrówkę w nicości. Chrześcijanie uważają, że bez Boga człowiek narażony byłby na pochłonięcie przez nicość. Poglądy obu stron na śmierć są de facto zgodne.

 

To nicość rozumiana jako odłącznie od Boga jest źródłem obawy chrześcijanina w obliczu śmierci. Ta sama Nicość, którą ateista z góry akceptuje i nie widzi przed nią ucieczki (poza ucieczką poprzez rozwój technologii). Lęk przed obrazowo przedstawionym piekłem to domena islamu.

 

Nie mam już miejsca na skonfrontowanie ateistycznej wizji śmierci ze światopoglądem buddyjskim, ale warto temat zasygnalizować. Buddyzm to ego, którego ludzie zachodu boją się utracić, uważa za ego fałszywe. Nie przechodzi ono przez bramę śmierci. Jest natomiast źródłem utrapień i wytwarza „złą karmę”. Oświecenie to wejście w coś co człowiekowi Zachodu wydaje się nicością, a w istocie jest prawdziwym umysłem. Nicości nie ma, ponieważ świat jest duchowej natury. Gdy się to zrozumie, nadchodzi wyzwolenie nawet na samym dnie piekła. Człowiek jest bowiem z natury wolny.

 

Wygląda więc na to, że z buddyjskiego punktu widzenia ucieczka przed nicością przedsięwzięta przez człowieka Zachodu jest ucieczką przed swoją prawdziwą naturą.

 

Jako chrześcijanin w tym zakresie buddyjski pogląd podzielam

https://twitter.com/Blaszkowski_

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Rozmaitości